21.07.2019

Od Lucasa CD Annabelle

Lucas przyglądał jej się uważnie, rozważając wszystkie za i przeciw związane z jej propozycją. Musiał niechętnie przyznać, że pierwsza opcja, w której miałby zakuć ją w kajdanki, nie była zbyt rozsądnym rozwiązaniem. Mógłby narazić innych ludzi na niebezpieczeństwo. Dodatkowo nie był pewien czy w ogóle udałoby się mu ją złapać. Mogła nie wyglądać na silną, ale fakt, iż nie tak dawno temu pozbawiła życia dwóch, dość dobrze zbudowanych mężczyzn, mówił sam za siebie. Co do drugiej opcji… Sprawa związana z tajemniczymi handlarzami z opuszczonej hali za bardzo go męczyła. Nie tylko jego, ale także kapitana.
- Najpierw zadam ci jeszcze kilka pytań. – Mówi po chwili, patrząc na nią. – Co dokładnie wydarzyło się tamtego wieczoru? – Pyta. Dziewczyna unosi brew nieco zaskoczona.
- Graliśmy w karty i tamta dwójka, nie była w stanie poradzić sobie z faktem, że przegrali z kobietą. – Oznajmia. – Byli wkurzeni, zaatakowali, mnie więc musiałam się bronić. – Tłumaczy.
- Więc to oni zaczęli pierwsi? – Upewnia się.
- Dokładnie tak było. – Przyznaje, popijając trunku. – Z resztą byli tam ludzie, widzieli przecież, co tam się działo. – Zauważa.
- Jest… wiele wersji wydarzeń. Gdyby w lokalu były kamery, znacznie ułatwiłoby nam to pracę, ale niestety nie mieliśmy tyle szczęścia. – Wzdycha cicho i milknie, wpatrując się w szklane naczynie wypełnione alkoholem. – Zrobimy tak… Porozmawiam z moim kapitanem. Przedstawię mu, jak wygląda sytuacja i jakie możliwości da nam współpraca z tobą. – Dodaje.
- Skąd mam wiedzieć, że mnie nie wystawisz? – Pyta, patrząc na niego podejrzliwie.
- Bo wyglądasz mi na bystrą dziewczynę i nie sądzę, byś dała się łatwo oszukać. Zresztą nie mam pojęcia, gdzie mieszkasz i oprócz twojego imienia, nie mam żadnych dodatkowych danych. – Zauważa. – Więc jeśli chcesz pozbyć się ogona, to albo mi zaufasz, albo jeśli nadal masz szansę, to znikniesz z miasta. – Dodaje. – Więc jaka jest twoja odpowiedź? – Pyta, zerkając na nią.
- Niech będzie.
- W takim razie jak się skontaktujemy? – Pyta.
- Sama cię znajdę. – Oznajmia, dopijając do końca drinka. – Wiem już nieco o Tobie. – Mówi, puszczając mu oczko. Wstaje z miejsca i powolnym krokiem wychodzi z baru. Mężczyzna odprowadza ją wzrokiem i wzdycha cicho, popijając powoli napój.
- Świetnie… - Mruczy do siebie. Chwilę po tym, jak brunetka opuściła lokal, Lucas sam zbiera się do wyjścia i mając nadzieję, że złapie jeszcze kapitana na posterunku, udaje się w stronę przeszklonego budynku policji. Na jego szczęście, czy też nieszczęście, mężczyzna jeszcze siedział w swoim biurze, zapewne nadal męcząc się z raportami zebranymi z przesłuchań świadków. Brunet podchodzi do drzwi pokoju i puka delikatnie. Gdy tylko uzyskuje pozwolenie, wchodzi do środka.
- Streszczaj się Lucas, mam kurewsko dużo roboty. – Mruczy, nawet na niego nie patrząc. W skupieniu przegląda stosy papierów, zapisując co jakiś czas jakieś słowa w notatniku.
- Mam… Dobre i złe wieści. – Zaczyna, na co ten przestaje pisać i na chwile skupia na nim swoją uwagę.
- No to gadaj, o co chodzi. – Mówi zniecierpliwiony, gdy brunet milczy przez dłuższą chwilę.
- Znalazłem dziewczynę, a raczej… Ona mnie. – Zaczyna powoli.
- Świetnie. Zamknąłeś ją, prawda? – Pyta. – Powiedz, że zakułeś ją w kajdanki i przywlokłeś ją na komisariat. – Prosi, gdy ten nic nie mówi.
- Nie… Za to… Przestawiła mi pewną propozycję. Zanim zaczniesz mówić, przynajmniej mnie wysłuchaj, bo myślę, że dobrze na tym wyjdziemy. – Mówi szybko, nie dając mu możliwości dojścia do słowa. – Dziewczyna ma informacje na temat tych handlarzy, których spotkałem w opuszczonej hali. Powiedziała, że pomoże nam, jeśli zawiesimy poszukiwania jej osoby. – Oznajmia.
- Chyba sobie żartujesz. – Prycha, odsuwając się na krześle. – Nie będę do cholery współpracować z cholerną morderczynią. – Warczy, wytrącony z równowagi. – Zabiła dwóch ludzi! – Wrzeszczy.
- Działa w samoobronie. – Mówi podniesionym głosem. – Przecież masz tam zeznania niektórych świadków, którzy potwierdzają jej wersję wydarzeń.
- To nie upoważniało jej do rozerwania im tętnicy. – Zauważa.
- James. Mamy szansę dopaść groźnych przestępców. Co jest ważniejsze teraz? Przymknięcie szajki handlarzy działających prawdopodobnie na skalę całego miasta, jak nie dalej, czy jednej kobiety, która, okay, zamordowała ludzi, ale zrobiła to tylko dlatego, że zaatakowali ją pierwsi. – Mówi. – Z resztą, gdy przestanie być nam potrzebna, zawsze możemy ją zamknąć. – Kapitan przygląda mu się uważnie w ciszy.
- Zdajesz sobie sprawę, co nas czeka, jeśli ta kobieta nas wykiwa? – Pyta. – Będziemy skończeni. To położy się cieniem na całej naszej organizacji. – Mruczy, patrząc na niego poważnie.
- Wiem, jakie mogą być tego konsekwencje. – Zapewnia. – Wezmę wszystko na siebie. Będę ją obserwować. I jeśli będę podejrzewać, że nas oszukuje, zajmę się nią. – Obiecuję. – Daj mi szansę to wszystko naprawić. – Prosi. Harris wzdycha głośno, przeczesując włosy dłonią. Milczy przez dłuższą chwilę, zastanawiając się nad słowami policjanta. Stawką jest mimo wszystko reputacja całego Sopp.
- Jeśli spartolisz tę akcję… Przyrzekam, że nie będę miał zahamowań, żeby cię wyrzucić. – Oznajmia poważnie. – Jesteś teraz odpowiedzialny za to przedsięwzięcie. Chcę mieć raport z każdego spotkania z tą kobietą i osobiście masz mi meldować, kiedy i gdzie się z nią widziałeś. – Dodaje. – Nie możemy sobie pozwolić na niepowodzenie. – Mówi poważnie. – Domyślam się, że nie chce działać za darmo. - Mówi po chwili, patrząc na bruneta.
- A no nie chce. - Przyznaje. Harris wzdycha cicho, odchylając się na krześle.
- Niech powie, ile chce, a ja zastanowię się nad jej... wynagrodzeniem. A teraz znikaj mi z oczu. Już mam dosyć tej cholernej sprawy. – Wzdycha, pocierając skronie. Lucas posłusznie opuszcza biuro szefa i powoli człapie w stronę wyjścia. Dochodziła już prawie północ i jedynym, o czym teraz marzył był tylko sen. Skierował swoje kroki w stronę parkingu i z ulgą wsiadł na swój motor. Założył kask i włączył silnik. Ruszył z piskiem opon sprzed budynku i już kilka minut później wjeżdżał na chronione osiedle, na którym miał przyjemność mieszkać. Zaparkował pojazd i ziewając cicho, wdrapał się na czwarte piętro. Otworzył drzwi od mieszkania i po cichu wszedł do środka, nie chcąc budzić Luny. Pies spał spokojnie na swoim ulubionym miejscu, otoczony poduszkami. Na widok suczki, twarz mężczyzny od razu rozjaśnił uśmiech. Nawet gdy wszystko się chrzaniło, jego pupil był w stanie przywrócić mu nieco optymizmu. Po chwili w pomieszczeniu dało się słyszeć głośne burczenie, dochodzące z brzucha policjanta. Lucas leniwym krokiem przeszedł do kuchni i odgrzał sobie wczorajszy obiad. Szybko zaspokoił głód i nie mając już nawet sił wziąć prysznic, udał się od razu do sypialni, gdzie w ubraniach, rzucił się na łóżko i niemalże od razu zapadł w głęboki sen,z  którego obudził go denerwujący o tak wczesnej porze, dźwięk budzika. Z niezadowoleniem zwlekł się z łóżka, by jak co dzień razem z Luną udać się na poranny bieg wokół parku. Po powrocie do domu wziął długi, orzeźwiający prysznic i po przebraniu się w czyste ubrania i zjedzeniu pożywnego śniadania, wyszedł z mieszkania. Pogoda tego dnia była przepiękna. Wreszcie można było poczuć wiosnę. Dlatego też zdecydował się dostać do pracy na piechotę. Miał to szczęście, że komisariat, znajdował się niecałe trzydzieści minut od jego osiedla. Mężczyzna przekroczył bramę i gdy tylko znalazł się na chodniku, jego uwagę przykuła wysoka brunetka, stojąca kilka metrów dalej. Od razu rozpoznał Annabell. Jej widok wprawił w osłupienie Lucasa. Nie spodziewał się jej tutaj. Teraz jednak był pewny, że kobieta nie żartowała. Wiedziała, gdzie mieszka, a to wystarczyło, by wywołać w nim niepokój. Po chwili wahania podszedł do niej. Jednak uczucie zagrożenia nadal go nie opuszczało, nawet gdy dziewczyna przywitała się z nim, uśmiechając się przyjaźnie.

Annabell?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics