28.09.2019

Od Michaela CD Any

   Podczas walki, która zaraz się rozpoczęła, brunet czuł każde uderzenie oraz słyszał odgłosy przyjaciół, w tym Leny, której się nie spodziewał. Oczywiście on sam nie próżnował i toczył bój z wewnętrzną częścią Demona, żeby choć na chwilę odzyskać nad sobą kontrolę. Nie należało to do łatwego zadania, gdyż bestia znacznie odcięła Michaela od jego duszy i postawiła między nimi mur, który mężczyzna musiał jakoś pokonać. Jeśli ten tego nie uczyni — umrze.
W pewnym momencie zapadłą głucha cisza, która sprawiła nieprzyjemny ból w głowie bruneta, lecz nie tylko on to odczuł, ale też Demon, który znacznie osłabł. Michael musiał wykorzystać ten moment i naskoczył na bestie, ponownie się z nim łącząc pod względem duchowym. To jednak nie był koniec, gdyż rogaty wiedział, co się dzieje i nie chciał tego tak zostawić. Mimo iż leżał wbity w ścianę, a Lena była gotów przywrócić bruneta do życia, stwór delikatnie podniósł dłoń i przywołał swoją drewnianą laskę, która od razu przybrała wygląd czarnego miecza.
— Śmiertelnicy. — zaśmiał się krótko Demon. — Jesteście tacy zabawni.. — dodał dezorientując tym elfkę, przez co jej zaklęcie nie przeszło na rogatego.
Wtedy bestia uniosła stworzone ostrze i szybkim ruchem wbił je w swój brzuch, natomiast jego ciało rozpłynęło się czarnym dymem.
Gdzieś w Pustce. 
— Coś Ty narobił?! — warknął brunet, stojąc twarzą w twarz z Demonem.
— Sugerujesz, że jakaś śmieszna elfka mnie pokona? — przekrzywił lekko łeb. — Oby dwoje chcemy żyć, prawda?
— Ty nie musisz, bo i tak Twoje zadanie już dawno dobiegło końca. — rzekł mężczyzna, powstrzymując się od nerwowych łez.
— Niekoniecznie. — zaprzeczył rogaty — Jednak mam dla Ciebie propozycje paktu.
— Nie. — odpowiedział od razu Mike.
— W takim razie zrzucę Twoje martwe zwłoki do tej śmiesznej jaskini. — prychnął krótko, zerkając na bruneta.
— Mów, czego chcesz. — westchnął brunet, odwracając wzrok od mówcy.
— Tego co do tej pory - Twojego ciała — odpowiedział krótko — Jakoś żyć muszę, a bez człowieka raczej trudno. — dodał opierając się o swoją drewnianą laskę.
— Co z tego będę mieć? — spojrzał na rogatego.
— Słyszałem, że masz jakieś problemy. — powiedział przekrzywiając lekko łeb — Pomogę Ci je rozwiązać.
— Dobra, ale jest jeden warunek - nie masz zabierać pełnej kontroli. — warknął cicho brunet.
— Dodam, że tknę nawet Twoich przyjaciół, żeby być choć trochę wiarygodnym. — westchnął rogaty.
Gdy oby dwoje doszli do porozumienia, doszło do ponownego połączenia, co sprawiło, że ciało Demona ponownie pojawiło się w jaskini, na środku resztek pentagramu. Bezsilnie opadł na kolana, wydając przy tym ciche warknięcie, przepełnione żalem oraz bólem, którego sam Demon nie mógł wytrzymać. Chwycił dłońmi za rękojeść miecza, lecz nie był w stanie go wyciągnąć o własnych siłach, co zaraz zauważyła Lena, która podbiegła do rogatego i szybkim ruchem pozbyła się ostrza z jego ciała. Te od razu okryło się ciemnym dymem, co pozwoliło rogatemu przywrócić Michaela do życia. Jego ciało opadło bezwładnie na ziemie i choć był przytomny, nie posiadał ani trochę sił na wstanie czy nawet mowę, a samo oddychanie sprawiało mu trudności. Słyszał, co mówiły obie kobiety oraz Liam, którego być tutaj nie powinno. Sam jego głos sprawił, że oddech bruneta niebezpiecznie przyspieszył, a dłonie powoli zaciskały się w pięście.
— Zabiorę go do siebie. — rzekła Lena, która musiała klęczeć przy brunecie. — Tam będzie bezpieczny i szybko dojdzie do siebie, a wy wracajcie do domu. — dodała spokojnie.
Po jej słowach nastała ponowna cisza, której mężczyzna pragnął od dość dawna, gdyż wtedy czuł się lepiej, że jego energia powoli się regeneruje.
   Gdy ponownie odzyskał świadomość, poczuł pod sobą miękki materac, a do jego nosa wleciał zapach świeżych ziół, co idealnie pasowało do posiadłości młodej elfki. Brunet ciężko odetchnął, lecz gdy poczuł nieprzyjemny ból w klatce, wstrzymał się z dalszym czerpaniem powietrza, po czym delikatnie spuścił powietrze, wyrównując tym swój oddech. Jego ciężkie powieki uniosły się, ukazującym tym ciemne spojrzenie mężczyzny, które zarejestrowało typowo elficki wystrój pokoju. Zioła, księgi i jasne ściany, czyli to, czego mógł się spodziewać. Lecz zaskoczyło go tylko jedno...
— Miiikeee. — usłyszał nagle pisk elfki, która radośnie podbiegła do łóżka bruneta. — W końcu się obudziłeś. — dodała siadając obok.
— W końcu..? — spojrzał słabo na kobietę.
— No niby kilka godzin, ale to i tak długo. — westchnęła obserwując jego poranione ciało — Zajęłam się Twoimi ranami, więc pozbyłam Cię ubrań, które wyprałam. — dodała tłumacząc.
— Mhm.. dzięki. — przymknął na chwilę oczy.
— Lecz martwi mnie jedna rzecz.. — mruknęła niepewnie — W sumie to dwie.. — dodała zaraz.
— Jakie? — zerknął na Lenę.
— Majaczyłeś jakieś słowo, bodajże Corson. — odpowiedziała nawiązując kontakt wzrokowy — A to imię.. demona. — dodała i chwyciła ostrożnie dłoń bruneta — Za to tutaj masz symbol paktu.
— Lena, ja.. ja musiałem to zrobić. — zaczął chrypliwym głosem — Inaczej byłbym już martwy.
— Rozumiem. Odpoczywaj Michael.. — uśmiechnęła się niepewnie i pozostawiła mężczyznę samego.
Cały poranek brunet spędził w łóżku, lecz gdy poczuł się lepiej, postawił pierwsze kroki tego dnia. Zachwiał się kilka razy, lecz nie poddał się i o własnych siłach doczłapał się do łazienki, w której wziął ciepłą kąpiel, po czym ubrał na siebie świeże ubrania. Po tej czynności odzyskał większość sił, a gdy Lena zaprowadziła go do kuchni na obiad, wiedział, że jeszcze tego samego dnia opuści jej dom.
— Co zamierzasz teraz zrobić? — spytała elfka.
— Zająć się swoimi problemami. — odpowiedział spokojnie — I nie stwarzać ich innym osobą. — dodał z cichym westchnięciem.
— Co mam przez to rozumieć? — przełknęła niepewne napój.
— Widzisz, ile cierpienia narobiłem w te kilka dni? — spojrzał na kobietę. — Zakończę swoje sprawy, spale złe mosty i wrócę do miasta. — dodał popijając zjedzony posiłek.
— Ale Mike, nie możesz tak nas zostawić. — mruknęła niezadowolona.
— Lena.. To przeze mnie Ana jest ranna, przeze mnie się wkurza na Liama, przeze mnie Ona cierpi. — wyjaśniał spokojnie — Teraz przeze mnie Ty możesz mieć problemy.
— A Natalie? — spytała nagle.
— Ona zrozumie. — odpowiedział szybko i wstał od stołu.
Gdy nadszedł wieczór, brunet ukradkiem wyszedł z domu elfki i przy pomocy ciemności przedostał się do miasta, a dokładnie do swojego mieszkania. Jego brata akurat nie było w domu, co zdarzało się dość często, lecz w tym przypadku to nawet dobrze. Brunet przeszedł od razu do swojej sypialni i przebrał się w ciemniejsze ubrania, w tym czarną bluzę z kapturem. Uzbroił się w broń krótką z tłumikiem oraz krótki nóż, które przypiął do skórzanego pasa. Rzadko korzystał z broni palnej, lecz nigdy nie wiadomo, kogo napotka na swojej drodze.
   "Zwiększony poziom anomalii w lasach. (...) Prochy ciał nieludzi znalezione nieopodal Seattle. (...) Smoliste ślady na drzewach. Kto je zostawia?"
To były główne tematy w wiadomościach przez ostatnie dwa tygodnie, które Michael bardzo dobrze znał, gdyż te idealnie pasowały do jego osoby. Lecz to nie on był tego sprawcą i choć był to gorący temat, postanowił przejść się wieczorem do pani kapitan.
— Co Ty tutaj robisz? — spytała nagle, gdy ujrzała w drzwiach bruneta.
— Przyszedłem Pani coś pokazać. — odpowiedział spokojnie i podszedł do kobiety. — Proszę mnie przeskanować.
— Słucham?
— Dobrze Pani wie, o co chodzi. — rzekł spokojnie — Przeskanuj mnie tak, jak zawsze to robicie.
Kobieta niepewnie wyjęła skaner z szafki i uczyniła to, o co prosił brunet. Gdy nadajnik wykazał brak użytku mocy przez ponad dwa tygodnie, brunetka nie była w stanie ukryć zaskoczenia.
— Oto pierwszy dowód na to, że jestem niewinny. — powiedział mężczyzna — Lecz nie zamierzam odpuścić i będę szukać dalej sprawcy tego zamieszania.
— Dobrze, Crowley. — przytaknęła kobieta — Czyń to, co uważasz za słuszne i dorwij tego osobnika.
Brunet krótko przytaknął, po czym opuścił biuro Sopportare, kierując się następnie do swojego auta. Blade światło wnętrza pojazdu oświetliło symbol na jego dłoni, co wywołało u mężczyzny delikatny uśmiech.
Dobrze to ukrywasz, Corson. — powiedział w duchu Mike, co spowodowało, że symbol delikatnie się rozjaśnił.
Sumienie bruneta nie dawało mu możliwości logicznego myślenia, przez co musiał to uczynić, a konkretnie udać się do domu blondynki. Z drugiej strony było mu głupio w ogóle do niej jechać, lecz jeśli nie spróbuje, to się nie dowie. Po drodze kupił kosz setki przeróżnych kwiatów, które skrywały dwie butelki dobrego wina oraz jakieś dwie duże czekolady, wszystko idealnie ozdobione przez sprzedawczynie.
Będąc pod domem kobiety, zauważył, że w jego środku pali się światło, co świadczyło, że ta jeszcze nigdzie mu nie uciekła. Wyciągnął z siedzenia pasażera kosz z kwiatami, po czym podszedł pod same drzwi, pod które odstawił prezent. Delikatnie zapukał w drzwi i oparł się o futrynę, w celu wygodniejszego czekania na blondynkę. Gdy wrota się otwarły, a w progu stała właśnie ona, brunet lekko westchnął.
— Nim mnie zabijesz, chciałem przeprosić za to całe zamieszanie.. — zaczął ciemnowłosy — Wiesz, żeby leżeć w grobie z czystym sumieniem. — dodał, po czym zerknął na Ane.
Wbrew pozorom, zauważył jej.. krótkie włosy, lecz wolał poczekać na jej reakcję i nie psuć tego jakże napiętego momentu.

Ana? xd
Symbol.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics