Po pożywieniu się z pijanego nastolatka mogłem stwierdzić, że najgorszy
głód minął. Nie czułem już palącego bólu całego ciała. Nie do końca
byłem najedzony, ale wystarczyło, by moje myśli nie krążyły tylko wokół
krwi. Odzyskałem jasność myślenia. Odetchnąłem z ulgą. Popatrzyłem na
leżącego chłopaka, który powoli oddychał. Zasnął. Nikogo nie zabiłem,
ani trwale nie uszkodziłem. Dzisiejszy nieszczęśnik obudzi się z
koszmarnym kacem i nic nie będzie pamiętać. Nie musiałem nawet używać
hipnozy. Poszło łatwiej, niż myślałem.
Przez chwilę obawiałem się, że nieznajoma, która była świadkiem tego
zdarzenia tak po prostu sobie pójdzie i zostawi mnie zaplątanego w
łańcuch. Kierowała się w stronę wejścia do klubu. Byłem pewien, że
gdybym się nie upomniał, nadal tkwiłbym w tym samym miejscu, gdzie mnie
uwięziła. Na szczęście miała choć trochę serca, by mnie uwolnić. Gdybym
został tak do rana, byłoby nieciekawie.
Teraz znajdowaliśmy się w środku klubu, a konkretnie przy szatniach.
Szatynka odebrała stamtąd swoją skórzaną kurtkę. Chciała wyjść już z
budynku, lecz zatrzymałem ją swoim pytaniem. Musiałem wiedzieć, kim tak
naprawdę była. Wiedziałem, że to nie dawałoby mi spokoju.
Okazała się być czarownicą. Tak, to do niej pasowało. Ta sztuczka z
łańcuchem była imponująca. Zastanawiałem się, czym jeszcze mogłaby mnie
zaskoczyć. Nie chciałem jednak tego sprawdzać. Nie wiadomo, jakbym
skończył. Rozsądnie było nie pytać. Teraz dziewczyna spieszyła się do
domu. Widać było, że nie zamierza spędzić tu ani sekundy dłużej.
- Do domu, powiadasz? - Zastanowiłem się przez chwilę. - A gdzie taka przemiła czarownica jak ty mieszka? Może cię podrzucić?
Usłyszałem ciche prychnięcie. Dziewczyna odwróciła się przodem do mnie i popatrzyła z politowaniem.
- Nie wsiadam do samochodu z nieznajomymi - odparła.
Po tym zdaniu odwróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi. Zanim jednak
zdołała nacisnąć klamkę, uprzedziłem ją. Przepuściłem ją w drzwiach tak,
jak chwilę temu, kiedy tu wchodziliśmy. Nie skomentowała tego. Po
prostu ruszyła przed siebie. Poczułem niemały zawód. Nie lubiłem, kiedy
mnie się ignorowało. Musiałem przyznać, że rzadko to się zdarzało.
- Strasznie ci się spieszy - powiedziałem, chcąc jakoś wciągnąć ją w rozmowę. Niestety dziewczyna nadal kontynuowała swój marsz.
Nie wiedziałem, czy wracała do swojego domu na pieszo, czy szukała
samochodu. Kilka aut było zaparkowanych nieopodal. Pośród nich stał mój
samochód.
- Nie lubię, kiedy ktoś mnie śledzi - odparła.
- A ja nie lubię być ignorowany - powiedziałem.
W mniej niż sekundę znalazłem się przed dziewczyną. Nie wyglądała na
zaskoczoną. Wampiry były dość popularną rasą nadnaturalnych. Powszechnie
wiadomo, że charakteryzowaliśmy się niezwykłą siłą czy szybkością.
- Jestem Zack, właściciel najlepszego klubu nocnego w mieście -
przedstawiłem się po chwili. - Już nie jestem nieznajomym. Moja oferta
nadal aktualna, chyba, że masz gdzieś tu zaparkowaną miotłę, czarownico.
- Uniosłem jedną brew, wpatrując się w nią uważnie.
Musiałem przyznać, że zaciekawiła mnie ta postać. Wolałem mieć w niej
przyjaciela, niż wroga. Nigdy nie wiadomo, kiedy musiałbym potrzebować
pomocy. Była pierwszą czarownicą, którą spotkałem od kilkudziesięciu
lat. Tej pierwszej akurat nie wspominałem zbyt dobrze. Byliśmy
zaciekłymi wrogami.
Tai?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz