1.09.2019

Od Eliotta CD Ashtona


     Ledwo wiedział co dzieje się wokół niego. Był w stanie jedynie wyczuć delikatny dotyk Ashtona, którego ręka spoczęła na jego czole. Starał się zebrać więcej sił żeby szerzej otworzyć oczy, ale był strasznie osłabiony, a z każdym oddechem coraz ciężej było mu nie zemdleć. Wszystko w środku paliło go, jakby rozpalono w nim ognisko, a przecież ugasił się w porę. Z bólu zaciskał szczękę czekając, aż ból przejdzie. Momentalnie jednak poczuł jak coś rozprzestrzenia się po jego ciele i przynosi mi niesamowitą ulgę, o którą tylko cicho się modlił. Odetchnął spokojnie, gdyż przynajmniej już nie cierpiał i z wycieńczenia pozwolił sobie na chwilę przysnąć.
     Niespodziewanie poczuł mocne uderzenie w tył głowy, które jednak nie miało zrobić mu krzywdy. Gwałtownie odwrócił się w stronę skąd doszedł cios i zauważył swoją rzekomo zmarłą babkę. Rozejrzawszy się po okolicy stwierdził, że znajduje się w tym samym miejscu, gdzie niegdyś widywał matkę we snach. Była to wielka, kwiecista łąka, na której środku stała samotna wierzba. Jego babcia stała z założonymi rękami, a jej mina nie była zbyt przyjemna.
- Co tutaj robisz? - zmarszczyła brwi przyglądając mu się uważnie.
A więc to tak wita się kochanego wnuczka?
- Babcia? Ja… nie wiem, szczerze powiedziawszy. Chyba mi się przysnęło
A ty? - wzruszył ramionami uśmiechając się ciepło.
- Tyle to wiem! Pytam się jak mogłeś do tego dopuścić? A o mnie nie wypytuj! - westchnęła ciężko po chwili znosząc z tonu - Kim jest ten czarownik?
- To jest.. Mój przyjaciela, ale co to ma do rzeczy? - nie rozumiał zmartwienia u babci.
- Tacy jak on nie są naszymi przyjaciółmi. Jesteś świadomy tego, że chce cie wykorzystać? Jesteś mu potrzebny tylko dlatego, bo magia nie rozwiąże każdego problemu - wyjaśniła biorąc jego twarz w swoje uszkodzone przez wiek dłonie - Martwimy się o ciebie z matką. Nie powinieneś tak się narażać, nie panujesz nad sobą wystarczająco.
- Panuję, jest już lepiej. Ta bariera mnie po prostu przerosła, a ja przesadziłem - tłumaczył spoglądając w jej zawiedzione oczy - Ashton mnie nie wykorzystuje. Chcę mu pomóc bo… On jest dla mnie ważny. - dodał odwracając wzrok.
- Oh Elio - westchnęła babcia jakby zawiedzona - Dokonuj odpowiedzialnych wyborów i rób jak uważasz. Czekamy na ciebie.
Po tych słowach spuściła swoje ręce na jego ramiona, po czym pchnęła go mocno tak, że zatoczył się do tyłu i zaczął jakby spadać. Łąka zniknęła, a teraz otaczała go jedynie ciemność i chłód. Eliott za to był całkiem spokojny i lecąc dalej w otchłań przymknął powieki.
     Nie długo musiał czekać na przebudzenie się, ale o dziwo nie znajdował się już z Ashtonem w lesie, a w jego pokoju.
- Tak mi przykro - nastolatek znajdował się tak blisko Eliotta, a jego dotyk bardzo go uspokajał tak samo jak i wargi przyciśnięte do jego czoła - Już nigdy nie pozwolę ci cierpieć. Nie z mojej winy, Elly..
Blondynowi chwilę zajęło zanim mógł poruszyć czymś więcej niż jednym palcem, a gdy się tego doczekał od razu uniósł obie ręce i położył je na plecach Ashtona. Nie mógł dłużej patrzeć i słuchać jak ten stoi nad nim i płacze. Ten widok był dla Eliotta jednym z najgorszych i zdecydowanie już nigdy nie chciał go ujrzeć, a napewno nie przez niego.
- Ash.. Jeżeli robię coś dla ciebie to ból nie ma znaczenia - uśmiechnął się do niego, gdy ten oderwał się od jego czoła, a jego twarz przedstawiała zdziwienie.
- Eliott! - oparł się o jego ramiona i dopiero kiedy blondyn przyciągnął go do siebie, ukrył twarz w jego koszulce - Przepraszam cię. Tak mnie wystraszyłeś..
Ogar już nic nie mówił tylko przytulił młodszego, który uronił ostatnie łzy. Było mu głupio, że tak go wystraszył swoją nieodpowiedzialnością i chciał jak najszybciej to zakończyć. Nagle Ashton podniósł się z łóżka i zniknął z pokoju po czym przyszedł ze szklanką wody, którą wręczył muzykowi. Eliott od razu całą wypił tak, że woda skapywała z jego brody. Szybko wytarł się o rękaw i odstawił szklankę na bok. Uniósł wzrok na Asha, a widząc jego wciąż zmartwioną minę, postarał się wstać, ale po pierwszej próbie od razu opadł na materac.
- Co cię tak dręczy? - zapytał Eliott marszcząc lekko brwi.
- Jeszcze pytasz? Ten plan odpada. Wybacz, że cię do tego w ogóle zmuszałem - odparł od razu chodząc niespokojnie po pokoju
- Przestań się w końcu obwiniać Ash. Miałem własne słowo w tej kwestii i nadal chce ci pomóc. Musimy kontynuować, jestem już gotowy, czuję to - w końcu się podniósł żeby podejść do bruneta i go w końcu zatrzymać stając naprzeciw niego mimo zawrotów głowy.
- Nie rozumiesz. Ta bariera to było jeszcze nic w porównaniu z tym, z czym będziesz musiał się mierzyć. Nie pozwolę ci na to - od razu pokręcił przecząco głową i lekko przymknął powieki.
Eliott skrzyżował ramiona przesadnie okazując swoje urażenie. Wiedział, że chłopak nie wątpi w niego, a zwyczajnie się martwi, ale to nie zmieniało faktu, że ogar był w stanie mu pomóc. Musiał po prostu myśleć bardziej o skuteczności i spokoju niż chęci popisania się przed młodszym jak to zrobił w lesie. Co racja to racja, chciał mu zwyczajnie zaimponować. Oczywiście nie przyzna mu się do tego, bo brunet uzna go za jeszcze większego idiotę. Blondyn w końcu opuścił ręce ze zmęczenia i nie myśląc co robi uniósł dłonie ku twarzy chłopaka. Objął ją w dłonie i lekko potrzasnął jego głową na boki cicho się śmiejąc.
- Dam radę i zrobię to, a ten twój mądry łeb musi to przyjąć do wiadomości - uśmiechnął się do niego usiłując wywołać u niego podobną reakcję.
Niech te smutne oczy już znikną do cholery.

Ashton? c:

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics