19.07.2019

Od Lucasa CD Harriet

Ból ogarniał całe jego ciało. Nawet gdyby chciał, nie był w stanie się ruszyć. Kości w nogach zostały pogruchotane przez jednego z mężczyzn, podobnie z resztą jak te w dłoniach. Nie miał złudzeń, że wyjdzie z tego bez szwanku. Jednak to nie jego los martwił go najbardziej w tej chwili, a jego towarzyszki. Krzyki kobiety roznosiły się po pomieszczeniu, wdzierając się do uszu policjanta, sprawiając mu dodatkowe cierpienia, gdyż nie mógł jej w żaden sposób pomóc.

Gdy mężczyźni w końcu opuścili pomieszczenie poczuł ulgę. Mieli czas, aby móc chodź trochę wytchnąć, może wymyślić jakiś plan. Jednak w głębi duszy był świadom, że w takim stanie mogą liczyć tylko na pomoc Sopp, która jak miał nadzieję, nadejdzie szybko.
- Harriet… - Chrypie, powoli odwracając wzrok w stronę jasnowłosej. Jednak odpowiedź nie nadchodzi. Ponawia próby jeszcze kilka razy, bez skutku. Kobieta leży na ziemi wraz z przewróconym krzesłem. Tylko tyle może dostrzec. Jego głowa staje się coraz cięższa, a utrzymanie przytomności z każdą minutą przynosi mu większą trudność. Ostatni raz powtarza jej imię, zanim odpływa w błogą niepamięć. Nie wiedział ile trwało, zanim wrócili. Jednak pierwsze co poczuł to przeszywający ból i ten potworny swąd palonego mięsa. Obudził się z przeraźliwym krzykiem, gdy jeden z mężczyzn zaczął palnikiem przypalać jego skórę na ramieniu.
- Może wyjaśnisz nam… chłoptasiu… - Zaczyna blondyn, stojący naprzeciwko niego. – Co to takiego? – Pyta, podchodząc do niego bliżej. Drugi z nich odsuwa się na chwilę, zabierając ze sobą palnik. Brunet oddycha z ulgą, na tyle głęboko na ile pozwalają mu złamane żebra. Lucas dopiero po chwili dostrzega, że ten trzyma coś w dłoni. A dokładniej urządzenie szpiegujące.
- Nic… - Chrypie Lucas, patrząc na niego wyzywająco. Blondyn cmoka niezadowolony i uderza go mocno w twarz.
- Radzę ci się zastanowić nad odpowiedzią. – Mruczy, patrząc na niego wyczekująco. Jednak Brunet wytrwale milczy.
- A mogłeś tego uniknąć. – Wzdycha z udawanym żalem i odbiera od swojego towarzysza palnik. Podwija koszulę policjanta i przystawia płomień do nagiej skóry mężczyzny. Pomieszczenie ponownie wypełniają krzyki Lucasa. Mężczyzna traci przytomność z wycieńczenia i bólu. Jednak jego dręczyciele, nie dają mu możliwości odpoczynku. Lodowaty strumień wody natychmiast przywraca mu świadomość, jednocześnie łagodząc nieco oparzenia na ciele.
- Gadaj co to jest. – Warczy zniecierpliwiony blondyn, powoli przysuwając narzędzie do skóry policjanta.
- Urządzenie… szpiegowskie. – Chrypie w końcu, nie mogąc już więcej znieść bólu. Mężczyzna zatrzymuje się w pół ruchu i patrzy uważnie na niego.
- Dla kogo pracujecie?
- Dla… nikogo. – Odpowiada z trudem. – To… Nasze prywatne… dochodzenie… - Kłamie.
- O czym ty mówisz? – Pyta poirytowany.
- My… Chcieliśmy tylko znaleźć… znajomego… - Chrypie, patrząc mętnym wzrokiem na mężczyznę.
- Bzdura. – Warczy blondyn, uderzając go mocno. – Łżesz jak pies, żeby tylko ochronić swojego szefa i tą godną pożałowania zgraje psów. – Oznajmia, uderzając go jeszcze raz. A więc wiedzieli kim są. Pomyślał Lucas. Wszystko poszło nie tak jak powinno. – Posłuchaj mnie człowieku, ułatwię ci sprawę. Powiedz tylko, że to Corleone was przysłał i będzie po sprawie. – Zapewnia z udawaną łagodnością w głosie. Fletcher spojrzał na niego zdziwiony, nie mając pojęcia o czym mówi mężczyzna. I najwidoczniej blondyn musiał zobaczyć w jego oczach prawdziwe zaskoczenie, gdyż odsunął się nieco od niego.
- Nie znam nikogo takiego. – Oznajmia po chwili, gdy był już w stanie wykrztusić z siebie słowa.
- Więc kim jesteście? – Pyta mężczyzna.
- Już… Już mówiłem… Tylko szukaliśmy… - Nie zdążył dokończyć, gdy nagle drzwi otwarły się gwałtownie, a chwilę potem padły pierwsze strzały, uśmiercając jednocześnie dwójkę dręczycieli. Do środka weszli funkcjonariusze Sopp. Jeden z nich natychmiast podbiegł do Lucasa. Rozpoznał w nim wysokiego rudzielca, z którym często przychodziło mu pracować.
- Lucas, trzymaj się. – Mruczy, odwiązując jego dłonie i nogi.
- Dzie… Dziewczyna. – Chrypie ledwo dosłyszalnie. Mężczyzna zerka na niego nie rozumiejąc, jego słów. Fletcher powtarza, tym razem głośniej. Najwyraźniej musiało to dotrzeć do uszu jego kolegi, gdyż powędrował wzrokiem do ciała kobiety. Podszedł do niej i klęknął obok. Starał się ją ocucić jednak bez skutku. Zmierzył jej puls i przez chwilę zdawał się zastygnąć w bez ruchu, która dla Lucasa wydawała się wiecznością. Przeczuwał, że coś jest nie tak.
- Flinn… Co z nią? – Pyta, z trudem odwracając głowę w jego stronę. Mężczyzna zerka na niego i podnosi się ziemi.
- Przykro mi Lucas… Ale ona… Nie czuję pulsu. – Oznajmia po chwili. Fletcher spojrzał na niego z niedowierzaniem. Poczuł się jakby dostał obuchem w głowę. Nie znał jej może najlepiej, ale była jego współpracowniczką. Czuł się za nią odpowiedzialny. Fakt iż nie żyje, sprawiła, że przez chwilę zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością.
– Hej! – Z odrętwienia wyrwał go wrzask znajomego. - Skup się teraz na sobie. Trzeba cię stąd zabrać i to natychmiast. – Mówi poważnie. – Dasz radę iść? – Pyta. Lucas jedynie kręci głową, nie będąc w stanie nic więcej wydusić.

Nie pamiętał jak trafił do karetki, albo chociażby jak wydostał się z zimnych i zatęchłych lochów, ale ostatnie co pamiętał, zanim ponownie stracił przytomność, to ciało Harriet. Leżące obok niego i pozbawione życia.

Harriet? 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics