3.09.2019

Od Ashtona CD Eliotta

Słowa ponownie ugrzęzły w gardle młodzieńca. Chciał powiedzieć Eliottowi tak wiele. Tyle słów cisnęło się na język Ashtona, gotowe złożyć się w jedno, szczeniackie wyznanie. Nie mógł się przed nim powstrzymać. Nie w chwili, gdy widział przed swą twarzą na swój sposób kojące oblicze ogara. Przyjaciela. Czy tak mógł go określić? Czy przypadkiem nie czuł...
— Eliott..
...Czegoś więcej?
Jasnowłosy nie odpowiedział. Może działając nieco automatycznie, potrząsnął tylko jeszcze raz twarzą czarownika, czekając, aż ten rozwinie swoją wypowiedź. Bowiem powiedziane w ten sposób, drżącym głosem, słowa nabierać mogą zupełnie innego znaczenia. A w tej sytuacji, pełnej dwuznaczności, dobrze było wiedzieć, na czymś się stoi. Nie chciał kolejnych nieporozumień, dlatego wymusił u siebie słaby uśmiech. Jego cień wręcz.
— Dzisiaj powinieneś sobie odpuścić już trenowanie. Chcę Cię przypilnować, wiesz, żeby się nie okazało, że doszło do jakiś powikłań i zemdlejesz za kierownicą — Mówiąc to, brunet odsunął się ostrożnie od towarzysza, od razu splatając dłonie na piersi. Pozycja zamknięta, tak się to chyba zwało. Kiedy człowiek nie chce przyjąć żadnych argumentów przeciwko swej racji. I tak właśnie było w tej sytuacji. Obudziła się ta bardziej dominująca część osobowości nastolatka, która, w połączeniu z objawiającą się teraz troskliwością i opiekuńczością, stworzyła nietypową dla Crowley'a mieszankę, przez którą muzyk został zmuszony do poddania się propozycji młodzieńca. Dostrzec można to było w nagłym błysku w oczach jasnowłosego, a także krótkim śmiechu, na jaki sobie pozwolił.
— Już nie patrz się tak na mnie, Ash. Spokojnie — powiedział, po czym przysiadł na skraju łóżka, obserwując poczynania czarownika. Ten gestem nakazał mu poczekanie, a następnie otworzył drzwi do pokoju, chcąc pójść do kuchni po dzbanek z wodą, gdyż nadal w pamięci pozostawał mu widok łapczywie pijącego Eliotta. Nim postąpił chociaż krok do przodu, do pokoju wdarły się wpierw psie pyski, a potem i reszta poruszających się wraz z merdaniem ogona ciał czworonożnych chowańców adepta magii. La Llorona jako pierwsza doskoczyła do blondyna, opierając łapy na jego ramionach i na swój sposób witając nowego gościa. Młodzieniec wyszedł na korytarz z przyjemnym ciepłem na sercu, gdy usłyszał śmiech towarzysza, spowodowany psimi pieszczotami.
Kiedy powrócił po kilku minutach z dzbankiem oraz kanapką na talerzu, Eliott starał się zaspokoić potrzebę atencji u obydwu stworzeń, gdyż nawet Teufel, zazwyczaj ociężały i leniwy, zebrał się w sobie do wskoczenia na pościel i ułożenia łba pod ramieniem ogara.
— Chyba cię polubiły — skomentował nastolatek, stawiając na wolnym fragmencie szafki przyniesione naczynia — Mam nadzieję, że nie napastują cię za bardzo?
— Nie, nie, oczywiście, że nie — Muzyk podrapał suczkę za uchem, na co ta przewróciła się na plecy. Zarówno on, jak i Ashton wybuchnęli śmiechem na ten widok. Drugi z nich usiadł obok Eliotta, który to nalał sobie wody do kubka i już nieco mniej zachłannie wypił jego zawartość.
Zapadła między nimi cisza, przerywana tylko odgłosami psiego szczęścia oraz dyszenia leżącego Teufela. W międzyczasie czarownik nieco nerwowo pocierał dłońmi o siebie, nie będąc pewnym, co powinien zrobić. Za wiele myśli przepływało przez umysł młodzieńca, stopniowo odbierając mu zdolność do logicznego myślenia. Może właśnie z tego powodu bez słowa złapał Eliotta za łokieć, zmuszając go do spojrzenia w swoją stronę, aby później pocałować go długo w usta, dygocząc na całym ciele jak zakochana nastolatka na szkolnym balu.

Eliott? ~

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics