13.09.2019

Od Silasa CD Keitha

Wzruszyłem ramionami, rzucając krótkie spojrzenie na martwego chłopaka. Taki kruchy... Jak każdy człowiek. A demon... daje siłę. Pozorną. Ale taka wizja dla wielu pozostaje kusząca.
- Jesteś niemową? - rzucił egzorcysta żartobliwym tonem. Gdybym faktycznie był niemy, mógłbym się obrazić. Jemu widocznie to nie przeszkadzało. Albo nie pomyślał.
Rzuciłem mu więc przeciągłe spojrzenie, zanim odpowiedziałem, nie wytężając za bardzo strun głosowych. Jeśli zależy mu na odpowiedzi, to usłyszy, nie ma sensu podnosić głosu. Nawet pomimo burzy i deszczu, którego pierwsze krople zaczęły już spadać z nieba na ziemię.
- Nie - rzuciłem. Krótko, treściwie. Byle nie nawiązywać bezsensownego dialogu. I tak nigdy więcej się nie spotkamy. Sięgnąłem odruchowo do maski skrywającej moją twarz, opuszczając ją lekko. Woda zaczęła po niej spływać, materiał przykleił mi się do nosa, wywołując nieprzyjemne uczucie duszenia. Zaraz jednak zreflektowałem się, że przecież mam towarzystwo, ponownie naciągnąłem więc materiał na nos.
- W takim razie odpowiesz mi? Kim jesteś?
Nasze oczy spotkały się na chwilę. Moje błyszczące czerwienią, jego ciemnogranatowe. Po chwili milczącej walki na spojrzenia, egzorcysta odwrócił wzrok, by spojrzeć na coś... nie, na kogoś, kryjącego się w cieniu nieopodal. Nie zauważyłem go wcześniej. A powinieniem był. Cholera.
Wyglądał na mniej skłonnego do zwyczajnej rozmowy niż ten drugi.
O czym miałem wątpliwą przyjemność się przekonać już kilka sekund później, gdy, nadal nie odpowiedziawszy na pytanie, postanowiłem się kulturalnie zewakuować. Rozmowa z nimi nie miała sensu - opętaniec nie stanowił już problemu, a ja nie miałem czasu, ani zbytniej ochoty, by kontynuować dialog... hm, w sumie monolog egzorcysty. Przymknąłem więc oczy, aby zlać się z cieniami i odejść spokojnie w swoją stronę. Nie zdążyłem jednak zrobić nawet kroku. Usłyszałem od strony, gdzie ostatni raz przed zamknięciem oczu widziałem drugiego mężczyznę, nagły ruch powietrza i dźwięk odbespieczanej broni. A potem wystrzał.
Bolało. Zawsze cholernie boli, ale zdążyłem już się przyzwyczaić. Sięgnąłem do rany na ramieniu, zadanej właśnie przez tego drugiego mężczyznę, i wygrzebałem z niej kulę, zanim ciało zdążyło się zregenerować z kawałkiem ołowiu w środku. Kiedyś popełniłem już błąd, ignorując taki niepozorny kawałek metalu, który utkwił mi gdzieś w okolicy serca. Późniejsze wyciąganie go było... kilkanaście razy gorszym doświadczeniem niż sam postrzał. Tym bardziej bez znieczulenia. Jeszcze nie wymyślili leku przeciwbólowego, który działałby na mnie dłużej niż pięć minut...
Stęknąłem głucho, gdy w końcu zdołałem wydobyć nieszczęsną kulę. Rana, którą zadała, niemal natychmiast się zaklepiła, nie pozostawiając na skórze najmniejszego śladu.
Przemieściłem się cieniami bliżej strzelca i bezceremonialnie opuściłem zakrwawioną kulę u jego stóp.
- Zgubiłeś coś - poinformowałem głosem bez wyrazu. Po czym wyłoniłem się całkiem z cieni i odwróciłem do egzorcysty, skłaniając lekko głowę. - Miło było poznać.
Po tych słowach ruszem spokojnym krokiem uliczką w kierunku, z którego przyszedłem, nie poświęcając dwóm nieznajomym ani jednego spojrzenia więcej.

Keith? ;p

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics