8.09.2019

Od Tobiasa do Leny

Obudziło go powiadomienie z Facebooka... Jakieś wydarzenie w okolicy... Ja pierdolę, przecież ja nawet nie wiem gdzie to jest. No cóż, powrót do snu. Zaraz. Drugie spojrzenie na telefon uświadomiło mężczyźnie, iż doba hotelowa dobiega końca za niecałe 15 minut. Kurwa.
Tobias wstał z łóżka, właściwie to zsunął się z niego leniwie, okrakiem lądując na podłogę. Gdy wyprostował się, piorunujący ból głowy, efekt dnia wczorajszego uderzył w niego niczym dzik szarżujący w paśnik. Ożesz. Kuglarz ledwo utrzymał równowagę w pozycji wyprostowanej, jednak udało mu się otworzyć drzwi do łazienki, jak i dostać się do kabiny prysznicowej, po poprzednim pozbyciu się części garderoby z ciała. Dopiero pod prysznicem rzeczywistość wróciła na odpowiednią oś, taką, którą mężczyzna mógł podążać. Zabalował nieźle, jakoby ból głowy wymieszany był z mętnością towarzyszącą upojeniu alkoholowemu, nie wytrzeźwiał do końca.

Gdy wyszedł z pod prysznica, złapał za suszarkę w celu wysuszenia swoich przydługich czarnych włosów. Te nie miały zamiaru się układać w jakąkolwiek stronę, często właziły mu do oczu, lecz mężczyzna przywykł do tego, odruchowo już poprawiał je na bok. Mężczyzna popatrzył w lustro przez dłuższą chwilę, mianowicie piwne oczy przykuły jego uwagę najbardziej. Boże daj mi siłę, bym kurwa dzisiejszy dzień nie musiał kończyć na czworaka. Kuglarz sam siebie rozśmieszył, od co nie widział w tym nic złego. Wyszedł z łazienki w ręczniku, sprawdził dla pewności czy nie zgubił niczego w amoku alkoholowej rozpusty. Telefon. Portfel. Fajki. Karty. Zawartość kieszeni na szczęście się zgadzała, całe szczęście, bo Tobi nie miał zamiaru wydawać kolejnych paruset dolarów na telefon w razie jego zguby. Albo na odszkodowanie w razie zguby kart.

 Ogarnięcie się i spakowanie rzeczy do torby nie zajęło mu długo, punkt jedenasta zostawił kluczyk do pokoju w recepcji, wymeldowując się tym samym z hotelu. Założył okulary przeciwsłoneczne, jakoby widok promieni słonecznych rozpościerających się po zachmurzonym niebie to coś, co jedynie irytowało jedynie jego światłowstręt i kaca. Wszedł do pubu na rogu, nie zdjął nawet okularów, po prostu położył torbę na krześle przed barem, obdrapane meble jak i ciekawe zapachy nie przeszkadzały mu tak mocno, co migrujący ból głowy. Lekko zerknął spode łba na baristkę, Cholera... Twarz niby znajoma... Po czym wyciągnął z portfela zmiętą dwudziestodolarówkę, kładąc ją przed kobietą.
 — Espresso i... Szota wódki poproszę. Reszty nie trzeba.  — powiedział, po czym obdarował kobietę kiwnięciem głowy, jednocześnie zaczął przeglądać sociale na telefonie.

Lena?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics