Gdy brunet wybudził się z długiego snu, poczuł na sobie ciepłe
promienie słońca, które dopiero co wschodziło. Przeciągnął się leniwie
na łóżku, lecz zaraz zauważył, że kogoś mu brakuje, a dokładnie Manon,
która musiała wstać wcześniej od niego. Przetarł zmęczoną twarz i
podniósł się do siadu, co nie sprawiło mu większego problemu. Spojrzał
po sobie, a następnie na pokój, który nadal wyglądał tak samo. Wstał z
łóżka i skierował się do wyjścia, a czuły słuch zaprowadził go na
zewnątrz, gdzie spotkał Loren oraz swoją przyjaciółkę.
— Widziałeś? — zaśmiała się nerwowo wracając wzrokiem na swoje czyny.
— Nawet czułem — rzekł po chwili i podszedł do kobiet — To są te twoje czary? — zerknął na rudą.
— Zgadza się. — odpowiedziała krótko.
Jednak
gdy ruda chciała coś wyjaśnić, ta z zaniepokojeniem skupiła na czymś
swój słuch, co zaraz mógł usłyszeć także Connor, a później Manon. Owym
dźwiękiem był stukot końskich kopyt, wraz z którym przybyło nieprzyjemne
zimno. Loren od razu pogoniła przyjaciół do domku i kazała siedzieć
cicho, choć brunet znał ten dźwięk, miał ochotę wyjść i stanąć naprzeciw
Umarłym. Powstrzymała go od tego Manon, która kurczowo trzymała rękę
chłopaka, mówiąc przy tym, żeby ten się nie wygłupiał. Odpuścił. Siadł
zirytowany na krześle i nasłuchiwał rozmowy, jaką odbyła ruda wraz z
umarłymi.
— Myślisz, że to ci sami? — spytała białowłosa.
— Raczej nie — odpowiedział ze wzrokiem wbitym w ścianę — Tamci już by nas nie znaleźli — dodał zaraz.
— A myślisz, że tamci zginęli?
—
Mam taką nadzieję — zerknął na kobietę — A jeśli nie, to ich dobiję —
dodał wzruszając ramionami, na co blondynka cicho westchnęła.
Gdy
drzwi domku nagle się otwarły, w progu stanął niewielkie żołnierz w
zbroi Umarłych, lecz ten nie wyglądał wrogo. Zlustrował przyjaciół, a
szczególnie Connora, który przywitał obcego niepewnym spojrzeniem.
— Już sobie popatrzyłeś? — mruknęła Loren, która weszła do domku — Zwykła młodzież, nic więcej.
Żołnierz przytaknął i spokojnym krokiem wyszedł, po czym zabrał całą zgraję za sobą.
— Czego chciał? — spytał brunet.
—
Upewnić się, że nie posiadam kolejnych nadludzi — odpowiedziała z
westchnięciem. — Muszę was odstawić do miasta i to jak najszybciej.
— Nadal nie powiedziałaś, co z nami zrobiłaś — wstał brunet.
— Dowiecie się w akademii.
Para przyjaciół potrzebowała dobrego tygodnia, żeby dojść do siebie i w
miarę możliwości się zregenerować. Przez ten czas brunet nie odczuł
jakiejś większej zmiany, gdyż i tak widywał poltery w swoim otoczeniu.
Czas jednak było wrócić do akademii, odebrać Lokiego i załatwić wszelkie
papiery o zajęcia indywidualne, skupiając się głównie na zdolności.
Tego
ranka, mężczyzna zjawił się na sali gimnastycznej, gdzie czekał na
niego sam dyrektor. Bez zbędnego gadania przeszli od razu do wyjaśnień i
tłumaczeń, gdyż sam dyrektor nie mógł rozgryźć zdolności chłopaka.
— Wiem! — odparł nagle mężczyzna, co lekko wzdrygnęło brunetem.
— Słucham więc.
— Zaklęcie zmieniło Ci rasę, ale tak nie do końca — odpowiedział — Poltery zostały, lecz przemiana w jaszczura jest niemożliwa.
— Tyle to wiem.
— Skup się — podszedł do młodego — Pomyśl o.. jakimś leśnym zwierzęciu.
Jak
powiedział, tak też zrobił, przez co od razu poczuł dziwny przypływ
energii. Ciało Connora w moment przybrało inny wygląd, a dokładnie wilka
szarego..
— Leszy jak się patrzy — westchnął mężczyzna.
— Dzień... dobry? — na sali nagle rozległ się głos Manon — Nie przeszkadzam?
— Ależ skąd, zapraszam. Właśnie rozgryzłem zdolność Twojego przyjaciela — odparł dyrektor wskazując na wilka.
— Wilkołak?
— Leszy — odpowiedział zaraz — Cóż, czas na Ciebie, Manon.
Manon? No dawaj Panno od Marihuany.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz