16.07.2019

Od Phoebe CD Valerego

Podczas studiowania rozkładu jazdy autobusów, między brwiami Phoebe pojawiła się zmarszczka. W miarę jak odczytywała kolejne godziny odjazdów, bruzda stawała się coraz bardziej wyraźna. Powodem jej powstania były autobusy kursujące po Seattle, na których w tym przypadku nie można było polegać. Okazało się bowiem, że ostatni pojazd tego dnia już odjechał, a nocne linie nie zwykły się zatrzymywać na tym przystanku. Dziewczyna na myśl o nocnym spacerze zadrżała. Dojście do akademika zajęłoby jej prawdopodobnie jakieś czterdzieści minut, o ile nie zgubiłaby się gdzieś po drodze, co z kolei było bardzo prawdopodobne. Nocną ciszę przerwał szum silnika, który po chwili na powrót umilkł. Zaskoczona czarownica obejrzała się na motocyklistę, który zaparkował obok przystanku. Kiedy zdjął kask motocyklowy, rozpoznała w chłopaku pracownika fast fooda.
— Podwieźć? — rzucił w jej kierunku pytanie.
Mężczyzna nie wydawał się przyjazny, jednak najwyraźniej Phoebe wzbudziła jego litość, stojąc po ciemku na opuszczonym przystanku.
— Poproszę — odpowiedziała, zanim zdążyła przemyśleć swoją decyzję.
Dziewczyna nigdy wcześniej nie jeździła na motocyklu, nawet jako pasażer. Sama myśl o tym środku transportu mroziła jej krew w żyłach, jednak teraz było już za późno, żeby się wycofać. Odważnie zrobiła kilka kroków w stronę chłopaka, ale po chwili przystanęła, niepewna co powinna dalej zrobić.
— Nie mam drugiego kasku — oznajmił, po czym gestem wskazał na swój. — Weź ten.
Czarownica odebrała to niemal jak drwinę, jakby nieznajomy chciał jej udowodnić, że jest słabsza od niego. Patrząc mu prosto w oczy, Phoebe pokręciła głową. Chłopak w odpowiedzi wzruszył ramionami, po czym na powrót włożył kask. Z jakiegoś powodu dziewczynę zirytował fakt, iż nawet w ochraniaczu na głowę, wciąż wyglądał dobrze. Sama z takim monstrum na głowie prezentowałaby się pewnie jak bałwan.
— Wsiadaj, nie mam całej nocy — mruknął zirytowany.
Jego słowa były tłumione przez kask, ale i tak zrozumiałe. Phoebe zajęła miejsce na motocyklu, obejmując mężczyznę w pasie. Chociaż nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji, z filmów wiedziała mniej więcej, jak powinna się zachować. Czarownica poczuła szarpnięcie, a już po chwili motor mknął po ulicy. Serce z przerażenia zaczęło jej bić mocniej, przez co nieświadomie złapała mocniej chłopaka. Wraz z nabieraną prędkością ogarniał ją coraz większy strach. Przez zaistniałą okoliczność nie zastanowiła się nawet, jak bardzo niezręczna jest cała sytuacja. W wielu czytanych przez nią powieściach ludzie napawali się wiatrem we włosach, ale w jej przypadku było dokładnie na odwrót. Napierające na nią masy powietrza napawały ją absolutnym przerażeniem. Phoebe zamknęła oczy i wtuliła twarz w kurtkę nieznajomego, marząc, żeby ten koszmar się skończył. Przez myśl przemknęło jej nawet, że przecież nie podała mu żadnego miejsca docelowego, a kompletnie obca osoba właśnie wywoziła ją nie wiadomo gdzie, ale nic jej to nie obchodziło. Używając całej swojej siły woli, stworzyła pole ochronne dookoła swojej głowy. W ten sposób nawet bez kasku mogłaby przeżyć potencjalny wypadek. Na sam myśl dostała gęsiej skórki.
Po jakimś czasie, który wydawał się dziewczynie eonami, poczuła delikatne szarpnięcie za ramię.
— Żyjesz? — głos chłopaka wyrażał jedynie lekki niepokój, być może spowodowany tym, że czarownica nieświadomie zacieśniła uścisk, który stał się dla niego niekomfortowy.
— T-t-tak — zająknęła się w odpowiedzi.
Powoli rozluźniła ramiona, zauważając przy tym, że ściskała nieznajomego tak mocno, że aż zbielały jej palce. Ledwo czując napięte ze strachu mięśnie, zsiadła z motocykla. Nogi Phoebe wydawały się jak z waty, musiała przytrzymać się pobliskiej latarni, żeby nie upaść.
— N-nigdy więcej — próbując uregulować oddech, rozejrzała się wokół. — Gdzie jesteśmy?
Ku jej zdziwieniu, chłopak dalej znajdował się przed nią. Na jego miejscu dziewczyna pewnie dawno temu by odjechała, zostawiając po sobie tylko chmurę kurzu. Niemal rozbawiony, nieznajomy obserwował ją z drwiącym uśmiechem.
— Pierwszy raz na motorze? — zapytał.
Wciąż kurczowo trzymając się latarni, odpowiedziała.
— Tak, o ten jeden raz za dużo... Gdzie jesteśmy? — spytała po raz drugi.

Valery?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics