29.07.2019

Od Liama do Kangsoo

Wiedziałem, że zabieranie rozkapryszonej dzisiaj Tokki na spacer nie skończy się dobrze. Dlaczego, wobec tego, i tak to zrobiłem? Ha, dobre pytanie...
W każdym razie, cokolwiek mną wtedy kierowało, teraz przychodziło mi za to zapłacić. Publiczną kompromitacją. Chociaż, z drugiej strony, na pewno dzięki temu dzień niejednej osoby, która nas mijała, stał się nieco lepszy. A na pewno weselszy.
- Tokka, złaź stamtąd - zaczynałem już powoli tracić cierpliwość. Spacerowałem jak zwykle po parku z Luną, Puszkiem i Tokką siedzącą mi grzecznie na ramieniu, kiedy ta ostatnia niespodziewanie postanowiła rozprostować skrzydła. Niby nic niezwykłego, z resztą na takie właśnie wypadki miała na sobie specjalną uprząż z przyczepionym sznurkiem do latawca. Żeby za daleko nie zwiała.
Taaak, tylko, jak właśnie miałem okazję się przekonać, patent ten nie działa, gdy linka zaplącze się o gałęzie drzewa, na którym ptak postanowi wylądować i z którego za nic w świecie nie chce zejść...
- Pieeerwsza paaanna z Viiiicovaaaaro... - zaskrzeczała pierwsze takty piosenki, którą podsłyszała kiedyś, gdy grałem przy niej w pewną bardzo zajmującą grę. Majstersztyk, można powiedzieć. Ale ja nie o tym...
- Tokka - warknąłem ostrzegawczo, nadal łudząc się, że jakimś sposobem zniechęcę papugę do skończenia wersu.
- ... zaaawsze raaaaada iść na siano - dokończyła, patrząc na mnie bezczelnie. - Druuuga paaanna z Viiiicovaaaaro daje chłopcom tyyyylko rano.
- No ja cię zabiję - mruknąłem. Schyliłem się, by przypiąć smycz Puszka do szelek Luny, a psu wydałem komendę - Siad. I czekaj.
Suczka natychmiast usiadła, rzucając tylko niechętne spojrzenie waranowi, który musiał się do niej zbliżyć przez łączącą ich linkę.
Spokojny o tę dwójkę, puściłem smycz Luny, żeby całą swoją uwagę skupić na lince, która łączyła mnie z papugą. Wodziłem po niej wzrokiem, szukając miejsca, gdzie się zaplątała.
- Trzeeeecia paaaanna z Viiiicovaaaaro zawsze łasa na... - skrzekliwy głos Tokki rozbrzmiał nad całym parkiem.
- Nawet nie waż mi się...
- ... kutasa.
- ... kończyć - potarłem palcami skronie. Miałem nadzieję, że żadna troskliwa matka, która akurat przechadzała się w okolicy ze swoją pociechą, nie pozwie mnie za deprawowanie dzieci.
- Potrzebujesz pomocy? - usłyszałem nagle za sobą uprzejmy głos.
- Owszem - mruknąłem, odwracając się. Gdy nikogo nie zobaczyłem, spuściłem wzrok. Wtedy dopiero dostrzegłem właściciela głosu, którym był niewysoki azjata. - Z zamknięciem jej dzioba - posłałem mojej krzykaczce mordercze spojrzenie.
Swoją drogą, ciekawe, czy sprzedają kagańce dla papug. Będę musiał się w tej dziedzinie doinformować. Ale najpierw trzeba ściągnąć ją z tego drzewa.

Kangsoo?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics