20.08.2019

Od Liama CD Kangsoo

To nie był zwykły wypadek. Nie trzeba było być Sherlockiem, żeby to wywnioskować. Wystarczył niezwykle czuły węch, na przykład taki, jaki posiadałem ja. I podstawowa wiedza z zakresu istot nadnaturalnych.
- Poczekaj tu - rzuciłem do Kangsoo poważnym tonem. Nie czekając na odpowiedź, otworzyłem drzwi i wyskoczyłem z samochodu. Ignorując zaskoczone spojrzenia kierowców i pasażerów pozostałych stojących w korku pojazdów, ruszyłem w kierunku zamieszania blokującego drogę.
Dotarłszy do skrzyżowania, moim oczom ukazał się w końcu sprawca całego zamieszania. I dwóch oficerów Sopp, celujących do niego z broni, naładowanej zapewne srebrnymi kulami. Sądząc po zapachu, obydwoje byli ludźmi. Idioci. Z takim rozkładem sił, szczególnie patrząc na tę lichą broń, nie mieli większych szans z rozszalałym... no właśnie.
Aż przystanąłem, gdy zobaczyłem, kto wstrzymał ruch na ulicy. Przez jedną, któtką chwilę, spanikowałem. Refleksy słońca odbijające się od białej łuski drakonida sprawiały, że wyglądała na różową, jak u mojej siostry. Dopiero po chwili uspokoiłem się - znajdujący się przede mną drakonid był przynajmniej o połowę mniejszy ode mnie w gadziej postaci i przynajmniej pół metra mniejszy od Any. Był też zbudowany bardziej atletycznie niż moja siostra.
Odetchnąłem z ulgą, że to nie jej coś odwaliło.
Nie przejmując się za bardzo dyskrecją - w sumie i tak oczy wszystkich w pierwszych rzędach samochodów skupione były na "olbrzymim smoku" (byłem ciekawy afery, jaką wywołałby taki prawdziwy, iście legendarny stwór) - minąłem policyjną barykadę i jakby nigdy nic stanąłem koło oficerów Sopp.
- Co tu się stało? - zapytałem spokojnie, uważnie śledząc poczynania drakonida. Nie wiedziałem, że jeszcze jakieś, poza mną i siostrą, przebywają w Seattle. Do tego tak... nieostrożne.
W przeciwieństwie do większości innych istot zdolnych do zmieniania kształtów, jak na przykład wilkołaki, my rodzimy się tacy, jacy jesteśmy. Jesteśmy wychowywani, każdy jeden osobnik, w strachu przed ujawnianiem swojej prawdziwej, pierwotnej natury. Nawet jeśli znaleźlibyśmy się w niebezpieczeństwie, dysponujemy innymi systemami ochnonnymi niż siła ciała, przemiana nie jest konieczna. W ludzkiej postaci... nie przerażamy tak, jak w gadziej.
Jeden z oficerów Sopp, stojący bliżej mnie, odwrócił się zaskoczony w moją stronę. Odruchowo wycelował we mnie z broni i strzelił - widać miał już bardzo zszargane nerwy. Na moje szczęście zdążyłem zatrzymać pocisk w powietrzu. Na jego na dobrą sprawę też, bo gdybym zginął, pewnie straciłby pracę... lub życie, gdyby Ana się o tym dowiedziała. A przynajmniej lubiłem sądzić, że chciałaby mnie pomścić.
- Spokojnie, tylko pytam - rzuciłem swobodnie z uśmiechem na ustach, jakby nic się nie stało. Oficer widać nie podzielał mojej opinii, bo zaczął się cały trząść, omal nie wypuszczając broni z ręki. - Jak was tak zobaczyłem, malutkich z lichą bronią palną przeciwko istocie pokrytej dość twardą łuską, pomyślałem, że pomogę - a tak serio, jak tylko wyczułem drakonida, gdy stanęliśmy z Kangsoo w korku, lekko spanikowałem i postanowiłem sprawdzić, o co chodzi. A przy okazji możliwie zminimalizować szkody, jakie wywołał, przybierając prawdziwą formę na środku skrzyżowania, na szczęście o tej porze mało ruchliwego.
- A niby jak miałbyś nam pomóc? - warknał ten drugi, patrząc krzywo na przerażonego kąpana. - Nie potrzebujemy pomocy cywili.
- Och, dobrze się składa, że nie jestem cywilem - posłałem mu promienny uśmiech, zdejmując koszulkę przez głowę i odkładając ją na maskę stojącego za oficerami samochodu, którym prawdopodobnie przyjechali. Z pobieżnych obserwacji zdążyłem już wywnioskować, że z drakonidem nie da się porozmawiać po dobroci, nie znalazłem też w pobliżu żadnego zgarożenia, które mogłoby wywołać taką reakcję u niego. Rzekłbym, że raczej walił ogonem i łapami na oślep. Co ciekawe, nie sięgnął po magię swojego żywiołu. Albo więc był bardzo młody i jeszcze go nie odkrył albo nie opanował. Albo... coś potencjalnie gorszego, co z dużym prawdopodobieństwem okaże się prawdą - Drakonidy mają wystarczająco twardą łuskę, by kule jej nie przebiły, nie ma znaczenia, z jakiego są materiału. Negocjacje w tym konkretnym przypadku na niewiele się zdadzą - spojrzałem jeszcze raz na jaszczura, który właśnie ogonem wybił hydrant. Wystrzeliła z niego fontanna wody, zalewając ulicę. - Prawdopodobnie jest pod wpływem środków odurzających, nie kontaktuje. Dlatego zachowuje się w ten sposób.
Zdjąłem tenisówki bez rozwiązywania i rzuciłem koło koszulki. Akurat wtedy u mojego boku, ni z tego, ni z owego pojawił się Kangsoo, rzucając za siebie zdenerwowane spojrzenia. No tak. Zostawiłem go z Luną. Widać suczka dała mu popalić.
- Co się dzieje? - zapytał, patrząc na mnie ze zdziwieniem, zastanawiając się pewnie, dlaczego stoję tu półnagi. Zaraz jednak znowu wrócił spojrzeniem do szalejącego jaszczura.
- Pomagam panom policjantom - rzuciłem, odpinając guzik jeansów, które zaraz dołączyły do reszty ubrań. Zostałem w samych bokserkach, z którymi już się pożegnałem. Nie chciałem narażać wszystkich zebranych na "jeszcze większy szok", także skończą jako szmata. Trudno. - Byłbyś tak miły i przyniósłbyś mi sportową torbę z bagażnika? Na pewno znajdziesz. Z góry dziękuję.
I nie czekając już na odpowiedź, porzuciłem ludzką postać. Gdy tylko stanąłem na czterech łapach, rozwinąłem skrzydła i ryknąłem, zwracając na siebie uwagę obcego drakonida. Na chwilę zaprzestał rzucania się w amoku, by zaraz wydać podobny do mnie odgłos i, bez ceregieli, runąć na mnie.
Na szczęście miałem jako takie doświadczenie w ogarnianiu istot na haju. A z własnego doświadczenia wiedziałem, co może odwalić drakonidowi w tym stanie. Dodając do tego moje górujące nad drakonidem rozmiary, przewaga była wystarczająca, bym w zaledwie kilku ciosach ogona i łap, wspomagając się na końcu żywiołem powietrza, wytrącił przeciwnika z równowagi. Gdy padł na grzebiet, momentalnie skoczyłem na niego, przygniatając jego skrzydła łapami do ziemi, uniemożliwiając w ten sposób ucieczkę. Opuściłem głowę tak, że znalazła się kilka centymetrów od jego i warknąłem ostrzegawczo. Drakonid zamarł, patrząc na mnie, jakby dopiero teraz mnie zobaczył, co było dla mnie ostatecznym potwierdzeniem tego, że czegoś się naćpał.
Przemieniaj się. Teraz, syknąłem do drakonida w myślach. Natychmiast skulił się w reakcji na mój ostry ton, a po chwili zaczął trząść, rzucając dookoła spanikowane spojrzenia.
Powiedziałem coś, słowa przekazane telepatycznie podkreśliłem ostrzegawczym syknięciem. Drakonid zamknął oczy i skinął ostrożnie głową.
Cofnąłem się, kontrolując jednak cały czas, żeby drakonid przypadkiem nie nawiał. Ten jednak tylko pozbierał się niezgrabnie z ziemi, zatoczył, a potem powrócił do ludzkiej postaci.
Daj mu moją torbę, niech sobie coś wybierze, rzuciłem do Kangsoo, patrząc krytycznie na klęczącego przede mną młodego chłopaka. Miał góra 16 lat. Nieprzytomne spojrzenie jasnoniebieskich tęczówek utkwił we mnie z niemym błaganiem.
Westchnąłem w duchu, przysiadając na zadzie i czekając, aż Azjata podejdzie do młodego drakonida, by w razie czego być w stanie odpowiednio szybko zareagować.

Kangsoo?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics