Mężczyzna dokładnie słuchał swojej towarzyszki, lecz nie bardzo miał
ochotę kontynuować temat jej nieistniejącej ciąży. Gdy ta stanęła
naprzeciwko bruneta, spojrzał na jej delikatną twarz i nawiązał kontakt
wzrokowy, aby dokładnie zrozumieć jej słowa.
— Rozumiem —
powiedział spokojnie, na co blondynka lekko westchnęła — Ale.. nawet
jakby to była prawda, pomagałbym Ci i wspierał, jakbym tylko mógł —
dodał z delikatnym uśmiechem, który odwdzięczyła jasnowłosa — Ale że
wszystko jest po staremu — zaczął i rozglądnął się po parku — To może
podejdziemy do mojego pubu. Tam napijemy się czegoś.. dobrego — dodał
delikatnie unosząc przy tym brew.
— Dobry pomysł — rzekła po chwili.
Oby
dwoje ruszyli w kierunku Silent Crow, które na szczęście znajdowało się
dość blisko, bo gdy tylko minęli próg lokalu, na dworze zaczął padać
letni deszcz, który zmoczyłby parę przyjaciół do suchej nitki. Weszli do
części prywatnej pubu, gdzie znajdowała się wygodna kanapa wraz z
czarnym stolikiem obok oraz kilkoma dekoracjami w postaci obrazów czy
doniczkowych roślin. Nim jednak zasiedli na swoim miejscu, wybrali
jakieś dobre wino oraz przekąskę w postaci orzeszków, po czym wrócili na
kanapę, na której rozsiedli się jak u siebie. Mężczyzna polał napoju do
dwóch wysokich lampek i jeden z nich wręczył swojej towarzyszce,
delikatnie stuknęli szklane naczynia i wyzerowali je, bo kto powiedział,
że ich dwójka jest normalna.
— Są jakieś spotkania na dniach? — spytała blondynka po dłuższej chwili.
—
Po ostatniej akcji z policją kruki ucichły. Pomimo dobrej opinii, muszą
przeczekać i uspokoić miasto — odpowiedział po upiciu napoju — Bractwo
ma podobne — dodał z lekkim westchnięciem.
— Czyli nic ciekawego — odparła cicho.
Gdy
brunet wziął oddech na kolejną część zdań, zauważył, że jego telefon,
leżący na stoliku, zaświecił się jasnym światłem, a na jego ekranie
ukazał się numer prywatny. Połączeniu towarzyszyły także irytujące
wibrację, które drażniły czuły słuch mężczyzny, a że przeważnie odbiera
każdy numer, tym razem uczynił tak samo.
— Witaj. Z tej strony
Margaret Brendle, chyba jeszcze mnie Pan pamięta. — powiedziała kobieta
od razu, gdy usłyszała głos bruneta.
— Dzień dobry. — przywitał
się poprawiając siad na kanapie — Pani kapitan z Sopportare. Jakbym mógł
nie pamiętać — dodał spokojnym tonem.
— Cieszę się. — mruknęła krótko — Jest pilna sprawa do omówienia, która nie może długo czekać.
— I pewnie nie jest też na rozmowę przez telefon.
— Zgadza się. Dasz radę zjawić się dzisiaj wieczorem? — spytała zaraz.
— Najszybciej jutro w południe — odpowiedział.
— Dobrze. Akurat wtedy nie będzie Harris'a w biurze.
— Czyli to coś przeciwko niemu?
— Nie, ale on nie wysłałby Ciebie.. Nie ważne. Do jutra.
Mężczyzna
słysząc dźwięk rozłączonego połączenia, spojrzał krótko na ekran
telefonu i odłożył go na stolik, jakby nie doszło do żadnej rozmowy.
Cicho westchnął i zerknął na Natalie, która wygląda na zamyśloną.
— Słyszałaś — stwierdził zerując lampkę z winem — Pewnie jakieś kolejne zabawy w kotka i myszkę.
— A co jeśli jakaś pułapka? — zerknęła na bruneta.
—
Brendle nie raz uratowała mi życie przed zjebem Harris'em, panem
kapitan, który chce się mnie pozbyć, a jak można było zauważyć ich
taktykę, na Ciebie też polowali — wyjaśnił.
— Być może..
Gdy
temat sopp poszedł w niepamięć, przyjaciele przeszli na bardziej
przyjemniejsze tematy, które spowodowały, że ich spotkanie przedłużyło
się do samego wieczoru. Lekko wcięci winem zamówili taksówkę, która
najpierw zawiozła Natalie do domu, a później samego Michaela, który
zapłacił za transport.
Następny dzień, brunet zaczął od jakiejś
wrednej wiadomości do swojej blondwłosej przyjaciółki, która zaraz
odpisała mu w podobny sposób, co ucieszyło ciemnowłosego. Z czasem
opuścił swoją sypialnie, ogarnął posiłek oraz siebie, po czym
przygotował się na spotkanie w siedzibie Sopportare.
Gdy wybiła
punkt dwunasta, jego osoba zawitała do biura pani kapitan, gdzie zastał
ją samą za biurkiem. Ominęli wszelkie zwroty grzecznościowe i przeszli
do tematu.
— Wynajęci szpiedzy zrezygnowali ze współpracy, a nasi
ludzie bez słowa zniknęli w Australijskich miastach. Podejrzewamy, że za
ich zniknięciem stoi jakaś tamtejsza mafia lub, co gorsze, istoty
nadnaturalne.
— Rozumiem. Czyli mam tam polecieć, spytać się mafii
o waszych kolegów i uratować im tyłki, bo sami nie potrafią o siebie
zadbać?
— Coś w ten deseń. — westchnęła ukazując mapę Australii —
Jest pięć miast do przeszukania. W każdym z nich musisz inaczej
wyglądać, żeby za szybko Cię nie rozpoznali. Wszystko pokryje
nieświadomy Harris, więc o to się martw.
— Tyle dobrego. Wiesz tylko, że te miasta są ogromne i szukanie ich zajmie mi wieki.
—
Dla tego dostaniesz wykrywacz chipów, które mają wszczepione nasi
ludzie. Mają duży zasięg, więc nawet jadąc autem dasz radę ich namierzyć
— odpowiedziała — A i znajdziemy Ci kogoś do towarzystwa, żebyś nie
czuł się samotnie.
Gdy ciemnowłosy chciał już się pożegnać i
opuścić biuro kapitan, do środka weszła jasnowłosa kobieta, której imię
brzmi.. Natalie.
— Nat, co ty tu.. — mruknął brunet marszcząc brwi — Brendle, czy ty oszalałaś? — spojrzał na kapitan.
— Widziałam, jak dobrze dogadujesz się z panią Miller i pomyślałam, żeby wysłać was tam razem. — wyjaśniła prostując się.
— Ale to jest niebezpieczne. — warknął demon.
—
Spokój — mruknęła kobieta przykładając elektryczną pałkę do szyi
mężczyzny — Dobrze wiesz, w jakiej sytuacji obecnie jesteś. Dobrze
wiesz, ilu ludzi masz na sumieniu. Przez to już dawno powinieneś gryźć
piach. — mówiła mocny tonem — A teraz pozwól, że wyjaśnię wszystko raz
jeszcze.. — dodała spokojnie z uśmiechem, odkładając przy tym swoja
broń.
Natalie?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz