20.09.2019

Od Irene

Chłód przenikał jej ciało, kiedy to siedziała na przystanku autobusowym i ściskała w ręku niewielki plecak. Zaciskała palce na jego materiale, starając się choć trochę rozgrzać. Wychylała się co jakiś czas do przodu, wypatrując transportu publicznego. Zazwyczaj nie miała takich problemów, ponieważ z reguły podróżowała rowerem. Schronisko znajdowało się jednak trochę dalej, toteż dzisiaj zdecydowała się na inną metodę podróży. Teraz jej zdanie uległo zmianie. Środek komunikacji spóźniał się już dobre kilkanaście minut, a ona poważnie rozważała możliwość wycofania się do domu. W końcu jednak na przystanek zajechało srebrne auto, marki Skoda. Irene nie interesowała się samochodami, więc nie była w stanie określić modelu. Dla niej najważniejszym faktem był kierowca. Drzwi pojazdu otworzyły się.
 - Dokąd jedziesz? Podwieźć cię? - zagadnął w jej stronę znajomy, damski głos. Na twarz rudowłosej niekontrolowanie wpłynął lekki uśmiech. Poderwała się z publicznej ławki i wciąż mocno zaciskając palce na plecaku, zbliżyła się. Bez wahania wsiadła na miejsce pasażera, zamykając za sobą szczelnie drzwi. Spojrzała na znajomą z nieukrywaną euforią.
 - Nie udzieliłaś mi odpowiedzi. Skąd wiesz, że  nie jadę w przeciwną stronę, niż ty chcesz? - spytała.
 - Nie wiem, Lucy - odparła - Przeczucie. Próbuje się dostać do schroniska - dodała, sięgając ręką po pas. Zwinnym ruchem pociągnęła za niego i ubezpieczyła swoją podróż. Silnik wciąż warkotał, gdy opony zakręciły się, a auto ruszyło do przodu.
 - Cóż, skręcam co prawda przy urzędzie, ale stamtąd droga minie ci szybko - stwierdziła. Irene tylko skinęła głową, bawiąc się zamkiem swej torby. Dziękowała Bogu za włączone ocieplanie, dzięki czemu miała okazję się rozgrzać. W pewnym momencie wbiła spojrzenie w przyjaciółkę, będącą jednocześnie narzeczoną jednego z jej braci. Jeden z kosmyków brązowego puklu włosów wypadł z niestarannego koka i wpadał kierowcy na nos. Kobieta dmuchnęła, po czym odgarnęła go za ucho. Przycisnęła stopą hamulec, uprzednio zjeżdżając na pobocze.
 - Należy się 100 dolarów - mruknęła, figlarnie spoglądając na dziewczynę. Ta lekko przekręciła oczami i oparła palce na klamce.
 - Za przewóz takiej osobistości jak ja, płaci się mnie samej - mówiąc to puściła z uchwytu plecak i przejechała dłonią po oparciu fotela - Będziesz się  mogła chwalić, że woziłaś samą Irene Harvey.
 - Z pewnością z tego wyżyje - parsknęła i machnęła ręką na pożegnanie, kiedy rudowłosa opuszczała samochód. - Raczej nie spotkamy się w drodze powrotnej, gdyż twój brat zabiera mnie od razu po pracy do wykwintnej restauracji - puściła jej oczko.
 - Niesamowite, że znalazł dla ciebie czas wśród tego nadmiaru pracy i chęci pomagania każdemu człowiekowi - odparła znudzona - To pa i dzięki - mruknęła, zamykając za sobą drzwi. Zarzuciła plecak na właściwe miejsce i korzystając z uroku miasta, ruszyła wolnym krokiem w kierunku schroniska.
******
Po skończonych godzinach wolontariatu, znów miała okazję siedzieć na zimnej ławce i wypatrywać autobusu. Sytuacja była podobna do wcześniejszej, tyle, że tym razem nikt po nią nie podjechał. Na dodatek pachniała... ciekawie. Próba wykąpania jednego psa szamponem nie należała do sukcesywnych. Cała woda o zapachu aloesu wylądowała na jej koszulce. Chodź po długim dniu szło się przyzwyczaić, ludzie w jej towarzystwie z zainteresowaniem wciągali powietrze nosem. A gdy odszukiwali źródło woni, natrafiali na niepełnoletnią dziewczynę. Rudowłosa miała dość ich spojrzeń, więc cały czas trzymała się ubocza. Gdy na przystanku w końcu zjawił się autobus,  zdała sobie sprawę, że miała kupić w sklepie kilka rzeczy. Zirytowana skierowała się w stronę najbliższego marketu. Powrzucała do koszyka potrzebne przedmioty. Na koniec udała się na dział z podpaskami. Akurat najczęściej kupowane przez nią, znajdowały się na wyższej półce. Dosięgnęła je, ale przy okazji strąciła całą resztę, która hurtem wpadła do koszyka osoby obok niej. Irene zastygła w bezruchu, z mocno zaciskającą się na paczuszce ręką.
 - Um... przepraszam? - nie była pewna, czy w ogóle powinna się odzywać. Czuła lekkie zawstydzenie zmieszane z zażenowaniem.

Ktoś? Jakaś dobra duszyczka odpisze?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics