6.09.2019

Od Ashtona CD Eliotta

Nie trzeba było być wybitnie utalentowanym psychologiem czy behawiorystą aby zobaczyć, że widok Eliotta, a tym bardziej jego przywitanie, nie spodobało się Michaelowi. Ash powiódł wzrokiem od brata, którego znał już za dobrze, do swego towarzysza z niemą sugestią w oczach, aby nie mówił nic więcej, gdyż może się to nie skończyć zbyt przyjemnie. Muzyk chyba w całym zdenerwowaniu, związanym z tym, co się wydarzyło przed chwilą, a także rozmową ze starszym z Crowley'ów, nie od razu zrozumiał sugestię. Cóż, na jego miejscu czarownik także byłby nerwowy.
— Robiliśmy projekt do szkoły, na przyrodę..— zaczął ogar z szerokim uśmiechem. Nastolatek westchnął prawie bezgłośnie.
— Biologię.
— Tak, biologię, oczywiście. Ale to prawie to samo, prawda?
Mike uniósł dłoń ku górze, uciszającym tym samym blondyna. Mężczyzna mierzył chwilę wzrokiem ich dwójkę, a gdy spojrzał na adepta magii, ten już wiedział, co go czeka. Jedyne, co mu zostało, to mentalne przygotowanie się na zruganie.
— Ashton — zaczął demon spokojnym tonem, jakiego mógł użyć tylko człowiek, w którego wnętrzu aż buzowało od złości — Czy naprawdę sądziłeś, że się nie dowiem?
Zamiast odpowiedzieć, czarownik wbił wyczekujące spojrzenie w oczy brata. Odruchowo przesunął się także w stronę Eliotta.
— Spodziewałem się po tobie wszystkiego, naprawdę, ale nie tego, że zaczniesz sprowadzać mi facetów do domu. Wiem, czarownicy mają to już w genach, ale myślałem, że jesteś inny — Michael przerwał na chwilę, jakby uznał, że nie ma sensu prowadzić rozmowy w tym momencie  Będziemy musieli porozmawiać na ten temat. Wieczorem. Teraz jestem zmęczony. A na ten moment, róbcie co macie robić. Do szkoły czy chuj wie gdzie, ale te wasze zabawy przenieście gdzieś indziej. Poza mój dom.
— Pragnę zauważyć, że ja tutaj też mieszkam. Sam mnie przygarnąłeś, nie było tak? Z resztą, ty sobie sprowadzasz do domu jakieś obce kobiety i ja mam udawać, że to, że spędzasz z nimi więcej czasu niż ze mną mi nie przeszkadza, a kiedy ja znajduję kogoś, to nagle to wielka obraza majestatu? Pod jakim względem Eliott jest gorszy od Natalie? Pod tym, że jest chłopakiem?
— Ashton, powiedziałem, że nie jestem w nastroju na takie rozmowy.
— Chuja, a nie powiedziałeś — wszedł mu w słowo czarownik. Bez większego zastanowienia złapał zdezorientowanego, chociaż posłusznie milczącego blondyna za rękę — Eliott jest moim partnerem czy to ci się podoba czy nie. I jak będę chciał, będę pieprzył się z nim nawet i na tarasie, a tobie nic będzie do tego.
— Wiesz w ogóle, co to słowo znaczy? — Michael machnął z irytacją dłonią, ucinając temat. W chwili gdy odwrócił się, aby pójść do salonu, Ashton, zaciskając usta w wąską kreskę pociągnął za sobą ogara do sypialni. Dopiero tam go puścił, lecz bez słowa wyjaśnień wyciągnął z szafy pudełko z pięcioma świecami.
— Może jednak będzie lepiej jak pójdę, co? — Muzyk podrapał się nerwowo w tył głowy, po czym przysiadł na skraju szafki nocnej, skąd obserwował poczynania czarownika, który to ustawiał poszczególne zapalone świece w na pozór losowych miejscach w pokoju — Nie chcę twojego brata denerwować. Jeśli wiesz, co mam na myśli.
— Nie przejmuj się nim — Młodzieniec postawił ostatnią świeczkę przed drzwiami, a następnie włączył niską wieżę na komodzie. Wkrótce z głośnika popłynęły pierwsze nuty utworu z listy na podłączonym do urządzenia telefonie.
— Nie wejdzie tutaj — Ash ujął twarz ogara w dłonie, składając długi pocałunek na nadal nieco wilgotnych wargach Eliotta. Przymknął nieco oczy, gdy poczuł na nadgarstkach ciepłe opuszki palców młodzieńca, zapewne szukające oparcia po tak nagłym ruchu ze strony bruneta. Po części na oślep czarownik pchnął partnera na łóżko, samemu zostając na nogach. Jasnowłosy zaśmiał się krótko pod nosem, gdy w końcu dostrzegł wzór w ustawionych po pokoju świecach.
— Pentagram. Co za sprytna bestia z ciebie.
— Biały w dodatku — Nastolatek zrzucił z siebie ciemnoszarą koszulkę, odrzucając ją gdzieś na bok. Pod meble. Gdziekolwiek. Nie to było ważne. Spojrzenie, jakim obdarzył go ogar wywołało przyjemne uczucie zadowolenia i satysfakcji w sercu młodzieńca. Nie mógł powstrzymać się przed ostrożnym podejściem do towarzysza, a następnie zajęciu miejsca między jego rozchylonymi nogami. Nim zdołał zareagować, ręce Eliotta znalazły się na plecach chłopaka, badając bladą skórę i muskając wystający kręgosłup. Ashton zamruczał głęboko, wykorzystując tę drobną chwilę pieszczot na delikatny pocałunek, zakończony złapaniem górnej wargi muzyka w zęby. Sprawne dłonie Crowleya przemierzyły drogę od łopatek ukochanego, aż przez jego kark, kończąc na włosach z tyłu głowy.
— Kocham cię, Eliott — wyszeptał do ucha blondyna, małego promyczka, nie, płomienia, rozświetlającego ogarniające świat ciemności. Dotyk na ciele i przyspieszony oddech ogara doprowadzał czarownika do szaleństwa, sprawiając, iż ten w przypływie ekscytacji pociągnął Cartiera za cienkie kosmyki. Pełne pożądania spojrzenie padło na unoszącą się nieznacznie grdykę, która to stała się następnym celem Asha. Kolejne pocałunki składane na skórze jak niewypowiedziane dotąd słowa obietnic, tych, jakie ugrzęzły głęboko w gardle pod warstwą wstydu. Nieśmiałości. Obu tych rzeczy.
Kiedy opadł na plecy, Ashton poddał się bez protestów ruchowi Eliotta. Puścił jednak włosy, dłoń przenosząc na pierś muzyka, zaciskając chude palce na materiale. Wymienili znaczące spojrzenia. Prawie niewidoczne skinięcie głową i już parę chwil później koszulka muzyka leżała obok nich. Czarownik uśmiechnął się delikatnie, po czym powiódł palcem po ciemnym śladzie na skórze kochanka. Musiał przeczytać litery kilkukrotnie, razem i każde z osobna, nim jego omamiony chwilą umysł zdołał pojąć znaczenie wyrazów.
Carpe diem — przeczytał, a następnie pocałował czule znamię, dla jednych symbol głupich decyzji w dzieciństwie, dla niego kolejny ołtarz na ciele małego świata Asha — Pasuje do ciebie.
— Bo jestem optymistą? — Ręka starszego chłopaka zwichrzyła włosy Crowleya, który to uniósł spojrzenie na twarz ogara. Na widok lśniących oczu usta czarownika wykrzywiły się w lekkim, lecz szczerym uśmiechu.
— Mmm.. Dziecko szczęścia z ciebie — Brunet otarł się ostrożnie o ciało Eliotta, ciągle obserwując jego reakcję. Nie chciał przecież zrobić jeden z tych kroków, po którym nie jest w stanie już się cofnąć. Nie chciał też, aby Elly go zostawił. Nie teraz. Palce czarownika powróciły do pieszczenia szyi mruczącego cicho muzyka, aby z czasem począć masować okolice uszu. To wywołało wręcz automatyczną reakcję. Nieprzygotowane do takich działań ciało jasnowłosego spięło się pod Ashem, a jego właściciel przygryzł z lekka wargę. Magiczny adept usłyszał jak serce Elly'ego przyspiesza, jeszcze bardziej niż wcześniej. Nieświadomie przesunął policzek nad to miejsce, jakby chciał wsłuchać się w ten rytm, przypominający ptaka zamkniętego w kościanej klatce. Zniewoloną duszę w cielesnej powłoce.
— Jesteś taki cudowny — Opuszki przesunęły się zza ucha na szczękę ogara, oferując mu chwilę odpoczynku, podczas której to Crowley powoli, nieznośnie powoli wręcz, przesuwał się po rysach twarzy, muskając nos, gładząc gorące powieki, drażniąc usta...

Eliott? 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics