Zegar na ścianie tykał, co kojarzyło się Phoebe z natrętną muchą. Leżała na plecach, próbując znów zasnąć. Po kilku minutach z rezygnacją odrzuciła kołdrę. Po wstaniu z łóżka w pierwszej kolejności ruszyła do ekspresu i nastawiła kawę. Kiedy cichy pisk oznajmił, że napój już się zaparzył, dziewczyna przelała go do dużego kubka. Blondynka wypiła duży łyk, parząc sobie przy tym język. Ból przypomniał jej wydarzenia poprzedniego dnia, o których usilnie starała się nie myśleć. Czarownica powoli zaczęła szykować się do wyjścia na komisariat. Nie była do końca pewna, jak powinna się ubrać, wcześniej nigdy nie znalazła się jeszcze w sytuacji podobnej do obecnej. Ostatecznie zdecydowała się na butelkowozieloną koszulę oraz czarne jeansy, a żeby całość nie wyglądała zbyt oficjalnie, narzuciła na wierzch skórzaną kurtkę. Skończywszy pić kawę i robić makijaż, Phoebe wyszła z domu. Panująca na zewnątrz pogoda wyjątkowo sprzyjała spacerowi, dlatego dziewczyna z lekkim uśmiechem na ustach minęła przystanek autobusowy. Ku swojemu zdziwieniu udało jej się trafić na posterunek policji już za pierwszym razem, co w jej wykonaniu było niezmiernie dużym osiągnięciem. W świetle dnia budynek wydawał się niemal zwyczajny, jednak emanowała od niego ciemna aura, która nieco niepokoiła Phoebe. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka. Najwyraźniej emocje po wczorajszym wydarzeniu zdążyły już nieco opaść, bo po komisariacie kręciło się mniej ludzi. Blondynka wolnym krokiem podeszła do biurka, wyglądającego na recepcję.
— Dzień dobry, w czym mogę Pani pomóc? — zwróciła się do niej z uśmiechem kobieta, która zajmowała miejsce za stołem.
— Dzień dobry, nazywam się Phoebe Milton — odpowiedziała czarownica, również uśmiechając się uprzejmie. — Byłam ofiarą wczorajszej napaści. Powiedziano mi, że mam się stawić na komisariacie dzisiaj w ciągu dnia, żeby złożyć zeznania.
Kobieta skinęła głową i poprawiła okulary na nosie. Wskazała na krzesła dla gości.
— Proszę poczekać, poinformuje odpowiednie osoby, że Pani przyszła.
Dziewczyna usiadła na jednym ze wskazanych krzeseł i wyjęła telefon komórkowy. Zauważyła na wyświetlaczu dwa nieodebrane połączenia od swojej matki. Zmarszczyła brwi, po czym na powrót schowała telefon do kieszeni.
— Phoebe — rozległ się nad nią głos, w którym rozpoznała Lucasa. — Cześć — mężczyzna posłał jej ciepły uśmiech.
— Cześć, miło Cię widzieć — odpowiedziała, rzeczywiście tak myśląc.
— Chodź ze mną — poprowadził ją korytarzem. — Jak się czujesz?
— Dobrze, biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności.
— Bardzo się cieszę. Takie przeżycia mogą być traumatyczne.
Przez moment zapadła krępująca cisza, ale już po chwili dotarli do odpowiedniego pokoju. Lucas otworzył drzwi przed Phoebe, ale nie wszedł za nią do środka.
— Nie wejdę z Tobą — oznajmił. — Jako świadek mógłbym wpłynąć na Twoje zeznania. Poczekam na zewnątrz.
Dziewczyna skinęła głową i zamknęła za sobą drzwi. W pomieszczeniu czekało dwóch policjantów, jedna kobieta oraz jeden mężczyzna. Obaj mieli raczej srogie miny, rozmawiając między sobą ściszonym głosem. Kiedy dostrzegli obecność blondynki, w milczeniu skinęli głowami, na co ta odpowiedziała tym samym. Przesłuchanie zajęło nieco ponad czterdzieści minut. Phoebe zaczęła od opowiedzenia swojej wersji zdarzeń, a następnie odpowiedziała na wszystkie zadane pytania. Wszystko nagrywane było dyktafonem, a co jakiś czas któreś z funkcjonariuszy notowało coś także na papierze. Kiedy w końcu opuściła pokój, nieco bolała ją głowa. Zgodnie z obietnicą przed drzwiami czekał na nią Lucas. Zanim zdążył zadać dziewczynie jakiekolwiek pytanie, zaczęła mówić.
— Wydaje mi się, że wczoraj niedostatecznie wyraziłam swoją wdzięczność za to, że mnie uratowałeś. W ramach podziękowania chciałabym Cię zaprosić dzisiaj wieczorem na kolację — zanim zdążył zaprotestować, dodała. — Nalegam.
Czarownica miała nadzieję, że będzie mogła wyświadczyć mężczyźnie tę przysługę. Gdyby nie jego wczorajsza interwencja, cała sytuacja mogła skończyć się dla niej znacznie gorzej. Uśmiechnęła się i wyczekująco spytała na Lucasa.
Lucas?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz