29.07.2019

Od Taigi CD Nathaniela

Odwróciłam się jeszcze na chwilę, aby spojrzeć, jak brunet wychodzi. Pokiwałam głową i wróciłam do swoich obowiązków, starając się już nie myśleć o elfie. Układałam grafik, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie lubiłam pracować w gwarze, dlatego zamknęłam się w pokoju gospodarczym. Podniosłam głowę, gdy tylko drzwi zaczęły się otwierać. Stała w nich młoda kelnerka z kawą i miłym uśmiechem.
- Co się stało? - Zapytałam od razu, wracając wzrokiem do kartki, nad którą się głowiłam. Nikt nie przeszkadzał mi podczas mojej pracy, chyba że rzeczywiście czegoś potrzebował.
- Słyszałam, że robi Pani grafik - Ustawiła niewielką filiżankę na blacie, a ja jedynie skinęłam głową, potwierdzając jej słowa. - Mogłabym prosić o dwa dni wolnego za dwa tygodnie? Mam wyjazd z chłopakiem i trochę mi na tym zależy - Raz jeszcze uniosłam wzrok, wzdychając.
- Jasne, jakie dni? - Zapytałam, od razu zapisując jej w te dni wolne, dziewczyna z piskiem mi podziękowała i wyskoczyła z pomieszczenia jak oparzona, trochę tak jakby się bała, że za chwilę zmienię zdanie. Uśmiechnęłam się pod nosem, wracając do dalszego planowania grafiku tak, aby każdemu pasowało, chociaż ostatecznie i tak dziewczyny się zamieniają, żeby było po ich myśli, jednak jakiś ogólny porządek musi być. Miałam już wychodzić, kiedy usłyszałam ciche uderzanie w szybę. Odwróciłam się zaskoczona, a jeszcze bardziej byłam, gdy ujrzałam czarne ptaka, który uważnie mi się przypatrywał. Uniosłam jedną brew i wyszłam, zapominając o zwierzęciu, które jednak szybko zaczęło o sobie przypominać. Po zrobieniu zaledwie kilku kroków poza kawiarnią to samo ptaszysko wylądowało naprzeciwko mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że w swoich szponach trzyma niewielką karteczkę. Ptak kulturalnie się ukłonił, wyciągając do mnie swoją łapę z ową karteczką. Rozejrzałam się dookoła, czy przypadkiem ktoś z ulicy nie uzna mnie za wariatkę, po czym kucnęłam, zabierając małe zawiniątko. Czarne, skrzydlate stworzenie nawet nie myślało o tym, żeby zostać ze mną na dłużej i odleciało w swoim kierunku. Zaciekawiona otworzyłam małą karteczkę.
Musimy się spotkać, to bardzo ważne. Chyba wiem, kto wywołał pożar u Ciebie w kamienicy. Przyjdź do remizy, będę czekać. Nathaniel.
Byłam zaskoczona i zarazem rozbawiona. Doskonale wiedziałam, że polują na mnie łowcy, nie było to żadnym nadzwyczajnym odkryciem, jednak z czystej ciekawości postanowiłam się przejść, aby zobaczyć się znowu z elfem. Zmieniłam kierunek swojego celu i spokojnym spacerkiem szłam w kierunku remizy. Już na wstępie zaczepił mnie jakiś człowiek, pytając czego lub też kogo szukam.
- Ja do Nathaniela. Był kilka dni temu na ulicy Delridge do pożaru w kamienicy, jestem właścicielką jednego z mieszkań - Powiedziałam obojętnie, wiedząc, że nie przejdę przez postawnego mężczyznę. Z jego mimiki można było wyczytać praktycznie wszystko. Był wobec mnie nieufny i najwidoczniej zły, że w ogóle przyszłam i przeszkadzam im w pracy.
- Zaraz - Mruknął, jedynie zostawiając mnie samą. Miałam chwilę, żeby się rozejrzeć, nigdy wcześniej nie miałam okazji być w takim miejscu, no bo też i po co. Na ścianach wisiały jakieś dyplomy, wszystko było urządzone w nudnych beżowych barwach, a dookoła widniało mnóstwo drzwi, całość przypominała bardziej labirynt, aniżeli remizę strażacką. - Niech pani idzie prosto i skręci w trzecie drzwi po prawej - Machnął na mnie dłonią, a ja ignorując go, poszłam w kierunku, który mi wyznaczył. Bez pukania weszłam do środka, gdzie oparty o biurko stał chłopak, a raczej mężczyzna, gdyż podejrzewałam, że jest starszy ode mnie.
- Marny sposób na podryw - Podniosłam karteczkę trzymaną w dwóch palcach - Chociaż nawet oryginalny.
- Wiedziałaś, że w okolicy są łowcy? - Zignorował moją uwagę, najwyraźniej przechodząc do głównego tematu.
- Wiedziałam i podejrzewam, że to oni stoją za podpaleniem - Wzruszyłam ramionami.
- Polują na Ciebie, chcą "dorwać" Ci najbliższe osoby - Powiedział poważnie, a ja wybuchnęłam krótkim, lecz głośnym śmiechem.
- No to powodzenia im życzę - Prawda jest taka, że w tym mieście nie miałam jakiś szczególnie bliskich mi osób, owszem znałam niektórych, ale to były zwykłe znajomości, gdyby ktoś mi powiedział, że nie żyją, spłynęłoby to po mnie. Zauważyłam długopis na biurku, więc kiedy coś do mnie mówił, zapisałam swój numer na małej karteczce i położyłam na biurku.
- Nie słuchasz - Pokiwał głową.
- Następnym razem zadzwoń, jak człowiek, a nie wysyłasz mi kruki - Mrugnęłam do niego, łapiąc za klamkę - Nie mają żadnych mocy - Dodałam jeszcze, odwracając do niego głowę - W walce wręcz nie są groźni.

Nathaniel?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics