11.07.2019

Od Etienne - Event

Niebezpieczeństwa. Wojna. Bitwa. Koniec świata. Zabawne, że aż tak niewiele wystarczy, aby grupa ludzi, która nigdy nawet się nie spotkała, a przynajmniej większa część z nich, zebrała się w sobie pod wspólnym sztandarem i zdecydowała, że trzeba coś zrobić. Że trzeba się postawić temu, co się dzieje, aby uchronić innych. Etienne podziwiał takie osoby. Dlatego teraz, kiedy temat zaczął dotyczyć po części jego samego, postanowił, iż podniesie broń i wyruszy w bój, nawet jeśli miałoby się to skończyć dla niego niezbyt dobrze. Ot, jakaś podstawa altruizmu się w nim obudziła wraz z pospolitym ruszeniem. W końcu, historię piszą zwycięzcy, a on sam chciał zapisać się złotymi zgłoskami w takowej. Musiał więc przerwać swój typowy dzień, który miał polegać na leniwym skończeniu artykułu, wypiciu latte przy odcinku serialu, przejrzeniu swej szafy, a na koniec długim wykąpaniu się w wannie pełnej piany. Przybył do Emerald Academy, rozsiadł się w przedostatnim rzędzie wraz z Goliatem, którego czoło teraz zdobiła czerwona, pasująca mu do krawatu przepaska, bowiem ostatnim razem ktoś niezwykle mądry obezwładnił golema poprzez "przypadkowe" przetarcie wyrytego imienia, po czym rozciągnął kciuki i przyszykował się do wojny. Walka była zacięta. Jedna strona, podrzędna instagramowa modelka zarzucała obserwowanej przez Belga internetowej królowej mody, że ta sprzedaje się za darmowe kosmetyki. Takiej obrazy nikt z szanujących się fanów Felicii nie mógł puścić płazem!
W ten sposób rozpętała się internetowa pożoga, gdzie mniej lub bardziej składne argumenty mieszały się z podrzędnymi wyzwiskami. Ktoś zagroził pozwem o zniesławienie. Ktoś inny postanowił wybić się na rozpętującej się dramie, reklamując swój profil. Z czasem powstał nawet nowy hasztag, a na Twitterze pojawiły się memy, dotyczące kłótni dwóch grup obserwujących. Co jakiś czas Etienne syczał przez zaciśnięte zęby przekleństwo, podnosił na chwilę głowę znad telefonu, aby udać, że słucha, co ten starzec zza mównicy opowiada, lecz szybko powracał do nieco dlań ciekawszego świata wirtualnego. Zrobił sobie jedynie dłuższą przerwę w chwili, gdy Hacklemore zaczął wyczytywać grupy. Uznał, że warto będzie znać nazwiska ludzi, z jakimi zajmie się ratowaniem Seattle czy coś takiego. Blackett, Kang, Balanchine, Harris. Te nazwiska nic mu nie mówiły. Nic a nic. 
— Cudownie — mruknął, wstając z krzesła i wsuwając telefon do kieszeni obcisłych spodni w drobne kwiaty. Rozejrzał się wokół i nie dostrzegł nikogo, kto by wyglądał na kogoś, kto by mógł nosić takie nazwiska. Musiał myśleć szybko, aby nie zostać na lodzie i nie iść w bój z zupełnie obcymi ludźmi. Dlatego wydobył ze swojej torby notes, nietypowym dla siebie, koślawym pismem napisał grube "4" na kartce, a następnie podał go Goliatowi. Po wspólnym wyjściu na zewnątrz, nakazał towarzyszowi unieść zeszyt nad głową, a sam stanął obok niego, obejmując się za ramiona i nerwowo poruszając się w miejscu. Czując na sobie wzrok innych ludzi, nasunął okulary przeciwsłoneczne na nos.
Po pewnym czasie dostrzegł kogoś, zainteresowanego wysokim Koreańczykiem ze swoistym ogłoszeniem, a w dodatku mógłby nosić jedno z tych wymienionych nazwisk.
— Czwórka? — spytał Belg, patrząc na różowowłosą dziewczynę, jaka skinęła lekko głową. Aż klasnął w dłonie z zachwytu.
— Cudownie! Magnifique! — Do nieznajomej dołączyło jeszcze kilka osób. La Fayette powitał ich równie entuzjastycznie.
— Proponuję się lepiej poznać. Jak oni. — W tym miejscu chłopak wskazał kciukiem na jakąś kobietę, przedstawiającą się swej grupie. Taiga Nahiko? Tania? Coś takiego — Ale my musimy to zrobić lepiej. Musimy być lepsi od wszystkich, tak, tak — Pierre odchrząknął — Nazywam się Etienne La Fayette, miło was poznać, mogliście o mnie nie słyszeć, nie winię was za to. Wracając do tematu, potrafię zamrażać różne rzeczy, tak w dużym skrócie i no, jestem po prostu cudowny. To Goliat — Belg wskazał nadwyraz ekspresyjnie golema — Mało mówi, ale jest silny. To jego główna cecha. Może być wsparciem duchowym. Pokaż, jak nam kibicujesz. No. Mon glaise.
Jak spodziewać się mogło, kibicowanie mężczyzny sprowadziło się do sztucznego uśmiechu i uniesienia wolnej ręki z wyprostowanym kciukiem. Liczyły się jednak chęci, prawda?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics