27.07.2019

Od Petera

Kolejny mój dzień rozpoczął się od wczesnego wstania i pójścia na zajęcia. Nie narzekałem i wstałem w godzinach koło szóstej, zjadłem śniadanie, po czym pożegnałem się z ciocią, wychodząc po tym z domu. Ostatnimi czasu bałem się ją zostawiać całkowicie samą, ale zawsze zapewniała mnie, że da sobie radę. Wciąż była młodą kobietą zaledwie po czterdziestce, ale musiało ją dopaść to cholerne choróbsko. Wiadomo, choroba nie wybiera, ale May zdecydowanie zbyt dużo razy dostała od losu kopa w tyłek. Mimo to opuściłem nasze skromne mieszkanko i do razu skierowałem się na przystanek autobusowy. Nie miałem serca, by prosić ciocię o podwożenie mnie codziennie do szkoły. Przez leczenie jest prawie zawsze zmęczona i nie mam zamiaru jej wykorzystywać, kiedy mam pod nosem coś tak wspaniałego, jak komunikacja miejska.
Wystarczyło tylko poczekać kilkanaście minut, na powiedzmy świeżym powietrzu, a następnie wejść do autobusu, który w tych godzinach, jak zwykle był zatłoczony. Oczywiście ja byłem na to przygotowany. Stanąłem przy najbliższym uchwycie i wepchnąłem do swoich uszu słuchawki, chcąc chociaż trochę umilić sobie tę całą drogę do szkoły. Wyciągnąłem z kieszeni już stary i poobijany telefon, włączając szybkim kliknięciem swoją ulubioną playlistę. Słuchanie muzyki pomagało mi nastawić się na niezbyt przyjemny dzień. Nie jestem pesymistą, jednak znając moje życie, szkołę i szczególnie ludzi uczęszczającej do niej, łatwo było się domyślić, jak dzisiejszy dzień się potoczy.
Także przez następne półgodziny tłukłem się w busie, aż wreszcie dotarłem na swój przystanek. Z cichym westchnięciem opuściłem pojazd i bez ociągania się ruszyłem w stronę dużego budynku, którym była moja szkoła. Na samym wejściu przywitałem się z paroma znajomymi twarzami i delikatnym uśmiechem na ustach, skierowałem się do swojej przydzielonej szafki.
- Kogo my tu mamy? - nim zdążyłem wklepać hasło do szafki, udało mi się słyszeć złośliwy głos tuż za mną. Niechętnie wyjąłem słuchawki z uszu i spojrzałem przez ramię, zauważając rozpieszczonego i bogatego chłopaka w moim wieku. Flash, bo tak miał na imię mój rówieśnik, kierował w moją stronę ten swój obrzydliwie sztuczny uśmiech.
- H-hej, potrzebujesz czegoś? - odwróciłem się w jego stronę, pytając aż nazbyt uprzejmym głosem.
- Tak, chciałem ci tylko przypomnieć, że ubrania się pierze - odparł, jak zwykle pewny siebie i dumny ze swoich słów. - Strasznie śmierdzisz... Nie stać cię na proszek do prania?
- On pewnie nawet pralki nie ma - rzucił jakiś inny śmieszek z jego grupy, a ja trochę poirytowany zacisnąłem palce na ramiączku plecaka. Raniły mnie ich słowa, ale nauczyłem się, by nie przejmować się nimi zbytnio.
- Bardzo śmieszne - mruknąłem pod nosem i ignorując ich głośne śmiechy, postanowiłem w końcu otworzyć szafkę. Jeśli chodzi o szkołę, to stała się dla mnie istnym piekłem przez tych oto osobników. Nie będę ich po kolei przedstawiał, gdyż nie mam na to czasu i nie są tego nawet warci. Niby reszta osób tutaj uczęszczająca tutaj wydaje się spoko, ale niestety większość z nich dzieli się na tych, co wierzą w plotki i tych, co ich nie lubią i uważają za bzdury. Oczywiście ci, co lubią sobie poplotkować, często krzywo na mnie patrzą, ale nie będę im tego przecież zabraniał. Póki mam swoich przyjaciół i kilku innych znajomych, to nic mi nie jest straszne. Mogą mówić o mnie, co chcą, ja i tak wiem swoje.
- Jeśli panowie skończyliście już, to pozwólcie, że oddalę się od was - oznajmiłem po chwili, omijając ich trio, mając już serdecznie dość samego dźwięku ich głosów.
- Ej Penis Parker - krzyknął za mną Flash, ale ja i tak parłem do przodu, nie zwracając na niego większej uwagi. Dotarłem szybko do swojej klasy i zająłem swoje miejsce. Nie długo mi dane było siedzieć samotnie, gdyż po zaledwie kilku minutach dołączył się do mnie mój przyjaciel Ned. Uśmiechnąłem się do niego szeroko i po wymienieniu krótkie "Cześć", zaczęliśmy rozmawiać o bzdurach, które jedynie nas interesowały. Ned był najlepszą osobą to porozmawiania o różnych takich bzdetach i on jedyny z mojego otoczenia wiedział, że to ja jestem Spider-Manem.
- W ogóle wczoraj wieczorem znalazłem coś, co mogłoby cię zainteresować - odparł nagle i wyciągnął telefon, zaczynając pokazywać mi jakieś forum. Z jego szybko składanych wypowiedzi udało mi się wywnioskować, że jest to jakieś forum, gdzie udzielają się tancerze ci bardziej zaawansowani i ci mniej.
- Jest tutaj taki gość, co proponuje lekcję tańca - kontynuował podekscytowanym głosem, a ja zaciekawiony słuchałem go spokojnie.
- Nie mam pieniędzy - skwitowałem, chcąc od razu wylać na niego zimny kubeł wody, zanim zacznie mnie umawiać na jakieś spotkania bez mojej zgody.
- Wiem, ale słuchaj, pisze tutaj, że idziesz do niego i jak zauważy w tobie potencjał to może ci tę lekcję nawet za darmo udzielić - uśmiechnął się do mnie podekscytowany. Domyśliłem się, że dokładnie to przemyślał, skoro jest taki pewny swego.
- No nie wiem... - odwróciłem wzrok, obserwując wchodzących uczniów do klasy. Nie uważałem się za kogoś bardzo utalentowanego, jeśli o taniec. Fakt dorabiałem, tańcząc, jednak nie jestem profesjonalistą.
- Peter, chociaż spróbuj... Może okazać się to fajnym doświadczeniem - położył dłoń na moim ramieniu, a ja niepewnie spojrzałem mu w oczy. - To co...?
Westchnąłem ciężko, czując, że nie mam innego wyboru. Poza tym mój przyjaciel ma rację, być może to będzie coś nowego dla mnie i przede wszystkim lubię taniec, więc będę mógł chociaż trochę się zabawić.
- Niech ci będzie.

***

Ned umówił mnie z mężczyzną z forum na najbliższy weekend w godzinach wieczornych. Kiedy nadszedł czas spotkania, wybyłem z domu, informując May, że wychodzę do Neda. Nie lubiłem jej okłamywać, jednak nie chciałem, żeby niepotrzebnie się o mnie martwiła.
Tak więc pojechałem autobusem na miejsce spotkania, które okazało się nieznanym dla mnie budynkiem. Miałem czekać na mojego towarzysza na zewnątrz, dlatego przystanąłem sobie przy latarni i spokojnie obserwowałem moje otoczenie. Byłem ciekaw czy po dzisiejszej lekcji tańca (o ile do niej dojdzie) będę miał czas, aby wyruszyć na patrol. Być może będę go musiał sobie dzisiaj odpuścić, ale jeszcze zobaczę, jak to będzie. Na razie jestem ciekaw, kim się okaże mój (możliwy) nauczyciel tańca...

Etienne?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics