30.07.2019

Od Manon CD Connora

     Dziewczyna przemęczona przeżyciami sprzed godziny wróciła w końcu z siostrą do domu. Musiała wziąć zimny prysznic, który zmyje ślady po obrzydliwym dotyku umarlaków. Odłożyła rzeczy Suzzie do jej pokoju gdy ta już sprawdzała czy jej kotka nigdzie się nie skaleczyła. Manon wzięła ręczniki i zamknęła się w łazience, a telefon odłożyła na szafkę. Kilka chwil wpatrywała się w urządzenie i wahała się, czy nie zadzwonić do Connora, ale postanowiła najpierw się umyć. Pozbawiona ubrań weszła pod prysznic i cieszyła się chłodnym strumieniem spływającym na jej ciało. Siedziała w łazience chyba dobrą godzinę, bo co prawda umyła się w kilka minut, a resztę czasu poświęciła na rozmyślanie o chłopaku i całej tej pogmatwanej sytuacji. W końcu postawiła stopę na ręczniku, a gdy odblokowała telefon, żeby sprawdzić która godzina, zauważyła jedną wiadomość w skrzynce głosowej. Szybko odblokowała telefon i wysłuchała nagranie. Było od Connora i była to najgorsza wiadomość jaką mogła usłyszeć. Blondynka z szoku upuściła telefon na ziemię, a ten tylko odbił się od miękkiego dywaniku i nic mu się nie stało. Nie szukać go? Żyć jakby nigdy nic?! Jak w ogóle mógł jej coś takiego powiedzieć i twierdzić, że pogodzi się ze stratę i po prostu o wszystkim zapomni. Nie mogła przecież zapomnieć o najlepszym przyjacielu, jakiego nigdy nie miała. Dziewczyna jeszcze chwilę wstrzymywała łzy, ale te w końcu polały się strumieniem z jej policzków. Usiadła na podłodze i podkulając kolana, ukryła w nich twarz.
- Manon? Wszystko w porządku? - usłyszała zaniepokojony głos po drugiej stronie drzwi.
- T-tak... Muszę pobyć sama - łkała jak głupia, ale nie chciała zamartwiać tym siostry.
Nie mogła tego tak zostawić, musiała coś zrobić, poszukać go. Tylko gdzie? Gdzie właściwie miała zacząć. Nie miała bladego pojęcia i to ją najbardziej frustrowało. Gwałtownie podniosła się z ziemi i uderzyła pięścią w szafkę, a że trafiła w jej kant, oczywiście się rozcięła. Widząc uszkodzone knykcie od razu syknęła i przytuliła obolałą rękę do siebie. Nie miała pojęcia co teraz ze sobą zrobić, ani jaki nastrój jej towarzyszy. Była zszokowana, smutna, ale i strasznie wściekła.
    Czas upływał strasznie szybko, ale dla dziewczyny każdy kolejny dzień stawał się coraz bardziej monotonny i pozbawiony sensu. Robiła w kółko to samo czyli szkoła, praca, dom i tak sześć dni w tygodniu. Była bardzo samotna i mimo iż chłopak kazał jej o sobie zapomnieć, było to dla niej niemożliwe. Ciągle o nim myślała i wspominała wspaniałe chwile jakie razem spędzali, a przy tym zawsze płakała. To nie tak, że po wiadomości głosowej rzuciła wszystko w niepamięć. Wypytywała wszystkich, nauczycieli, dyrektora, a nawet niektórzy sprzedawców w sklepach plastycznych, czy nie widzieli przypadkiem ciemnowłosego smutasa. Jak łatwo się domyślić każdy zbywał ją nawet jeżeli znał odpowiedź na jej ciągłe pytania. Po kilku tygodniach dziewczyna odpuściła i kompletnie się poddała. Na tyle ją to wszystko przytłoczyło, że jadała znacznie mniej, chodziła smutna i nerwowa, a własną rodzinę po prostu ignorowała. W końcu musiała się jakoś nauczyć żyć bez niego, prawda? Wpatrując się w telefon miała wybrany kontakt Connora. Wyszła właśnie z pracy i złapał ją mocny deszcz, a jako, że nie miała ze sobą parasola, ochronił ją tylko kaptur od bluzy. Wtulona we własne ramiona, szła pustą alejką w parku i decydowała się na coś nieprzemyślanego. Przytrzymała się na chwilę obserwując ekran telefonu, po czym usunęła numer Connora. Od razu schowała telefon do kieszeni, a wtem owiał ją niesamowity chłód. Kaptur spadł z jej głowy, a ciało zaczęło niespokojnie drżeć. Znała to uczucie aż za dobrze. Rozejrzała się niespokojnie, a gdy zauważyła trzy ciemne postacie, na jej szyi i kończynach zacisnęły się jakby niewidzialne liny. Zacisnęła pięści próbując wydusić z siebie chociaż słowo, ale nie była wstanie jakkolwiek zareagować. Mogła tylko żałośnie motać się co nie przynosiło żadnych skutków. Umarli coś do niej mówili, ale blondynka nawet nie skupiała się na ich głosach, a na dwóch świecących punktach w krzakach. Bała się, że to może jakaś tajna broń nieprzyjaciół, ale coś mówiło jej, że to nie to. Te ślepia ją hipnotyzowały i mimo, iż nie znała nikogo o takich oczach, rozpoznawała w nich znajomego. Przyjaciela. Niespodziewanie niewidzialny język zacisnął się bardziej na jej szyi, a wtem bestia wyskoczyła z krzaków powalając umarłego, który to trzymał ją w niewoli. Manon od razu stanęła na równe nogi i cofnęła się o kilka kroków obserwując jak stwór o białych łuskach ucieka ciągnąc za sobą trzech przeciwników. Co to właściwie na stworzenie? Dziewczyna nie znała takich nawet z bajek czy opowieści, a co dopiero z prawdziwego świata. Ale te oczy, łuski coś jej mówiły. Samo to, że bestia ją uratowała, a nie rzuciła się właśnie na nią. Łuski... Rana Connora. Connor?! Manon wytrzeszczyła oczy i nie myśląc w ogóle pognała w stronę, gdzie przed chwilą zniknął pościg. Nie wiedziała co robi, a chciała jedynie ujrzeć chłopaka i jakoś mu pomóc. Dotarła do lasu, gdzie dało się zauważyć ślady walki, ale gdy dotarła na miejsce, biały stwór leżał już powalony na ziemi, a ślepia jednego z umarłych zatrzymały się właśnie na blondynce. Teraz już nie było odwrotu. Zanim się obejrzała oberwała czymś w głowę i padła na ziemię, a ostatnim co ujrzała był dziwny portal wytwarzany przez umarłego.
Pierwsze co Manon poczuła po przebudzeniu to obolała głowa i lodowata podłoga. Otworzyła oczy prawie natychmiast, ale zanim obraz się wyostrzył musiała chwilę odczekać. Próbowała się podnieść, ale obie nogi miała skute łańcuchem przytwierdzonym do kamiennego podłoża. Ręce związane miała jakąś słabą liną, a że nadgarstki miała bardzo chude, bez trudu oswobodziła obie dłonie. Palcami przetarła ranę na czole, która była już zamknięta grubym strupem, ale nadal bardzo ją bolała. Dopiero po chwili rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Wyglądało to na wielką komnatę jakiegoś starego, zniszczonego zamku, ale jego wystrój nijak równał się prawdziwie królewskiej atmosferze. Wszędzie było ciemno, zimno i przerażająco. Dziewczyna przesunęła się nieco w tył, a wtem pod ręką poczuła coś ostrego, co zaraz niespokojnie się poruszyło. Głośno przełknęła ślinę i spojrzała za siebie, a ostrym czymś okazał się ogon stwora, którego dziewczyna wzięła za swojego przyjaciela. Był tak blisko przez co wydawał się jeszcze większy i bardziej przerażający, ale Manon się nie bała. Jaszczur był znacznie szczelniej uwięziony wśród łańcuchów, a jego ciężkie dyszenie nie zwiastowało niczego dobrego. Jedynie wciąż miał zamknięte oczy, ale od czasu do czasu niespokojnie poruszał ogonem. Dziewczyna podsunęła się na tyle blisko, na ile pozwalały jej łańcuchy i niepewnie ułożyła rękę na twardym nosie jaszczura. Jego nozdrza od razu się rozszerzyły, a bursztynowe oczy zawiesiły na niej zdezorientowane spojrzenie. Chwilę wpatrywał się w nią bez reakcji, po czym cicho warknął na wzór westchnięcia. Dziewczyna cofnęła rękę niepewna co ma teraz zrobić.
- Conn... Connor? To ty, prawda? - zapytała niepewnie obserwując jaszczura w całej jego okazałości.

Connor?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics