16.08.2019

Od Vergila - Event

Akurat w chwili, gdy na głowie Vergila pojawiały się coraz to kolejne problemy, złośliwy los postanowił dorzucić na jego barki jeszcze jeden, tak by mężczyzna nie miał przypadkiem chwili spokoju. Wszystko zaczęło się w momencie, gdy wieczorną sesję pisania przerwały wibracje telefonu. Svensson prewencyjnie zapisał dokument, by później ściągnąć z nosa okulary i podnieść urządzenie na wysokość oczu. Spotkanie w Akademii. Napisał szybko do Harriet, gdyż ta zapewne miała więcej informacji niż ktoś inny. W połowie wprowadzania wiadomości spojrzał przez jedyne odsłonięte okno w salonie, które z lenistwa pozostawił w takim stanie. Dziwne chmury zbierały się nad horyzontem, napawając Norwega niepokojem. Jeszcze dłuższą chwilę się w nie wpatrywał, układając myśli w głowie, po czym westchnął, zablokował telefon i wrócił do nieco mniej spokojnego pisania niż robił to wcześniej.

***

Przez całe przemówienie, a także część spotkania po nim postanowił milczeć. Takie wczesne wstawanie, połączone w dodatku ze słuchaniem, jak to grupa połączonych ze sobą bez większego sensu osób uratuje, czy może nawet zbawi Seattle, nie wpasowywało się w plan idealnie spędzonego poranka czy, ogólnie, dnia. Można było więc powiedzieć, iż towarzyszył grupie, w jakiej był, jak naburmuszone dziecko, twarz wtulając w postawiony kołnierz kurtki, a dłonie wsuwając do kieszeni spodni. Gdy pozostali się przedstawiali, poruszał się jedynie w miejscu, czym chciał wyraźnie pokazać, że wolałby być w zupełnie gdzie indziej. Pozostali pewnie podzielali zdanie Vergila, lecz, z powodu stresu czy innych czynników, woleli się do tej kwestii nie odnosić. Może to i dobrze. Morale są ważne w drużynie, a narzekanie na rzeczy, na jakie się wpływu nie ma, na pewno na nie cudownie nie wpływa.
Wtedy jednak uwagę przykuł smok czy inny gad, wygadany w pewnym sensie, co automatycznie spotkało się z antagonistyczną reakcją ze strony wojownika. Pomimo raczej ludzkiego wyglądu nadal Norweg posiadał w sobie coś ze zwierzęcia, jego krew czy też instynkty. W tym wypadku obudziła się iście pierwotna potrzeba sprowadzenia nieposłusznego szczeniaka do odpowiedniego poziomu. Samozwańczy alfa wyprostował się więc, napinając mięśnie i dodając sobie jeszcze kilka centymetrów. Opanował się przed zawarczeniem czy ukazaniem lśniących oczu. Nie chciał wzbudzać żadnych konfliktów, a jedynie naprostować młodzika. Takie lekkie, ojcowskie uderzenie w tył głowy.
— Preferowałbym, abyś trzymał się z dala od mojego umysłu. To się tyczy także pozostałych — mruknął, gromiąc wzrokiem gadzinę przed sobą, jakby zupełnie zignorował Kangsoo — Jestem berserkiem. Potrafię przemieniać się w zwierzę, a także posiadam nadludzką siłę, połączoną z regeneracją,... — Vergil przerwał monotonną wypowiedź westchnięciem — Najpewniej będę mięśniami tej grupy. Ostrzegam też z góry, że jutro raczej nie będę trzymał emocji na wodzy. Lepiej będzie, jeśli ktoś mnie nie wkurwi.
Czuł, że zepsuł atmosferę. Jakoś wybitnie go to nie zabolało. W końcu, w takie dni jak te, gdy śmierć czeka za rogiem, nie ma czasu na radość. A prawdą ogólną było, że jeśli Vergil był niezadowolony, nikt wokół nie mógł być szczęśliwy.


Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics