Wraz ze zbliżającym się weekendem na komendzie zawsze było pełno roboty. W piątkowe wieczory telefony dzwoniły bez przerwy, a ludzi przeważnie było za mało, by zająć się wszystkimi zgłoszeniami. Jednak w końcu musiał nadejść ten dzień, stanowiący wyjątek od reguły. Tym razem na posterunku od dobrych kilku godzin nie było słychać ani jednego sygnału dobiegającego z urządzenia komunikacyjnego. Było to tak niesamowite zjawisko, że raz na jakiś czas ktoś sprawdzał, czy na pewno jest zasięg, albo czy kable na pewno są dobrze podłączone. Lucas podobnie jak pozostali siedział na swoim miejscu, już po raz piąty przeglądając stare dokumenty i układając je w równe stosy.
- Luuuu… Nudzi mi się. - Jęczy Mary, podchodząc do niego. Niska blondynka przysiada na skraju jego biurka i wpatruje się w mężczyznę z miną zbitego pieska.
- I co ja mam ci na to poradzić? – Pyta, wzdychając cicho. - Powinnaś się cieszyć, że nic się nie dzieje. – Zauważa, na co dziewczyna przewraca oczami.
- Ale ja już nie wiem co mam ze sobą zrobić. Sprawdziłam wszystkie długopisy i wyrzuciłam te, które nie piszą. Posprzątałam w szufladach i przy okazji znalazłam moje stare karty do gry i ogryzek od jabłka, który zdążył już spleśnieć. W końcu nie mając już nic innego do roboty, zaczęłam się zastanawiać nad sensem życia. – Oznajmia. – Rozumiesz to? Ja zaczęłam myśleć o takich rzeczach. – Mówi, wskazując na siebie. – To już jest katastrofa. – Wzdycha męczeńsko. Lucas śmieje się cicho, patrząc na przyjaciółkę.
-Nie przesadzaj. Jeszcze trochę i niedługo będziesz w domu. Musisz wytrzymać niecałe dwie godziny. – Odpowiada, zerkając na zegarek. – Jak chcesz, możesz przynieść te karty i pogramy. – Dodaje po chwili.
- Naprawdę!? – Pyta ożywiona. – Dobra, nie ruszaj się stąd, już po nie idę. – Oznajmia, schodząc z blatu. Szybkim krokiem kieruję się w stronę swojego stanowiska i wraca w mgnieniu oka, trzymając w dłoni nieco już podniszczoną talię. Mary przysuwa sobie krzesło i siada naprzeciwko niego. Zaczyna rozkładać karty, gdy nagle słychać dźwięk dzwonka dochodzący z gabinetu kapitana. Wszystkie oczy zwracają się w tamtą stronę z niecierpliwością, czekając na to, co ma nastąpić później. Po chwili drzwi od pokoju otwierają się.
- Była bójka w barze. Trzy przecznice stąd. Jedna osoba martwa. Była strzelanina. – Oznajmia kapitan. – Russo, Fletcher, Collins i Davis jedziecie na miejsce zdarzenia. – Mówi, spoglądając na mężczyzn. – Zabierać tyłki i do roboty. Macie mi złapać podejrzaną. Zabierzcie nawet psa, jak ma to wam pomóc zająć się tym syfem. – Mówi tylko i wraca do gabinetu. Widać, że dzisiaj jest w wyraźnie nie najlepszym humorze. Policjanci zerkają na siebie, ale nie chcąc tracić więcej czasu, zbierają się z miejsc i kierują się w stronę wyjścia.
- To niesprawiedliwe! – Woła Mary oburzona. - Też chcę jechać. - Burczy, patrząc obrażona na Lucasa.
- Przykro mi słońce, ale to nie moja wina. – Mówi, uśmiechając się lekko. – Następnym razem. – Dodaje tylko i idzie za pozostałymi. Po chwili wahania zabierają jednego z psów policyjnych i cała piątka pakuje się do dwóch radiowozów. Fletcher razem z Collinsem i wilczurem w jednym, a pozostała dwójka w drugim. Włączają syreny i z piskiem opon ruszają spod budynku. Jako iż lokal nie jest położony daleko, docierają tam w mgnieniu oka. Z bronią w ręku wchodzą do dobrze już im znanego baru. Ludzie natychmiast ustępują im miejsca, odsuwając się na bok. Na ziemi leżały ciała dwóch dość potężnych mężczyzn. Lucas podbiega do nich, sprawdzając tętno, jednak u obu był on niewyczuwalny. W tym samym momencie usłyszał trzask zamykanych drzwi, znajdujących się naprzeciwko niego.
- Musiała tędy uciec. Jak wyglądała? – Pyta, zwracając się do barmana.
- Wysoka brunetka. Była postrzelona, więc pewnie krwawi… Chyba. – Oznajmia nieco skołowany mężczyzna.
- Pobiegnę za nią. – Mówi do swoich towarzyszy i czym prędzej wybiega z budynku. Za nim podąża drugi z funkcjonariuszy. Wybiegają na główną ulicę. Po tajemniczej dziewczynie nie ma jednak śladu.
- Musimy się rozdzielić. Tak jej nie znajdziemy. – Zauważa Fletcher.
- Jak na coś trafisz, zgłoś się od razu. – Mówi mężczyzna i wybiera prawą stronę. Lucas kieruje się w przeciwnym kierunku i razem z psem przedzierają się przez ulicę, omijając przechodniów. Po drodze trafiają na staruszka, który jak się okazuje, widział brunetkę, a co więcej został przez nią potrącony. Opisuje dokładnie jej wygląd i wskazuje, w którą stronę pobiegła. Lucas po podziękowaniu za pomoc, szybkim krokiem pokonuje kilka następnych metrów. Przystaje, rozglądając się na boki, starając się znaleźć jakikolwiek ślad po dziewczynie. W tym samym momencie jego czteronożny towarzysz zwraca na siebie uwagę głośnym szczekaniem i wyrywa się w stronę, stojącej kilkadziesiąt metrów dalej hali.
- Dobry piesek. – Mruczy i razem z wilczurem idą w tamtą stronę. Policjant odbezpiecza broń i powoli wchodzi do środka. W pomieszczeniu panuje zupełna ciemność. Mężczyzna sięga po niewielką latarkę i oświetla nią przestrzeń. Ostrożnie stawia kroki, rozglądając się wokół. Wnętrze jest prawie puste, nie licząc kilku kartonów i jakiś zardzewiałych sprzętów. Po sprawdzeniu ewentualnych miejsc, w których mogła się ukryć podejrzana, Lucas zmierza do wyjścia zawiedziony takim obrotem spraw. W połowie kroku słyszy głośny trzask, a tuż przed nim lądują połamane deski wraz z szukaną dziewczyną. Policjant zaskoczony wpatruje się w nieznajomą, nie będąc początkowo pewny co właściwie robić. Kręci lekko głową i unosi broń, nie mogąc pozwolić dziewczynie na ucieczkę.
- Ręce do góry. – Mówi, celując w nią.
Annabell? Wybacz za te kilka dni zwłoki. Poprawię się. Kolejne będzie lepsze. c:
Brak komentarzy
Prześlij komentarz