Mężczyzna dokładnie wsłuchał się w wypowiedź przyjaciółki, lecz ta
nie zdołała go ani trochę uspokoić. Nadal czuł gniew oraz nienawiść,
które jeszcze bardziej pobudzały bruneta, a gdy chciał wybuchnąć,
opanował się w ostatniej chwili, przez co między parą zapadła nerwowa
cisza. Connor zaczął uspokajać swój oddech i powoli odzyskiwał logiczne
myślenie, czego do teraz mu brakowało. Odetchnął głęboko i oparł się o
kamienną ścianę, a gdy poczuł głowę blondynki na swoim ramieniu,
przypomniał sobie jej słowa. Dopiero teraz one do niego dotarły i
zrozumiał, że co Manon jest jego powodem do życia. Może nie czuł od razu
wielkiej miłości, gdyż w depresji ciężko o to uczucie, lecz wiedział,
że kobieta jest dla niego kimś znacznie ważniejszym.
— Rozumiem —
mruknął po dość długiej chwili, a jego głos był jeszcze bardziej
zachrypnięty — Wpakowałem nas w ten cały syf, więc teraz muszę nas stąd
wyciągnąć — dodał, powoli ruszając swoimi stawami.
— Co chcesz zrobić? — spytała blondynka odrywając głowę od ramienia mężczyzny.
— Uciec stąd — odpowiedział krótko. — I tak czeka nas to samo, więc zawsze można spróbować.
Doczołgał
się kluczy, które wcześniej zabrał strażnikowi, następnie uwolnił swoje
kończyny z łańcuchów i podszedł do Manon, którą także uwolnił. Gdy
obydwoje stali na równych nogach, para przyjaciół nie mogła powstrzymać
się od ciepłego przytulenia, którego brakowało im obu. Oby dwoje cicho
syknęli ze względu na posiadanie obrażenia, które dość długo się goiły, a
szczególnie u blondynki. Gdy ich czas czułości dobiegł końca, podeszli
do kraty i zerknęli na korytarz, który wyglądał na pusty. Sam gad nie
słyszał kroków czy rozmów, więc odważnie prowadził do prawdopodobnego
wyjścia.
— Myślisz, że się odda?
— Wystarczy, że zacznie się przemiana, a duch od razu opuści jego ciało.
— A moc będzie nasza.
Krótka
wymiana zdań należała do dwóch głównych czarowników, którzy już
świętowali swoje "zwycięstwo", a owa rozmowa wydobyła się w
pomieszczenia, obok którego przyjaciele musieli przejść. Na szczęście
uczynili to na tyle cicho, że nikt tego nie usłyszał, dzięki czemu mogli
iść dalej. W połowie swojej drogi dostrzegli wielkie wrota, które mogły
być wyjściem na zewnątrz i choć mieli je na wyciągniecie ręki, nie
udało im się do nich dotrzeć. Jeden z trzech czarowników musiał zauważyć
brak więźniów, przez co ten nie oszczędzał swojej magii i dość wysokim
natężeniem prądu poparzył bruneta, który po raz kolejny utracił
przytomność. Jego przyjaciółkę spotkał podobny los, lecz stosowali
słabsze taktyki, żeby "przypadkiem" nie zabić osoby, która może
doprowadzić bruneta do przemiany.
Kolejny przepływ silnego
napięcia doprowadził ciemnowłosego do wybudzenia, lecz nie znajdował się
przed bramą wyjściową, tylko w chłodnym lochu, który przepełniony był
zapachem śmierci. Sam mężczyzna był przypięty do ściany z rękoma po
bokach, a nogami spętanym wzdłuż, natomiast jego tors został całkowicie
pozbawiony koszulki, gdyż właśnie tam znajdował się wypalony znak
umarłych. Mężczyzna szybko rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego
niespokojny wzrok zatrzymał się na krześle, na którym siedziała
blondwłosa przyjaciółka. Kobieta zaraz odzyskała przytomność i choć
próbowała wyrwać się ze skórzanych zapięć, robiła to marne tracąc
jedynie siły.
— Przepraszam Manon — rzekł cicho mężczyzna — Tylko
jedna może wyjść stąd żywa — dodał i gdyby tylko miał an to siły,
uroniłby kilka ciężkich łez.
— Nie, damy radę wyjść stąd oboje — stwierdziła uparcie.
— Nie, nie damy.. — jęknął gad, gdy tylko usłyszał kroki czarowników.
Gdy
pancerni weszli ciężkim krokiem do lochu, para przyjaciół poczuła na
sobie nieprzyjemny chłód, który zawsze towarzyszył umarłym. Od razu
przystąpili do bolesnego rytuału, używając jedynie magii, a konkretnie
stopniowego stwarzania bólu w ciele ciemnowłosego. Żeby efekt przemiany
był pewny, przystąpili także do tortury nad Manon, której nieprzyjemny
jęk jeszcze bardziej rozwścieczał Connora, i choć ten chciał coś
powiedzieć, nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa, oprócz bolesnego
krzyku.
Po pewnym czasie, gdy czarownicy uznali, że to trwa zbyt
długo, zwiększyli poziom bólu u obu więźniów, przez co głos mężczyzny
przybrał barwę warczenia. To wtedy jeden z trzech umarłych wypowiedział
zaklęcie dość donośnym tonem, a ciało ciemnowłosego delikatnie się
uniosło. Siła magii była na tyle duża, że cały teren zamku zaczął się
trząść.. lecz nagle wszystko ucichło. Cisza przed wybuchem, a następnie
sam wybuch, który skutecznie pozbawił przytomności trzech czarowników
oraz wszystkich ich żołnierzy w zamku. Ciało nieprzytomnego Connora
bezwładnie zawisło na łańcuchach, a głowa skierowała się ku dołu, przez
co łatwo było dostrzec stróżkę krwi, która powoli spływała z ust
ciemnowłosego..
Manon?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz