1.08.2019

Od Vinony CD Etienne

- Z jednego szpanerskiego auta do drugiego. - mruczy jeszcze nie do końca świadoma Cheryl, gdy mościmy się na tylnych siedzeniach jaguara. - Nieeeźle.
- Zamknij się.
Nie ukrywam złości. Całkiem dobra impreza przeistoczyła się w koszmar, najpierw z powodu moich mocy, a teraz próby porwania Cheryl. Wiem, że nie powinnam się tak wściekać, nawet pomimo jej lekkomyślności, bo to zły człowiek próbował ją skrzywdzić. Nie jestem jednak już w stanie panować nad emocjami. Odgarniam włosy do tyłu, drugą dłonią przeciągając po chłodnym ramieniu dziewczyny, jakbym upewniała się, że jest cała. Dłoń bezwiednie opada mi na siedzenie i przez chwilę gładzę przyjemną skórę tapicerki. Jednocześnie oddycham głęboko, wciagając w płuca ostry zapach, z wyraźną nutą zioła. Cóż, przynajmniej mam pewność co do tego, kto jest właścicielem luksusowego samochodu.
Jakby wskutek moich myśli, tylne drzwi od strony Cheryl otwierają się i do środka wciska się kwiecisty tors Etienne. Wyciągam dłoń i łapię skórzany pasek swojej torebki. Na kolanach mojej przyjaciółki ląduje intensywnie różowa, jak jej koszulka kopertówka.
- Dzięki. - rzucam i drzwi zatrzaskują się z powrotem, przy akompaniamencie nieartykułowanego pomruku. Kiedy tylko trafiliśmy do samochodu, grzecznie poprosiłam Belga o przyniesienie naszych rzeczy, i choć wydawało się to nieco niestosowne ze względu na naszą krótką znajomość, a i chłopak nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, nie mogłam się zmusić, żeby zostawić Cheryl i iść po nie sama.
Etienne wsiada ponownie od strony kierowcy i odwraca głowę w naszą stronę. Jestem pochłonięta gorączkowym przetrząsaniem torebki w poszukiwaniu butelki wody i nie podnoszę wzroku, gdy podaję resztki płynu przyjaciółce. Obserwuję jak jej grdyka porusza się, gdy pije.
- Lepiej? - pyta chłopak, a ja kiwam głową.
- Przeżyje. - odpowiadam za Cheryl, która oddaje mi nieco pogniecioną butelkę i układa głowę na moim ramieniu. Jestem pewna, że jutro będzie umierać. - Dziękuję za wszystko.
- Drobiazg. - Etienne macha ręką, jakby odganiał się od muchy i wkłada kluczyk do stacyjki. Udaje mu się po drugiej próbie.
- Jesteś pewien, że możesz prowadzić?
Niemal czuję energię, jaką poświęca, żeby odwrócić się do mnie i rzucić mi protekcjonalne spojrzenie.
- Ja nie wlałem w siebie połowy baru tego wieczora. - wciąż na mnie patrząc, przekręca kluczyk i spod maski tego pięknego samochodu wydobywa się głębokie mruczenie. - Dokąd?
Cała droga mija nam w obojętnym milczeniu, oraz miarowym pochrapywaniu Cheryl. Co chwila popatruję na nią, ciesząc się, że wszystko skończyło się... w miarę dobrze. I drżę na myśl o tym, jak mogło się skończyć.
Pomimo wypalonych skrętów jestem pod wrażeniem, że Etienne przekracza podwójną ciągłą zaledwie dwa razy. Pod Emerald parkuje ładnie na zatoczkę, czego ja nie jestem w stanie zrobić perfekcyjnie, nawet kiedy jestem trzeźwa. Kilka chwil zajmuje mi dobudzenie Cher, która ułatwia mi zadanie i wytacza się z pojazdu niczym katapulta, mrucząc coś, co brzmi jak "nazie". Obserwuję jej trzepoczące na wietrze włosy, gdy wchodzi do budynku.
- Miło było Cię poznać. - ciszę przerywa odgłos budzącego się do życia silnika. Jestem niemal pewna, że Etienne niezwłocznie wróci na imprezę. Albo do innego klubu.
- Ciebie również. - odpowiadam i wysiadam z jaguara na równo przystrzyżony trawnik. - Jeszcze raz dziękuję.
Powinnam już odejść, ale trzymam drzwi, jakbym podświadomie czuła, że coś jeszcze nie zostało dokończone, nie zostało dopowiedziane. Patrzę na mężczyznę, który unosi brwi w niemym pytaniu i znów czuję tę dziwną atmosferę. Jakbym patrzyła przez zniekształcone szkło.
- Ty... - zaczynam, ale słowa gubią się gdzieś w mojej czaszce.
- O co chodzi? - pyta Etienne, marszcząc brwi.
Kręcę tylko głową. Nie, zdawało mi się. To przez tę aurę Emerald, która gromadzi wszystkich nadnaturalnych mam wrażenie, że cały świat jest pełen odmieńców. Takich jak ja. Etienne jest normalny, to po prostu... obcokrajowiec.
Do głowy wpada mi za to inny pomysł, więc ruchem ręki proszę Belga, żeby jeszcze chwilę zaczekał. Wyciągam z torebki kawałek papieru, długopis i w pośpiechu skrobię kilka cyfr.
- Gdybyś czegoś potrzebował. - podaję mu papier. - Mam u Ciebie dług.
Mierzy mnie spojrzeniem, które pyta, czego może chcieć od małolaty, ale ku mojej uldze nic nie mówi, chowając jedynie skrawek do schowka. Może już nigdy go nie spotkam, ale jeśli tak się stanie, to będę mieć przyjaciela.
Na pożegnanie wykonuje jakiś bliżej nieokreślony gest w moim kierunku i odjeżdża, a ja odwracam się, by wtopić się w cienie korytarzy Emerald.


Etienne?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics