Pokręciła głową, patrząc na paparazzich kłębiących się wokół jej domu niczym osy kręcące się przy swoim gnieździe.
- Skąd oni tak właściwie zdobyli mój adres? - Wbiła wzrok w Harry'ego. - A może ta cała akcja to twoja sprawka, co? Te spotkania, codziennie wręcz, to od początku było podejrzane. Kręcisz sobie karierę moim kosztem! - Warknęła. Mogła się odpłacić za tę całą sytuację w parku, gdy się poznali.
- Hej, Gwynneth, to nie ja. Naprawdę, przysięgam na Pyrrusa! - Wyciągnął ręce w obronnym geście. - Nie wiem, jak zdobyli twój adres, ale te hieny mają swoje sposoby.
- W każdym razie muszę tam wejść. Nie zostawię Nefilima i Tenebriona samych na kilka dni. Rozwalą mi dom, jak nie zdechną przez brak pokarmu i wody.
- Powodzenia życzę. - Mruknął mężczyzna.
- A ty mi pomożesz. Gdybyś nie był sławny, mi by się ta sława nie udzieliła. W jakimś stopniu to twoja wina, że ci tu - wskazała dłonią na mężczyzn - czatują pod moim domem. - Skrzyżowała ręce na piersi.
Harry westchnął.
- Co mam zrobić?
- Pokazać im się grzecznie i odwrócić ich uwagę, kiedy ja wyprowadzę stamtąd psy. Najlepiej z inną panną. - Wywróciła oczami.
Dostrzegła kątem oka nieco młodszą od niej dziewczynę, która akurat przechodziła i ewidentnie wgapiała się w Hudsona. Podeszła do niej, ignorując oburzone nawoływanie piosenkarza.
- Cześć. - Wyszczerzyła się sztucznie do kobiety.
- Ty jesteś dziewczyną Harry'ego Hudsona, widziałam w gazecie! - Pisnęła podniecona małolata.
- Tak, tak, ciebie też miło poznać. I nie mów tego tak głośno, bo i ciebie stratują. Potrzebuję przysługi, która i dla ciebie będzie czymś miłym. Chcesz też być na okładce gazety? I to z Harrym u boku?
- J-jasne!
- To świetnie się składa, bo to twój wielki dzień. Przepraszam, jak masz na imię?
- Nadia...
- Super. Dobra, Nadio, plan jest taki: idziesz sobie za rączkę z panem Hudsonem przy tych paparazzich. Robią wam kilka zdjęć, jakoś im uciekacie, a później dostaniesz od niego możliwość zrobienia sobie z nim selfie i autograf.
- To nie jest jakaś ukryta kamera czy coś? - Rozejrzała się Nadia.
- Nie, nie. Słowo honoru, że to nie żaden żart, a uczciwa propozycja.
- Wchodzę w to!
Chwilę później plan poznał też Harry. Tak, jak zostało ustalone, chwycił Nadię za rękę i przespacerował się z nią prosto w kierunku paszczy lwa. Nie umknęło to uwadze fotografów, krórzy szaleńczo się za nimi rzucili, zapominając w ogóle o domu Gwynneth i prawdopodobnie o niej samej.
Szybko weszła do domu, zapięła psom smycze, wyszła z nimi, przekręciła drzwi i ponownie zniknęła w ciemnej uliczce.
Chwilę później pojawili się tam również Harry i Nadia.
- Zgubiliście ich?
- Tak, raczej tak. - Dziewczyna była cała rozpromieniona.
- To teraz selfie, autograf i papa. - Mruknęła przedstawicielka sukkubów.
Tak też się stało. Nadia odeszła wręcz w podskokach, inną ulicą, by znowu nie natknąć się na hieny.
- Dwie pieczenie na jednym ogniu. Psy uratowane, a ty masz zagwarantowany kolejny nagłówek. - Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- A teraz musimy was gdzieś ulokować na ten czas, gdy sprawa będzie dość świeża. - Otworzył drzwi samochodu.
- No coś ty, psy w nim tylko nabrudzą! Tu w miarę niedaleko jest jakiś w miarę tani, ale podobno przyjemny hotel. Przejdę się do niego jakimiś uliczkami.
Harry?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz