1.09.2019

Od Matthiasa do Claudii

Myśl, że przez tyle miesięcy mijał ten budynek i nawet na chwilę nie zastanowił się, jak wygląda on od środka w dziwny sposób rozbawił Matthiasa. To znaczy, temu delikatnemu grymasowi, jaki mógł zostać odebrany jako reakcja na nieprzyjemny zapach, daleko było do rzeczywistego uśmiechu, lecz ważne było to, co czuł w swym sercu. Tak przynajmniej mu mówiono.
Wystukał tylko sobie znany rytm na drzwiach ciemnego samochodu, wodząc spojrzeniem po szklanej fasadzie i poruszających się sylwetkach wewnątrz. Ciekawe, co ludzie myśleli na ich widok. Jakie obserwacje pojawiły się w ich głowach, gdy widzieli parkujące przed budynkiem czarne auta, z których wylewali się ubrani wręcz identycznie ludzie?
— Montroce, za mną.
Z przemyśleń Matthiasa wyrwał głos starszego kamaelity. Tylko przelotnie spojrzał po jego twarzy, szybko później opuszczając wzrok na swe dłonie. Skinął ostrożnie głową, po czym mechanicznym wręcz ruchem wysiadł z samochodu, gdy usłyszał, jak drugie drzwi się zamykają. Jeszcze raz poprawił grafitową koszulę, która wraz z eleganckimi spodniami i wysokimi butami składała się na wyjściowy mundur łowców. Do tego płaszcz, na pewno ulubiona część całego stroju, przynajmniej zdaniem bruneta. Ten był powiem ciemnoniebieski, pasujący odcieniem do kawałka opaski na prawym bicepsie mężczyzny, jaka miała świadczyć o jego statusie i miejscu w zakonnej hierarchii. Ta w przeciwieństwie do prochowca nie posiadała wyszytego srebrną nicią głowy jelenia z ułamanym rogiem, symbolu Heroldów. Matthias zapamiętał wygląd herbu gdy był już małym chłopcem, nawet do tego momentu jest w stanie odtworzyć symbol z zamkniętymi oczami. O sposobie, w jaki się tego nauczył, wolał nie pamiętać.
Chwilę musiał odczekać, nim przewodzący ich grupą prawie dwudziestu osób ojciec Graham (który święceń nie posiadał, lecz nakazywał się młodym adeptom w ten sposób określać) uświadomi strażnika, że nie są grupą poprzebieranych szaleńców, nim pozwolił swym towarzyszom pójść ze sobą do środka. Matthias, mimo, że nie powinien, rozglądał się wokół, chłonąc dobiegające zewsząd szczegóły. Zdziwił go fakt, iż pośród policjantów znajdowali się także nadnaturalni. Czy funkcjonariusze, w tym Sopportare, bowiem to na spotkanie z nimi z tego co było mu wiadomo się kierowali, nie widzieli nic złego we współpracy z magicznymi istotami? Czy nie obawiali się ich zwodniczej natury? Przecież to nieodpowiedzialne.
— Wyprostuj się, Montroce. Takie zachowanie nie przystoi kamaelcie — Matthias zadygotał, gdy w dobrze znanym mu geście dłoń starszego łowcy, tego samego, który jechał z nim w samochodzie, znalazła się na biodrze młodzieńca. W miejscu z boku na pewno odebranym jednoznacznie. Ciemnowłosy przytaknął, uniósł podbródek i wbił wzrok w osobę przed sobą.
— Tak jest, proszę pana. Dziękuję za informację, proszę pana.
Wyuczona formułka wyrwała się z jego ust prawie od razu. Kamaelita zacisnął ubrane w rękawiczki dłonie, aby powstrzymać ich drżenie. Wiedział, że to, co robi, jest nieodpowiednie. To, przez co przeszedł, tym bardziej takie było. Lecz nie widział innej drogi. Nie widział ucieczki z tego ciągłego koła wbitego kijami posłuszeństwa i ślepej wierności. Nawet jeśli był tego świadomy, był zbyt słaby, aby zrobić cokolwiek.
Sala, w jakiej się znaleźli wprawiła Matthiasa w osłupienie, głównie ze względu na jej wielkość oraz nowoczesność. Brzmieć mogło to dziwnie, jednak przez całe swe życie nie widział takiej ilości elektroniki jak w pomieszczeniu narad na komendzie policji. Korzystając z faktu, że ojciec poszedł porozmawiać z ciężko ubranym przedstawicielem tego całego Sopportare, najpewniej szefem, powiódł spojrzeniem po wnętrzu. I nie tylko on, jak dostrzegł kątem oka. Wielu młodzików, dla których to wyjście było pierwszą od dwóch dekad szansą na zobaczenie świata za murami zakonu, robiło to samo co on. Jakby nagle znaleźli się w zupełnie innym miejscu. W innym wymiarze, dotąd dla nich niedostępnym.

Claudia?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics