24.09.2019

Od Michaela CD Any

   Choć Michael czuł w sobie procenty, a jego głowa kreowała najdziwniejsze wizje życia, dobrze wiedział, co właśnie robi i dlaczego to robi. Wtem zapomniał o Natalie oraz sytuacji z Sopportare, która męczy go już kilka tygodni. Z drugiej strony mężczyzna nie preferował skakania z kwiatka na kwiatek i wolał pozostać przy białowłosej kobiecie, jednakże to wszystko go przerosło. Czy będzie tego stosunku żałować? Na pewno nie. Zawsze ma to swoje plusy, a że demon nie może zapłodnić innego gatunku, czuł się wolnym jeźdźcem, a szczególnie, gdy akcja z Aną się rozkręciła.
Michael zawsze był delikatny podczas takiej zabawy, jednakże w tym przypadku go poniosło i obudziła się w nim porywczość, przez co pocałunki demona były bardziej namiętne, a ruchy ciała mocniejsze, co obu sprawiało ogromną przyjemność. Nawet gdy blondwłosa szczytowała, brunet nie przerywał swoich działań, co skutkowało licznymi zadrapaniami na jego plecach lub ramionach oraz kilkoma wyzwiskami ze strony kobiety. Cieszyło go sprawianie przyjemności płci przeciwnej, szczególnie w takich momentach, często też dominował w sypialni. Jednak po dłuższym czasie role się odwróciły i gdy mężczyzna na moment się wstrzymał z posuwistymi ruchami jego bioder, kobieta wykorzystała moment i przejęła dominację, powalając bruneta na plecy. Michaelowi od razu się to spodobało, przez co na jego twarzy zawitał zawadiacki uśmiech, pragnąc jeszcze więcej przyjemności. W tym momencie brunet miał chwilę odpoczynku, gdyż to blondynka samodzielnie poruszała swoimi biodrami i jeszcze bardziej pobudzała mężczyznę. I choć ten z czasem już szczytował, Ana nie przerywała swojej czynności, a widząc jego spięte mięśnie, jeszcze bardziej przyspieszyła, przez co z ust bruneta wydobył się cichy warkot przyjemności, natomiast kobieta cicho się zaśmiała.
— Tak chcesz się bawić? — mruknął lekko zdyszany brunet.
— Grozisz mi? — rzuciła kobieta z nutką rozbawienia.
Mężczyzna podniósł się z pozycji leżącej i położył Ane obok na brzuchu, przejmując nad sytuacją znaczną kontrolę. Zablokował jej ręce i ponownie wszedł w jej krocze, zmierzając powoli do zakończenia tej długiej zabawy.
   Gdy oby dwoje czuli się zaspokojeni, a ich rozgrzane ciała powoli dochodziły do siebie, mogli uznać stosunek za zakończony. Rozbawienie ich nie opuszczało, co znaczyło, że alkohol nadal płynie w ich żyłach, choć zimny prysznic zdołał postaci demona na nogi. Czuł zmęczenie, ale też zadowolenie oraz satysfakcję, lecz gdy tylko położył się do łóżka w samych bokserkach, zasnął niczym małe dziecko, a u jego boku spoczęła blondwłosa kobieta.
Rano obudziło go delikatne stukanie o szybę, a gdy zerknął w kierunku okna, zauważył swojego skrzydlatego towarzysza, którego zaraz wpuścił do środka. Rav od razu usiadł na ramieniu mężczyzny i domagał się choć chwili uwagi od swojego pana, co ten od razu uczynił w postaci drapania między skrzydłami. W międzyczasie ciemnowłosy rozejrzał się po sypialni, w której czegoś.. a raczej kogoś, mu brakowało. Jego przyjaciółki nie było, tak samo jak ich ubrań, które jeszcze wieczorem walały się po całym pomieszczeniu, gdzie w tym momencie, jego ciuchy były złożone na krześle przy drzwiach.
Po dłuższej chwili odstawił swojego skrzydlatego towarzysza, zabrał swoje rzeczy i przeszedł do łazienki, w której doprowadził siebie do porządku. Gdy skierował się do salonu, zauważył na stole kartkę skierowaną do jego osoby: "Musiałam pojechać na miasto, ale pewnie za niedługo wrócę. Czuj się jak u siebie. Śniadanie dla Ciebie zostawiłam na blacie w kuchni. :*". Ciemnowłosy delikatnie uniósł kącik ust i zerknął w wspomniane miejsce, gdzie faktycznie leżał talerz z typowo amerykańskimi naleśnikami, a obok nich czaił się Rav, który niepewnie zerkał w kierunku demona.
— Nawet nie próbuj. — mruknął brunet wskazując palcem na kruka.
Ptak głośno zakrakał i uderzył kilka razy dziobem o blat, ukazując tym niezadowolenie, że mężczyzna go w ogóle zauważył. Przecież nie widać wielkiego, czarnego kruka na jasnym blacie, które do tego było oświetlone dodatkowym światłem, więc jak demon go w ogóle zauważył.
— Dobra, dam Ci trochę, ale wiesz, że nie możesz takich rzeczy jeść. — dodał zaraz mężczyzna podchodząc do śniadania.
   Po sytym posiłku, Mike wziął się za sprzątanie domku po wczorajszej zabawie alkoholowej. Otworzył wszystkie możliwe okna, przez co skrzydlaty towarzysz wylatywał na zewnątrz i wracał do środka posiadłości, robiąc sobie z tego zabawę jak nigdy wcześniej. Butelki po whiskey wyrzucił do odpowiedniego kosza, a wszelkie naczynia umieścił w zmywarce. Całe to sprzątanie zostało przerwane przez Archera, psa Any, który akurat wyszedł z jednego z pokoi. O dziwo czworonóg spokojnie przywitał demona, dał się nawet pogłaskać, po czym zaczął pomagać się jakiegoś jedzenia, gdyż jego miska była pusta. Demon nie bardzo wiedział, gdzie blondynka trzyma karmę dla psa, lecz nie chciał pozostawić sierściucha bez posiłku, więc zaczął poszukiwania... które szybko się skończyły. Archer sam podszedł do jakiejś szafki i wskazał na nią kilkukrotnie swoim nosem, a gdy Mike ją otworzył znalazł tam to, czego szukał.
Gdy domek był ogarnięty, czworonóg zadowolony, a Rav zmęczony ciągłym lataniem, brunet mógł spokojnie siąść w kanapie i jedyne co mu zostało, to czekać na powrót Any. W tym czasie zajął się szkicowaniem czegoś na kartce z zeszytu, co o dziwo, zajęło mu trochę czasu. Ocknęło go przekręcanie zamka w drzwiach, lecz gdy spojrzał w ich kierunku, w progu stał brat Any — Liam.
— Co Ty tu robisz? — spytał na wejściu szatyn.
— Dobrze Cię widzieć. — odpowiedział unikając odpowiadania na pytanie — Ana pojechała na miasto. Za niedługo powinna wrócić. — dodał wracając wzrokiem na kartkę.
— Wkradłeś się do jej domu? — kontynuował.
— Nie. Byłem zmuszony nocować tutaj. — rzekł wzdychając — Coś jeszcze? — spojrzał na szatyna.
— Po co? — zbliżył się do bruneta.
— Słuchaj. — zaczął Mike i wstał spokojnie z kanapy — Książkę piszesz czy masz tak nudne życie, że zadajesz tyle pytań? — zbliżył się do Liama.
— To jest dom mojej siostry i mam prawo pytać o takie rzeczy. — odpowiedział.
— Nie mam nic do Ciebie, ale od samego początku mnie wkurwiasz. — rzekł Mike trzymając na wodzy swoje nerwy — Choć uczę samokontroli, tak teraz czuję, że tą kontrolę tracę, więc jeśli Ci życie miłe, zamilcz. — dodał półszeptem, lecz dość twardym tonem.
— Kim ty jesteś, żeby mnie uciszać. — mruknął szatyn.
W tym momencie wodze puściły im obu, przez co po raz kolejny doszło do rękoczynów, gdzie Mike nie oszczędzał brata Any. Szybkie i celne ciosy powodowały rosnący ból u szatyna, lecz i ten potrafił wymierzyć dobry cios demonowi, a ból, który czuł, pobudzał jego wewnętrznego Demona. Czuł, jak temperatura jego ciała drastycznie wzrasta, a wokół nich zaczęła tworzyć się czarne opary dymu, których Mike nie kontrolował. Gdy wymierzył dwa solidne ciosy w brzuch, następnie jeden w twarz szatyna, wtem wykorzystał moment i powali go na ziemie, i choć chciał oddać mu jeszcze kopnięcie w brzuch, odstąpił kilka kroków z honorem. Liam jednak miał inny plan i choć posiadał kilak otwartych ran, z których sączyła się krew, prawdopodobnie użył jakiejś swojej zdolności, która odebrała oddech brunetowi. Ten od razu chwycił się za gardło, poczuł, jak serce spowalnia swój rytm, a przed oczami widział czarne plamy, lecz gdy miał opaść na kolana, Demon od razu przejął kontrolę nad mężczyzną, lecz nie była to zwykła przemiana. Sam zwierz był pod wpływem furii, przez co jego jasne ślepia były wypełnione istną ciemnością i choć Mike dogaduje się z Demonem, tak teraz nie miał z nim szans. Takowy stan miał już miejsce, gdy to wymordował pół lokalu, gdyż nie miał nad sobą kontroli. Gdy w ludzkiej formie tlen był mu potrzebny, jak teraz był on całkiem zbędny, więc ten mógł śmiało podejść do szatyna. Chwycił go za koszulkę i rzucił na jedną ze ścian, gdzie od razu przygwoździł go licznymi mackami z ciemności. Wtem w dłoni Demona ukazała się drewniana laska, które od razu przybrała wygląd czarnego miecza i gdy miał wykonać jedno, celne pchnięcie w Liama, zatrzymał się tuż przed głową.. Any. Choć Mike nie miał kontroli nad bytem, ten opuścił ostrze i złożył przy nodze, lecz kobiety nie oszczędził i żeby zbliżyć się do szatyna, ten odrzucił blondynkę kilka metrów dalej.
Widzimy się we śnie, Liam. —  odezwał się nagle Demon swoim głosem, który przyprawił rodzeństwo o delikatne ciarki. — Meno ane jore lare.. [Piekło będzie Twoim domem]. — dodał, wypuszczając delikatne opary ze swoich nozdrzy. 
Wtem Demon dosłownie rozpuścił się w powietrzu, uciekając ciemnymi częściami okolicy... dobrze będzie, jak Mike na jakiś czas po prostu zniknie.

Ana?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics