6.09.2019

Od Matthiasa CD Claudii

Nie miał zbyt wielkiego wyboru w kwestii, co może zrobić. Mimo, że większa część przełożonych odeszła gdzieś na bok, a z grupą łowców przebywał tylko najbardziej flegmatyczny ze wszystkich starszych mężczyzn osobnik, wiedział, że jeśli odejdzie chociaż na krok od głównej kolumny, po powrocie do zakonu spotka go kara. Nawet jeśli był już dorosły i mógł mieszkać poza murami budynku, nadal podlegał ustalonym przed laty prawom, wyrytym godzinami długich studiów i dyscypliną na całym ciele Matthiasa. Wolał nie protestować. Nie chciał protestować.
Z tego powodu bez słowa zajął jedno miejsce na jednym z krzeseł, ustawionych w sali narad, gdzie zarzucił nogę na nogę i objął jedno ze swych kolan. Podczas gdy pozostali, zarówno adepci, jak i funkcjonariusze Sopportare, zbierali się w odpowiednie grupy, Montroce postanowił powieść wzrokiem po członkach przeciwnej w pewnym sensie organizacji. Wyglądali zupełnie inaczej niż kamaelici, mimo, że dało się rozpoznać w ich ubiorze jakiś wzór, każdy z nich nadal posiadał jakiś "swój" element, coś osobistego i specjalnego dla danej osoby. Nie to co łowcy, wyglądający jak własne kopie w nieco zmienionych odcieniach.
Do pionu przywrócił go głos przełożonego, który w chwili, gdy Matthias wpatrywał się w idącą gdzieś na tyły kobietę z policji, stanął na mównicy obok mężczyzny, jaki pasował do kategorii "dowódcy policyjnego oddziału". Szybko wyprostował się więc i wbił spojrzenie na scenę. Sam był ciekawy, dlaczego zostali tutaj wezwani. Nie powiedzieli im nic poza podstawowe szczegóły, takie, o których sami mogliby się dowiedzieć, jeśli tylko zwróciliby bardziej uwagę na otoczenie podczas obchodów czy nawet zwykłych wyjść na miasto.
Po typowych dla takich spotkań wstępach, podczas których obie nieznane sobie grupy zostały wzajemnie przedstawione, wyższy od głównego łowcy, a także wyraźnie bardziej umięśniony mężczyzna zajął miejsce przy mikrofonie.
— Nie przedłużając — zaczął, mierząc spojrzeniem zebranych — Po ostatnich problemach ze szczelinami, jakie udało się nam, całe szczęście, zamknąć, jak wielu z nas sądziło, kwestia ta została rozwiązana.
Matthias spojrzał po swych towarzyszach. Nie słyszeli o żadnym zagrożeniu związanych z jakimikolwiek szczelinami, które brzmiały mimo wszystko jak coś, o czym powinni wiedzieć. Już nieco podejrzliwy Matthias zerknął na przełożonego, wyraźnie czekającego na swą kolej, aby się wypowiedzieć. Szef Sopportare jednak jeszcze nie zamierzał odchodzić ze swojego miejsca.
— Według ostatnich informacji okazało się, że oprócz głównych przejść poza miastem, na terenie Seattle istniały jeszcze inne, mniejsze szczeliny, które nadal istnieją. Jako pierwsi natrafili na to emisariusze z zakonu kamaelitów — W tym miejscu mężczyzna wskazał na przełożonego łowców, który bez słowa skinął głową — Z którymi nawiązaliśmy współpracę. Panie Atteberry?
Niższy mężczyzna podszedł do mikrofonu, od razu prostując się i splatając ręce za plecami.
— Podczas rutynowych procedur towarzyszących spotkaniom z nieznanymi nam obiektami magicznymi doszliśmy do wniosku, że szczeliny te pozostają w stanie uśpienia, jednak wykazują ślady rezonansu z niektórymi rodzajami energii. Podejrzewamy, że w nieodpowiednich rękach przejścia te mogą zostać wykorzystane do odprawiania obrzędów, niebezpiecznych dla mieszkańców tego miasta, a także ich moc może zasilić pojawiające się coraz częściej w ich pobliżu demony oraz inne stwory z otchłani. Z tego powodu, wraz z panem Harissem nawiązaliśmy — Atteberry przerwał na chwilę, jakby chciał dobrać odpowiedni przymiotnik — miejmy nadzieję owocną współpracę, bowiem wierzymy, że żadne z nas nie poradzi sobie samemu z tego rodzaju, nieznanym jeszcze w dużej mierze, zagrożeniu. Z racji tego, że zadanie to wykracza poza podstawowe obowiązki zarówno funkcjonariuszy Sopportare, jak i Heroldów, doszliśmy do wniosku, iż poszukamy chętnych do tego osób.
Cisza zapadła w sali. Większość osób spoglądała na swych najbliższych sąsiadów, jakby chciała nakłonić ich do podniesienia ręki. Szósty zmysł w głowie Matthiasa podpowiadał mu, że Atteberry nie mówi do końca prawdy. Co do Harrisa nie miał takich myśli, lecz sama obserwacja przełożonego oraz ton, w jaki mówił, kazał mu sądzić, że istnieje coś więcej za tym zadaniem niż tylko sprawdzenie pozostałości szczelin. Zerknął na adeptów, będących w pewnej ilości chłopakami, którzy dopiero co opuścili progi Wewnętrznego Dworu. Szesnastolatkowie, przerażeni przez historie o bestiach, jakie wciskano im do głów. Widział też jednego młodzieńca, dygoczącego na krześle pod presją spojrzeń swych towarzyszy. Był już gotowy podnieść się z krzesła. Montroce'a coś złapało w sercu i nim się obejrzał, stał już wyprostowany, z dumnie uniesionym podbródkiem.
— Zgłaszam się na ochotnika, panie Atteberry.
— Ja też się zgłaszam.
Spojrzał na bok, w stronę drugiej grupy, skąd dochodził kobiecy głos.

Claudia?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics