21.08.2019

Od Any CD Michaela

Jak zawsze weekend w towarzystwie zwierzyńca mojego brata minął wypełniony po brzegi wrzaskami Tokki. Lubię zwierzęta, naprawdę. Ale ta papuga ma niespotykanie nieznośny charakter. To samo tyczy się warana, którego na szczęście wystarczyło zamknąć w terrarium i był spokój. Luna z całej zbieraniny była chyba najspokojniejsza, choć i ona miewa odstrzały od normy, a z Archerem wyczyniają istne cuda. Na szczęście ją Liam zabrał ze sobą.
Przez co biedny wilczak, sterroryzowany przez zwierzaki mojego brata, cały weekend nie odstępował mnie na krok. Nawet podczas pieczenia, co było dość uciążliwe, bo zamiast jak zwykle ułożyć się w kącie i przyglądać mojej krzątaninie, łaził za mną i co chwilę wpadał mi pod nogi.
W końcu udało mi się jednak upiec trzy piętra tortu zamówionego na poniedziałek, a jedno nawet udekorować, nim usłyszałam, jak pod mój dom podjeżdża jakiś samochód. Zaraz zgasł silnik, trzasnęły otwierane i zamykane drzwi, po czym rozległy się szybkie kroki na schodach.
Rozpoznawszy po nich mojego brata, zirytowana odłożyłam rękaw cukierniczy do stojącego obok kubka i poszłam otworzyć drzwi.
Mordercze spojrzenie rzucone w jego stronę niemal natychmiast zastąpiło zaskoczone, a po chwili zaniepokojone. Nie wyglądał za dobrze z głębokimi worami pod oczami i bladą twarzą.
- Co się stało? - zapytałam ze zmarszczonymi brwiami, gdy bez słowa minął mnie w drzwiach i wszedł do środka. - Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
Prychnął w odpowiedzi. Zaraz z głębi domu dobiegł nas skrzek Tokki:
- Co jest, kurwa!
- No i znowu zaczyna - westchnęłam, zamykając drzwi. - Mógłbyś powściągać przy niej język, skoro tak szybko łapie nowe słowa.
Nie otrzymałam odpowiedzi, co zaniepokoiło mnie już nie na żarty. Zwykle nie odpuszczał sobie odpowiedzenia złośliwością na złośliwość.
- Co ci? - weszłam za nim do salonu, gdzie brat zatrzymał się i rozejrzał uważnie, jakby czegoś szukał. - Liam?
- Jest tu ten twój znajomy? - zapytał napiętym tonem. Zamrugałam zdziwiona pytaniem, ale zaprzeczyłam. - Czy on jest jakimś rodzajem nadnaturalnych? Nie wyczułem tego co prawda, ale jakoś szczególnie się na tym nie skupiałem...
- Po co ci to wiedzieć? - zapytałam, ale nim otrzymałam odpowiedź, usłyszałam na schodach kroki kolejnej osoby.
Jakby przywołany naszą rozmową, Michael stanął przed drzwiami mojego domu. Nim zdążył zapukać, krzyknęłam:
- Możesz wpuścić się sam!
Gdy demon pojawił się u mojego boku, w wejściu do salonu, nadal nie spuszczałam wzroku z brata. Który wbijał wzrok w bruneta z przerażeniem doskonale widocznym na twarzy.
- Chyba twój brat nie czuje się za dobrze. Czy coś mu się stało? - spytał Mike ze zdziwieniem. Spojrzałam na niego kątem oka. Dostrzegłam w jego oczach błysk satysfakcji. Co tu się...
- Dobrze wiesz, co mi się stało - warknął Liam. Gdyby jego spojrzenie mogło zabijać, miałabym już w salonie trupa. Wodziłam zszokowanym spojrzeniem między jednym mężczyzną a drugim, nie potrafiąc zrozumieć, o co im chodzi.
- Dobra, starczy tego starcia na spojrzenia - ponownie, jak zaledwie kilka dni temu, stanęłam między jednym i drugim. - Czy mogę wiedzieć, o co to całe zamieszanie?
- Twój przyjaciel - Liam wypluł ostatnie słowo, jakby nie chciało przejść mu przez gardło - to jakiś cholerny demon czy coś. Wlazł mi do snu!
Popatrzyłam na Liama z pobłażaniem.
- Znowu zacząłeś ćpać? - spytałam, pół żartem, pół serio. Tak naprawdę nigdy nie zaczął, miał tylko pojedynczy epizod z narkotykami gdy jeszcze był nastolatkiem, po którym stracił kontrolę nad sobą, w gadziej postaci zmasakrował pół naszego rodzinnego miasteczka i naraził nasz gatunek na ujawnienie. Gdy już otrzeźwiał przysiągł, że nigdy więcej nie zażyje żadnych środków odurzających. Jak na razie postanowienia dotrzymywał.
- To było jendorazowe, o czym wiesz doskonale, i NIE - warknął Liam. Zrobił krok naprzód, w stronę Mike'a. Gdybym nie stała mu na drodze, pewnie znowu doszłoby do rękoczynów, a tak tylko wycelował w bruneta palcem. - Nie wiem, jakim cudem, ale wlazł do mojego cholernego snu!
Spojrzałam ponad ramieniem na Michaela. Stał nieruchomo w tym samym miejscu, co przed chwilą i wpatrywał się w Liama spokojnie. Ale zaraz ponownie dostrzegłam w jego spojrzeniu iskierkę stysfakcji.
No ja nie wierzę.
- Dobra. Wystarczy - wróciłam spojrzeniem do Liama. - Zabieraj swoją krzykaczkę i Puszka. Tak się składa, że jestem chwilowo trochę bardzo zajęta. Wpadnę do ciebie później, jak będę miała czas - rzuciłam znaczące spojrzenie za plecy, na Mike'a. - I jak porozmawiam sobie z tym tutaj.
Moje słowa zwróciły uwagę bruneta. Spojrzał na mnie i posłał uśmiech niewiniątka.
W końcu Liam, złorzecząc, zabrał klatkę z Tokką i Puszka, po czym ulotnił się tak szybko, jak się pojawił, nie zaszczycając nas nawet krótkim słowem porzegnania.
- No cóóóż - rzuciłam Michaelowi przeciągłe spojrzenie. - Jak już tu jesteś, i skoro i tak mamy do pogadania, to mi pomożesz. Bo naprawdę mam coś pilnego do zrobienia.
Mężczyzna skinął głową i posłusznie podążył za mną do kuchni. Archer, szczęśliwy z pozbycia się dodatkowych lokatorów, podreptał za nami i tym razem ułożył się w zwyczajowym miejscu w kącie koło lodówki, by mieć nas na oku.
- Muszę udekorować te dwa piętra - wskazałam na leżące na stole ciasta. - Przeciąć biszkopt, położyć masę i dekoracje oraz masę cukrową na wierzch.
- Wątpię, żebym ci się szczególnie przydał przy tym - zauważył ostrożnie Mike.
- Będziesz chłopcem na posyłki - mieszał lukier, przekładał go do rękawów i podawał to, o co poproszę - uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco. - Nic trudnego, poradzisz sobie. A jak masz trochę więcej czasu - uśmiechnęłam się diabolicznie - pomożesz mi to przewieść do cukierni i złożyć.
Wszyscy będą przeszczęśliwi, że choć raz spadnie z nich ten grożący zawałem lub załamaniem nerwowym obowiązek.

Michael?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics