26.09.2019

Od Any CD. Michaela

Dlaczego za każdym razem, jak zostawiałam Mike'a samego w moim domu, musiał pojawiać się w nim też Liam? I dlaczego za każdym razem musieli rzucać się sobie do gardeł?
Chyba nigdy nie zrozumiem facetów i ich skłonności do dominacji czy innych wartości honorowych, które każą im się tak zachowywać...
Problem w tym konkretnym przypadku polegał jednak na tym, że moja pokojowo nastawiona osoba przybyła nieco za późno. Po czym to poznałam? A no, nie trzeba być geniuszem, żeby to stwierdzić. Za ewidentną odpowiedź świadczyć mógł chociażby przygważdżający mojego brata do ściany stwór, który pojawił się w miejscu bruneta.
I który właśnie zamierzał się podejrzanie ostro wyglądającym mieczem (przysięgam, że chwilę wcześniej to była jakaś laska), na mojego brata.
W ostatniej chwili do nich dobiegłam. Zasłoniłam Liama własnym ciałem, głupio wierząc, że Demon nie zrobi mi grzywdy i po prostu się ogarnie, tak jak ostatnim razem.
No i cóż, częściowo efekt osiągnęłam, bo tem idiota zwany również moim bratem nadal żyje. Jednak sama przypłaciłam to przywaleniem o ścianę. Dość mocnym przywaleniem o ścianę. Potylicą.
Mama zawsze mówiła, że mam twardą głowę. Widać miała rację. Na szczęście.
Zaraz po tym Mike, czy raczej Demon, który chyba całkowicie przejął nad mężczyzną kontrolę, rozpłynął się w powietrzu. Wypuściłam wstrzymywany dotąd oddech i, podpierając się na znajdującej się pod ręką szafce, zdołałam dźwignąć na nogi. Nieopodal Liam leżał bez ruchu, ale zdołałam dostrzec lekkie unoszenie się i opadanie klatki piersiowej. To dobrze. Żył.
Chociaż nie, na jego miejscu wolałabym chyba być martwa, bo gdy odzyska przytomność, nie będę się z nim cackać.
Cały czas czułam dzwonienie w uszach, obraz przed oczami mi się rozmazywał i miałam wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Archer, który do tej pory warczał wpatrzony w istotę, która pojawiła się w moim salonie (wilczaki nie szczekają, więc tylko tak mógł zamanifestować, że to wszystko mu się nie podoba), zaskomlał cicho i podszedł do mnie. Poczułam na dłoni jego mokry i ciepły język, dający mi znać, że jest obok i pytający, czy wszystko ze mną dobrze.
Ale przed oczami widziałam tylko nieruchomego Liama.
Nim zdążyłam do końca otrzeźwieć po bliskim spotkaniem ze ścianą, usłyszałam dzwonek domofonu.
Nikt z moich znajomych nie używał domofonu.
- Cholera. Ja pierdolę - jęczałam, usiłując dostać się do drzwi, zachowując przy tym pion i w miarę równomierny chód. W ostatniej chwili wpadłam na to, że skoro to nikt, kogo mogłabym znać, dość rozsądnie byłoby zdjąć Liama z widoku. W akompaniamencie kolejnej wiązanki przekleństw zdołałam go podnieść, przetaszczyć parę metrów i bezceremonialnie władować do szafy wnękowej. Zamknęłam ją akurat w momencie, gdy zza drzwi wejściowych dobiegło mnie donośne "Tu Sopportare! Proszę otworzyć drzwi!".
No to pięknie.
Nałożyłam jeszcze prostą iluzję na salon, by zakamuflować poprzestawiane meble, podwinięty dywan i kilka kropli krwi doskonale widocznych na jasnym parkiecie, zanim podjęłam morderczą trasę do drzwi. Gdy w końcu nacisnęłam klamkę i otworzyłam je, moim oczom ukazał się dość wysoki, choć nadal niższy ode mnie mężczyzna w ciemnych okularach, a za nim jakaś kobieta.
- Gdzie Michael? - zapytała. Zamrugałam, zdezorientowana. Skąd oni... - Wyczuliśmy w tym miejscu wyjątkowo odbiegającą od normy działalność magiczną - odpowiedziała na moje niezadane pytanie. - Charakterystyczną dla Michaela Crowley'a.
Ponownie zamrugałam powoli, tym razem już na pokaz. Pomimo zamroczenia nadal dość szybko łączyłam fakty, a to, że agenci Sopp pytają o Mike'a... Nie mogli mieć dobrych intencji.
- Nie wiem, o czym pani mówi - mruknęłam, opierając się ramieniem o framugę, by zagrodzić im wejście i przy okazji pomóc sobie w utrzymaniu równowagi. - Michaela tu dzisiaj nie było - nie było sensu twierdzić, że nigdy go nie zaprosiłam do siebie. Sopp aż tak głupie nie jest. Ale to drobne kłamstwo mogli łyknąć.
- A ten dym, który jeszcze chwilę temu się wydobywał spod drzwi? - zapytała kobieta, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Wstawiłam ciasto do piekarnika i zasnęłam - wzruszyłam ramionami, gratulując sobie w myślach tak wiarygodnego kłamstwa wymyślonego w tak krótkim czasie. - Zapomniałam nastawić zegara i się, trochę bardzo, spaliło - spojrzałam na agentów, unosząc brew w protekcjonalnym wyrazie. - I teraz muszę pracować dwa razy szybciej, żeby zdążyć upiec następne. Czy to wszystko?
Agent zazgrzytał zębami, widocznie zirytowany, ale kobieta uśmiechnęła się tylko ciepło. Skinęła mi krótko głową:
- Dziękujemy. I przepraszamy za najście, musieliśmy otrzymać niepoprawne informacje.
Wzruszyłam ramionami, dobrze ukrywając zaskoczenie, że tak łatwo poszło mi spławienie ich. Odprowadziłam ich wzrokiem do samochodu, nim w końcu zamknęłam drzwi. Odetchnęłam z ulgą i już miałam iść do szafy, do której wpakowałam Liama, by go stamtąd wyciągnąć, gdy usłyszałam za plecami pukanie do drzwi.
- Czego znowu - warknęłam, otwierając je ponownie tak gwałtownie, że klamka omal nie wyleciała mi z ręki i te nie uderzyły w ścianę. Ale zamiast Sopp dostrzegłam przed sobą Lenę.
- Gdzie Mike? - zapytała zaniepokojona, zaglądając ponad moim ramieniem. - Poczułam tu dziwny wybuch mocy, więc przykechałam zobaczyć, o co chodzi - gdy jej oczy roszeżyły się w przerażeniu odgadłam, że zdołała przejrzeć moją na szybko tkaną iluzję. - Co tu się...?
- Później ci opowiem - westchnęłam, usówając się z przejścia, by wpuścić dziewczynę do środka. - W każdym razie wygląda na to, że będę potrzebowała twojej pomocy. Z tym - wskazałam na tył mojej głowy, z którego nadal sączyła się krew - i ze znalezieniem Mike'a. Czy tam Demona. Kurwa - oparłam się plecami o ścianę i osunęłam po niej, chowając twarz w dłoniach. Zacisnęłam mocno powieki, by powstrzymać łzy bezsilności cisnące się do oczu. - Nawaliłam. Przepraszam - szepnęłam.
Na szczęście Lena myślała w tej chwili bardziej trzeźwo ode mnie i już chwilę potem, nachylając się do mnie i łapiąc za ramiona, by zwrócić na siebie moją uwagę i pochwycić wzrok, zarysowała mi plan, który wymyśliła.
I który mógł się udać.

Mike? ;p

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics