— Już się tak nie poprawiaj. — odezwał się nagle Loïc, który akurat wsiadł do auta — I tak dobrze wyglądasz. — dodał zerkając na szatynkę.
— Dzięki. — mruknęła z ironicznym uśmiechem, który zaraz zniknął — Gotów? — spytała odpalając auto.
— To Ty sięgasz do pedałów? — rzekł lekko rozbawiony mężczyzna.
— Najwidoczniej, Loïc. — westchnęła spokojnie szatynka, która zaraz ruszyła spod siedziby Sopp.
Całą drogę przemilczeli, a przynajmniej Claudia, gdyż ta nie chciała zniżać się do poziomu swojego towarzysza, który najwidoczniej cierpiał z braku jakiegokolwiek poziomu IQ. Może i wyglądał interesującą, ale na bogów, gdzie on był, gdy rozdawali rozum? W to raczej lepiej nie wnikać i tak też stwierdziła szatynka, która skupiła się na bezpiecznym dotarciu na miejsce akcji. Chociaż szef zapewniał, że będzie to zwykły zwiad, kobieta od rana nastawiła się na walkę i nawet jeśli ktoś zaatakuje znienacka, ta będzie gotowa do działania.
— Jak myślisz, co zastaniemy tam dalej? — spytał mężczyzna, gdy oby dwoje opuścili pojazd.
— Zło z innego świata. — odpowiedziała przerzucając karabin przez ramie — Pewnie jakieś smoki czy inne Lewiatany. — dodała sprawdzając posiadane magazynki.
— Serio? — spojrzał z lekkim rozbawieniem na kobietę — Wierzysz w coś takiego?
— Często ludzie wierzą w nieistniejące. — rzekła krótko, zamykając tym pusty umysł mężczyzny.
Pozostawili pojazd w bezpiecznym miejscu i przeszli trochę dalej, gdzie czekali już tylko na członka zakonu, który zaraz zjawił się u ich boku.
— Czy to już wszyscy? — spytał brunet.
— Tak, możemy ruszać. — odpowiedziała spokojnie szatynka, które ruszyła przodem wraz z towarzyszem, natomiast kamaelita wolał trzymać się z tyłu.
Cała trójka trwała w ciszy, skupiając się na dźwiękach ich otaczających i choć Clau był w pełni spokojna, drażniła ją cisza, która zaraz nastała. Gdy wcześniej słyszała szum wiatru czy dziką zwierzynę uciekającą przed trójką żołnierzy, tak teraz było głucho, a zarazem niebezpiecznie. W pewnym momencie kobieta zatrzymała swojego towarzysza ruchem ręki, która zatrzymała się na jego brzuchu, po czym kucnęła przy śladach, które ją zainteresowały.
— Zwykłe ślady niedźwiedzia. — rzekł żołnierz, który nawet nie przyjrzał się znalezisku.
— Za szerokie na niedźwiedzia. Spójrz.. — wskazała na ślady dalej — To musi być przednia kończyna — powiedziała, widząc kolejny odcisk.
— Wiesz ile zwierząt tędy przechodzi? — westchnął mężczyzna — Mogły się powielić czy coś. — dodał idąc dalej, co trochę nie spodobało się szatynce.
— A czy mógłbyś chociaż trochę wytężyć swój durny umysł i skupić się na zlokalizowaniu czegokolwiek? — rzuciła spokojnie Clau, której ton był dość znaczny, a że ma niemiecki akcent, brzmiało to, jak rozkaz rozstrzelania.
Żołnierz już chciał coś powiedzieć, lecz przerwał mu ryk jakiegoś stworzenia, które było oddalone od grupy jakieś kilka metrów w las. Wtem szatynka zauważyła zainteresowanie ze strony członka zakonu, który także spojrzał w kierunku dźwięku. Natomiast Loïc na chwilę zamarł, trzymając kurczowo karabin w swoich rękach, lecz gdy poczuł na sobie wzrok pozostałej dwójki, od razu skrył zaniepokojenie i cicho odchrząknął.
— Tam coś jest. — rzekł przerywając ciszę, lecz nie powstrzymało to zdziwionego spojrzenia Claudii oraz bruneta — W krzakach. — dodał niepewnie.
— Wiem, Loïc. — westchnęła i zerknęła na Matthiasa, który dobrze krył wszelkie emocje — Trzeba być bardziej ostrożnym i mieć oczy dookoła głowy. — dodała zerkając przed siebie, po czym delikatnie poprawiła karabin oparty o jej brzuch.
Matthias? Chodź, też pójdziemy zabijać. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz