10.09.2019

Od Liama CD Larissy

Do moich uszu syrena policyjna dotarła wcześniej, niż do pozostałych obecnych przed antykwariatem. Przymknąłem oczy i warknąłem zirytowany. Niby pracowałem dla Sopportare, ale licencji na zabijanie nie miałem. A wśród powalonych przynajmniej dwóch było permanentnie martwych. W tym tylko jeden załatwiony przeze mnie.
W każdym razie, trzeba było się ewakuować i mieć nadzieję, że nie powiążą mnie z tą rzezią, bo wpadłbym w nielada kłopoty. Dziewczyna nie miała się co martwić... chyba. Nie wyglądała na przestępczynię, wręcz załamała się, gdy zabiła tego człowieka... wątpię, by była aż tak dobrą aktorką, żeby tylko udawać.
Pozostali przy przytomności mężczyźni popatrzyli na siebie w popłochu, ledwie i do nich totarły dźwięki wydawane przez syrenę policyjną. Kilka chwil później już ich nie było, na chodniku zostałem tylko ja i dziewczyna. I trupy.
- Dobra, czas się zmywać - mruknąłem, kucając przy dziewczynie. Ta jednak zdawała się mnie nie słyszeć, bez reszty zaprzątnięta wpatrywaniem się w przestrzeń przed sobą, jakby coś roztrząsała. - Nic ci nie jest? - zapytałem więc, kładąc dłoń na jej ramieniu, by zwrócić jej uwagę na sobie.
- Chyba nie - odpowiedziała. Tak niepewnie, że nie uwierzyłem jej. Ale to nie miało w tamtej chwili znaczenia. Już chciałem wstać, ale dziewczyna przeniosła nagle spanikowany wzrok na mnie i wyszeptała: - Zabiłam go? Powiedz, że go nie zabiłam - złapała mnie za rękę, zatrzymując na chwilę w miejscu.
Uśmiechnąłem się ciepło i poklepałem ją po blondgłówce, tak jak klepię czasami Lunę, gdy chcę ją uspokoić.
- Oczywiście, że nie - skłamałem głatko. Uznałem, że to dla niej ważne. - Tylko stracił przytomność. Dlatego musimy się stąd wynosić, zanim się obudzi. Wściekły - ostatnie słowo zaakcentowałem, wywijając się z uścisku Lar. Poprawiłem rękaw bluzy, na której zaciskała przed chwilą palce. - Musimy się streszczać. Luna!
Owczarek momentalnie zjawił się u mojego boku, posłusznie czekając na kolejne komendy. Wyżyta po pogryzieniu typów w czerni już nawet nie zwracała uwagi na Larissę. Mimo to, dla bezpieczeństwa, ponownie przypiąłem jej szelki do smyczy, drugi koniec mocując do paska spodni, żeby mieć wolne ręce.
Schyliłem się i jednym, płynnym ruchem podniosłem Larissę na nogi. Natychmiast się zachwiała, omal nie londując z powrotem na chodniku. Ze zrezygnowanym westchnięciem złapałem ją więc w pasie i przerzuciłem sobie przez ramię. Mógłbym pewnie złapać ją w jakiś wygodniejszy dla niej sposób, ale ten był najporęczniekszy dla mnie, a w tej chwili chodziło o czas.
Nałożyłem jeszcze na nas prostą iluzję, dzięki której stapialiśmy się z tłem, a zauważenie nas stawało się trudniejsze. Szczególnie w nocy.
- Biegniemy - rzuciłem do Luny.
I pobiegliśmy.

Larissa?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics