Podczas walki, która zaraz się rozpoczęła, brunet czuł każde
uderzenie oraz słyszał odgłosy przyjaciół, w tym Leny, której się nie
spodziewał. Oczywiście on sam nie próżnował i toczył bój z wewnętrzną
częścią Demona, żeby choć na chwilę odzyskać nad sobą kontrolę. Nie
należało to do łatwego zadania, gdyż bestia znacznie odcięła Michaela od
jego duszy i postawiła między nimi mur, który mężczyzna musiał jakoś
pokonać. Jeśli ten tego nie uczyni — umrze.
W pewnym momencie
zapadłą głucha cisza, która sprawiła nieprzyjemny ból w głowie bruneta,
lecz nie tylko on to odczuł, ale też Demon, który znacznie osłabł.
Michael musiał wykorzystać ten moment i naskoczył na bestie, ponownie
się z nim łącząc pod względem duchowym. To jednak nie był koniec, gdyż
rogaty wiedział, co się dzieje i nie chciał tego tak zostawić. Mimo iż
leżał wbity w ścianę, a Lena była gotów przywrócić bruneta do życia,
stwór delikatnie podniósł dłoń i przywołał swoją drewnianą laskę, która
od razu przybrała wygląd czarnego miecza.
— Śmiertelnicy. —
zaśmiał się krótko Demon. — Jesteście tacy zabawni.. — dodał
dezorientując tym elfkę, przez co jej zaklęcie nie przeszło na
rogatego.
Wtedy bestia uniosła stworzone ostrze i szybkim ruchem
wbił je w swój brzuch, natomiast jego ciało rozpłynęło się czarnym
dymem.
Gdzieś w Pustce.
— Coś Ty narobił?! — warknął brunet, stojąc twarzą w twarz z Demonem.
— Sugerujesz, że jakaś śmieszna elfka mnie pokona? — przekrzywił lekko łeb. — Oby dwoje chcemy żyć, prawda?
— Ty nie musisz, bo i tak Twoje zadanie już dawno dobiegło końca. — rzekł mężczyzna, powstrzymując się od nerwowych łez.
— Niekoniecznie. — zaprzeczył rogaty — Jednak mam dla Ciebie propozycje paktu.
— Nie. — odpowiedział od razu Mike.
— W takim razie zrzucę Twoje martwe zwłoki do tej śmiesznej jaskini. — prychnął krótko, zerkając na bruneta.
— Mów, czego chcesz. — westchnął brunet, odwracając wzrok od mówcy.
—
Tego co do tej pory - Twojego ciała — odpowiedział krótko — Jakoś żyć
muszę, a bez człowieka raczej trudno. — dodał opierając się o swoją
drewnianą laskę.
— Co z tego będę mieć? — spojrzał na rogatego.
— Słyszałem, że masz jakieś problemy. — powiedział przekrzywiając lekko łeb — Pomogę Ci je rozwiązać.
— Dobra, ale jest jeden warunek - nie masz zabierać pełnej kontroli. — warknął cicho brunet.
— Dodam, że tknę nawet Twoich przyjaciół, żeby być choć trochę wiarygodnym. — westchnął rogaty.
Gdy
oby dwoje doszli do porozumienia, doszło do ponownego połączenia, co
sprawiło, że ciało Demona ponownie pojawiło się w jaskini, na środku
resztek pentagramu. Bezsilnie opadł na kolana, wydając przy tym ciche
warknięcie, przepełnione żalem oraz bólem, którego sam Demon nie mógł
wytrzymać. Chwycił dłońmi za rękojeść miecza, lecz nie był w stanie go
wyciągnąć o własnych siłach, co zaraz zauważyła Lena, która podbiegła do
rogatego i szybkim ruchem pozbyła się ostrza z jego ciała. Te od razu
okryło się ciemnym dymem, co pozwoliło rogatemu przywrócić Michaela do
życia. Jego ciało opadło bezwładnie na ziemie i choć był przytomny, nie
posiadał ani trochę sił na wstanie czy nawet mowę, a samo oddychanie
sprawiało mu trudności. Słyszał, co mówiły obie kobiety oraz Liam,
którego być tutaj nie powinno. Sam jego głos sprawił, że oddech bruneta
niebezpiecznie przyspieszył, a dłonie powoli zaciskały się w pięście.
—
Zabiorę go do siebie. — rzekła Lena, która musiała klęczeć przy
brunecie. — Tam będzie bezpieczny i szybko dojdzie do siebie, a wy
wracajcie do domu. — dodała spokojnie.
Po jej słowach nastała
ponowna cisza, której mężczyzna pragnął od dość dawna, gdyż wtedy czuł
się lepiej, że jego energia powoli się regeneruje.
Gdy
ponownie odzyskał świadomość, poczuł pod sobą miękki materac, a do jego
nosa wleciał zapach świeżych ziół, co idealnie pasowało do posiadłości
młodej elfki. Brunet ciężko odetchnął, lecz gdy poczuł nieprzyjemny ból w
klatce, wstrzymał się z dalszym czerpaniem powietrza, po czym
delikatnie spuścił powietrze, wyrównując tym swój oddech. Jego ciężkie
powieki uniosły się, ukazującym tym ciemne spojrzenie mężczyzny, które
zarejestrowało typowo elficki wystrój pokoju. Zioła, księgi i jasne
ściany, czyli to, czego mógł się spodziewać. Lecz zaskoczyło go tylko
jedno...
— Miiikeee. — usłyszał nagle pisk elfki, która radośnie
podbiegła do łóżka bruneta. — W końcu się obudziłeś. — dodała siadając
obok.
— W końcu..? — spojrzał słabo na kobietę.
— No niby
kilka godzin, ale to i tak długo. — westchnęła obserwując jego poranione
ciało — Zajęłam się Twoimi ranami, więc pozbyłam Cię ubrań, które
wyprałam. — dodała tłumacząc.
— Mhm.. dzięki. — przymknął na chwilę oczy.
— Lecz martwi mnie jedna rzecz.. — mruknęła niepewnie — W sumie to dwie.. — dodała zaraz.
— Jakie? — zerknął na Lenę.
—
Majaczyłeś jakieś słowo, bodajże Corson. — odpowiedziała nawiązując
kontakt wzrokowy — A to imię.. demona. — dodała i chwyciła ostrożnie
dłoń bruneta — Za to tutaj masz symbol paktu.
— Lena, ja.. ja musiałem to zrobić. — zaczął chrypliwym głosem — Inaczej byłbym już martwy.
— Rozumiem. Odpoczywaj Michael.. — uśmiechnęła się niepewnie i pozostawiła mężczyznę samego.
Cały
poranek brunet spędził w łóżku, lecz gdy poczuł się lepiej, postawił
pierwsze kroki tego dnia. Zachwiał się kilka razy, lecz nie poddał się i
o własnych siłach doczłapał się do łazienki, w której wziął ciepłą
kąpiel, po czym ubrał na siebie świeże ubrania. Po tej czynności
odzyskał większość sił, a gdy Lena zaprowadziła go do kuchni na obiad,
wiedział, że jeszcze tego samego dnia opuści jej dom.
— Co zamierzasz teraz zrobić? — spytała elfka.
— Zająć się swoimi problemami. — odpowiedział spokojnie — I nie stwarzać ich innym osobą. — dodał z cichym westchnięciem.
— Co mam przez to rozumieć? — przełknęła niepewne napój.
—
Widzisz, ile cierpienia narobiłem w te kilka dni? — spojrzał na
kobietę. — Zakończę swoje sprawy, spale złe mosty i wrócę do miasta. —
dodał popijając zjedzony posiłek.
— Ale Mike, nie możesz tak nas zostawić. — mruknęła niezadowolona.
—
Lena.. To przeze mnie Ana jest ranna, przeze mnie się wkurza na Liama,
przeze mnie Ona cierpi. — wyjaśniał spokojnie — Teraz przeze mnie Ty
możesz mieć problemy.
— A Natalie? — spytała nagle.
— Ona zrozumie. — odpowiedział szybko i wstał od stołu.
Gdy
nadszedł wieczór, brunet ukradkiem wyszedł z domu elfki i przy pomocy
ciemności przedostał się do miasta, a dokładnie do swojego mieszkania.
Jego brata akurat nie było w domu, co zdarzało się dość często, lecz w
tym przypadku to nawet dobrze. Brunet przeszedł od razu do swojej
sypialni i przebrał się w ciemniejsze ubrania, w tym czarną bluzę z
kapturem. Uzbroił się w broń krótką z tłumikiem oraz krótki nóż, które
przypiął do skórzanego pasa. Rzadko korzystał z broni palnej, lecz nigdy
nie wiadomo, kogo napotka na swojej drodze.
"Zwiększony
poziom anomalii w lasach. (...) Prochy ciał nieludzi znalezione
nieopodal Seattle. (...) Smoliste ślady na drzewach. Kto je zostawia?"
To
były główne tematy w wiadomościach przez ostatnie dwa tygodnie, które
Michael bardzo dobrze znał, gdyż te idealnie pasowały do jego osoby.
Lecz to nie on był tego sprawcą i choć był to gorący temat, postanowił
przejść się wieczorem do pani kapitan.
— Co Ty tutaj robisz? — spytała nagle, gdy ujrzała w drzwiach bruneta.
— Przyszedłem Pani coś pokazać. — odpowiedział spokojnie i podszedł do kobiety. — Proszę mnie przeskanować.
— Słucham?
— Dobrze Pani wie, o co chodzi. — rzekł spokojnie — Przeskanuj mnie tak, jak zawsze to robicie.
Kobieta
niepewnie wyjęła skaner z szafki i uczyniła to, o co prosił brunet. Gdy
nadajnik wykazał brak użytku mocy przez ponad dwa tygodnie, brunetka
nie była w stanie ukryć zaskoczenia.
— Oto pierwszy dowód na
to, że jestem niewinny. — powiedział mężczyzna — Lecz nie zamierzam
odpuścić i będę szukać dalej sprawcy tego zamieszania.
— Dobrze, Crowley. — przytaknęła kobieta — Czyń to, co uważasz za słuszne i dorwij tego osobnika.
Brunet
krótko przytaknął, po czym opuścił biuro Sopportare, kierując się
następnie do swojego auta. Blade światło wnętrza pojazdu oświetliło
symbol na jego dłoni, co wywołało u mężczyzny delikatny uśmiech.
— Dobrze to ukrywasz, Corson. — powiedział w duchu Mike, co spowodowało, że symbol delikatnie się rozjaśnił.
Sumienie
bruneta nie dawało mu możliwości logicznego myślenia, przez co musiał
to uczynić, a konkretnie udać się do domu blondynki. Z drugiej strony
było mu głupio w ogóle do niej jechać, lecz jeśli nie spróbuje, to się
nie dowie. Po drodze kupił kosz setki przeróżnych kwiatów, które
skrywały dwie butelki dobrego wina oraz jakieś dwie duże czekolady,
wszystko idealnie ozdobione przez sprzedawczynie.
Będąc pod domem
kobiety, zauważył, że w jego środku pali się światło, co świadczyło, że
ta jeszcze nigdzie mu nie uciekła. Wyciągnął z siedzenia pasażera kosz z
kwiatami, po czym podszedł pod same drzwi, pod które odstawił prezent.
Delikatnie zapukał w drzwi i oparł się o futrynę, w celu wygodniejszego
czekania na blondynkę. Gdy wrota się otwarły, a w progu stała właśnie
ona, brunet lekko westchnął.
— Nim mnie zabijesz, chciałem
przeprosić za to całe zamieszanie.. — zaczął ciemnowłosy — Wiesz, żeby
leżeć w grobie z czystym sumieniem. — dodał, po czym zerknął na Ane.
Wbrew pozorom, zauważył jej.. krótkie włosy, lecz wolał poczekać na jej reakcję i nie psuć tego jakże napiętego momentu.
Ana? xd
Symbol.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz