28.08.2019

Od Liama CD Kangsoo

Wzruszyłem ramionami, odwracając wzrok od Azjaty. Cały czas miałem przed oczami ten dziwny pierścień... co samo w sobie jest dziwne, bo zwykle nie zwracałem uwagi na biżuterię. A teraz...
Pokręciłem głową. Dobra, to bez sensu. Zapomnij. Po prostu zapomnij. Masz ważniejrze rzeczy do roboty.
W końcu wsiedliśmy z Kangsoo do samochodu. Rzuciłem szybkie spojrzenie w lusterko wsteczne, na chłopaka na tylnym siedzeniu. I Lunę. Miałem nadzieję, że suczka go choć trochę nastraszy.
Sądząc po minie chłopaka, który właśnie zezował na warczącego owczarka, tak właśnie było.
- Czas na wyjaśnienia - mruknąłem, przekręcając kluczyk w stacyjce. Silnik zamruczał cicho, pobudzony do działania. - Co to, do cholery jasnej, było?
Chłopak nie podniósł na mnie wzroku. Nie odezwał się, dopóki nie ruszyłem i nie dojechałem do skrzyżowania, na którym narozrabiał. Dopiero wtedy, oparłszy ciężko głowę o siedzenie Kangsoo, wymamrotał:
- To miała być zwykła zabawa...
- Rodzice cię nie uświadomili, że przedstawiciel naszej rasy plus narkotyki równa się kłopoty? - syknąłem, włączając kierunkowskaz i ostro biorąc zakręt. Samochodem zatrzęsło, gdy wyprostowałem kierownicę. Kangsoo złapał kurczowo drzwi, chłopak wyprostował się gwałtownie, a podminowana wydarzeniami dzisiejszego dnia Luna zaczęła szczekać. Napięła przypiętą do mojego fotela smycz i kłapnęła zębami tuż przy uchu młodego drakonida, zmuszając go do przyciśnięcia się do drzwi.
- Ja nie... - szepnął wystraszony. - Nie wiedziałem...
Poczułem na ramieniu dłoń, którą strzepnąłem z ostrzegawczym warknięciem. Tak, jeśli ktoś jeszcze nie zauważył, byłem zirytowany. BARDZO zirytowany i podminowany.
- On też jest zdenerwowany tym wszystkim - mruknął Kangsoo, zabierając rękę i patrząc na mnie z lekkim niepokojem, jak wcześniej na Lunę.
- Gdyby nie jego głupota, żadne z nas nie byłoby w tym momencie "zdenerwowane" - zauważyłem. Ponownie mój wzrok powędrował w lusterko wsteczne. - Ty nie co? Nie pomyślałeś? - z jego miny wyczytałem, że tak właśnie było. - Nie pomyślałeś - zaśmiałem się. - I przez to naraziłeś cały nasz rodzaj na ujawnienie - walnąłem otwartą dłonią w kierownicę tak szybko, że Kangsoo podskoczył zaskoczony. Chłopaka to jednak nie ruszyło, patrzył uparcie na swoje buty. - Kurwa. Coś ty sobie... Jak ty się w zasadzie nazywasz?
- Flin - mruknął tak cicho, że ktoś o zwyczajnym słuchu by go nie usłyszał.
- Flin jak?
- Flin Blackwood - potarł oczy palcami, co kazało mi przypuszczać, że właśnie powstrzymywał się od płaczu.
- Dobra, Flinie Blackwoodzie - wycedziłem. - Teraz grzecznie podasz mi adres domu, w którym mieszkasz, mam nadzieję, że z rodzicami, bo chciałbym z nimi pomówić.
Jego spojrzenie spotkało się z moim w lusterku, gdy podawał nazwę ulicy. Gdzieś w Portland.
- Znalazłeś się daleko od domu - mruknąłem. Nie miałem czasu odwozić go tak daleko. Miałem obowiązki, musiałem za dwie godziny być w pracy na popołudniowej zmianie. Zakląłem pod nosem, ale zaraz wpadłem na pomysł, jak rozwiązać sytuację.
Sięgnąłem do schowka po komórkę.
- To co teraz? - zapytał Kangsoo, patrząc dyskretnie na chłopaka.
- Masz szczęście, całkiem możliwe, że oszczędzona nam będzie ponad trzygodzinna wycieczka i szybciej wrócisz do domu - uśmiechnąłem się, chcąc załagodzić nieco atmosferę. Gdy emocje opadły, udało mi się w końcu uspokoić. - Zwalimy to na barki kogoś innego - dodałem w ramach wytłumaczenia. - Może jeśli chodzi o zastraszanie idzie jej gorzej ode mnie, ale na pewno sobie poradzi.
Wybrałem numer siostry, włączyłem głośnik i położyłem urządzenie na kolanach. Odebrała po trzech sygnałach.
- Mam nadzieję, że to coś ważnego, bo właśnie przerwałeś mi składanie tortu.
Uśmiechnąłem się ciepło. No jasne, co innego mogłaby robić.
- Mam do ciebie sprawę - zacząłem. Po czym opowiedziałem wszystko, co się wydarzyło od momentu stanięcia w korku do teraz. Wysłuchała wszystkiego w ciszy, a gdy zamilkłem, czekając na jej reakcję, usłyszałem tylko przeciągłe westchnięcie.
- Dobra, dawaj tu tego bachora - nie lubiła dzieci, bez względu na to, jak niewiele lat dzieliło ją od takiego "bachora". - Miałam co prawda jechać po pracy do Charlesa, ale myślę, że poradzi sobie jeden dodatkowy dzień beze mnie - miała na myśli swojego konia. No tak. Jak nie cukiernia, to stajnia. Cała Ana.
- Dzięki, jesteś wielka - rzuciłem, po czym rozłączyłem się. Wrzuciłem kierunkowskaz i skręciłem w drogę prowadzącą do Pioneer Square. - Wpadniemy do kawiarni mojej siostry, która zajmie się dalej Flinem - wytłumaczyłem, czując się w obowiązku zaznajomić Kangsoo z moim planem. W końcu poświęcał swój czas, żeby mi pomóc. - Jeśli się nam poszczęści i będzie w dobrym humorze - przez telefon nie sposób tego stwierdzić - może załapiemy się nawet na degustację któregoś z jej ciast - posłałem Kangsoo szybki uśmiech, nim wróciłem spojrzeniem na drogę.

Kangsoo?
wcale nie, gdybym ja dostała tak beznadziejne zakończenie, z jakim Cię zostawiłam, lepiej bym z tego nie wybrnęła ;*

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics