14.07.2019

Od Eliotta CD Ashtona

    Blondyn wpatrywał się w czerwoną masę spoczywającą w misce na jego kolanach. Bał się, owszem, ale przede wszystkim nie mógł się doczekać. Chciał zapytać matkę o tyle rzeczy i bał się, że nie starczy mu na to czasu albo w ogóle wszystkiego zapomni. No cóż, najważniejsze, że ujrzy jej wiecznie uśmiechniętą twarz bez żadnej skazy w postaci zmarszczki mimo jej starszego wieku. Skupiając się w końcu na poleceniu, jakie wydał mu czarownik, postarał się zignorować jego mamrotanie i nabrał palcami obu rąk nieco masy z miski. Wyciągnął ręce przed siebie i zaczął od góry, żeby powoli zjeżdżać niżej pozostawiając czerwonawe ślady w wyznaczonych miejscach. Robił to powoli i ostrożnie nie chcąc wyjść za linię i zepsuć tym wszystkiego. Musiał zrobić wszystko dokładnie, z precyzją i mimo trzęsących się rąk, udało mu się dojechać do samego dołu lustra. Podczas powolnego procesu malowania znaków klejącą się masą, nie przestawał myśleć o matce, o jej długich, kolorowych sukienkach i o blond włosach, które zawsze splatała w warkocze lub koki. Wspominał ich wieczorne spacery przez las aż na wielką łąkę, gdzie rozstawiali teleskop i wypatrywali gwiazd. Eliott nigdy nie umiał zapamiętać żadnej konstelacji i podziwiał matkę, która rozpoznawała każdą po kolei i miała wielką cierpliwość, żeby w końcu chociaż jednej nauczyć syna. Pod powiekami chłopaka znalazło się parę łez, którym nie pozwolił jeszcze wypłynąć. To jeszcze nie koniec, nie może się teraz rozklejać, gdy jest już tak blisko. Wziął się w garść i nieco się prostując rozgryzł jagodę trzymaną wcześniej pomiędzy wargami i szybko ją przełknął. Smakowała niby jak zwyczajna, dojrzała jagoda, jednak dało się wyczuć w niej coś nieokreślonego. Eliott postanowił nie zakrzątać sobie tym głowy i skupić się na swoim odbiciu w lustrze. Zerknął nieco w górę obserwując przez chwilę Ashtona, który przy zamkniętych oczach i w skupieniu nadal wypowiada niezrozumiałe mu słowa. Blondyn jeszcze nie widział jak mu się za to odwdzięczy, ale jakoś na pewno będzie musiał. Wrócił do swojego odbicia zaciskając kciuki z całych sił, a w głowie powtarzał tylko ,,proszę, proszę''. Minęła pierwsza minuta, a przed nim nie pojawił się nikt. Później druga, trzecia i Eliott chciał przewrócić i rozbić lustro. Zaczął obawiać się, że matka się nie zjawi i całe te przygotowania pójdą się chrzanić. Ogar chciał już odepchnąć ręce czarownika, gdy to zauważył, że obok niego pojawia się rozmazana sylwetka. Z początku myślał, że tylko mu się przewidziało, ale postać robiła się coraz bardziej wyraźna, aż nie ujrzał ciemnych jak nocne niebo oczu i cudownego uśmiechu. Jego rodzona matka, która zmarła dwa lata temu stała teraz obok niego uśmiechnięta. Chciał spojrzeć za siebie, tak bardzo chciał, ale wiedział, że nie może przerywać Ashtonowi. Poza tym pewnie i tak może zobaczyć kobietę tylko w lustrze. Matka podeszła bliżej i uklęknęła obok blondyna kładąc mu rękę na ramieniu i lekko ściskając. Eliott prawie, że wyczuł jej dotyk, albo może po prostu coś sobie ubzdurał. W tym momencie łzy bez ostrzeżenia popłynęły same, a nie był pewien, czy jego rodzicielka, również nie płacze.
- Mamo... - jęknął uśmiechając się szeroko i szczerze jak chyba nigdy w życiu - To naprawdę ty? Jesteś tutaj?
- Zawołałeś mnie, więc przyszłam - założyła za ucho swoje jak zawsze pofalowane, długie blond włosy - Tak wyrosłeś... Strasznie za tobą tęsknię, synku - dodała śmiejąc się przez łzy.
- Ja też mamo, nawet nie wiesz jak bardzo - jego dłoń powędrowała do ramienia, gdzie spoczywały palce jego matki, ale przeszła przez nie nie wyczuwając nic - Gdzie teraz jesteś... jesteś tam szczęśliwa?
- Pisane było mi tutaj skończyć. Wszystko jest w porządku, bądź spokojny. Kiedyś do mnie dołączysz, synku. Jesteś taki sam jak ja - uśmiech nie schodził jej z ust i wyglądała na równie szczęśliwą, co jej potomek.
- Dołączę gdzie? Czym ja w ogóle jestem mamo? - spochmurniał opuszczając rękę, którą i tak nie mógł wyczuć miękkiej skóry kobiety.
- Odkąd się pamięta, w naszej rodzinie występują piekielne psy, które po śmierci trafiają do bram piekieł i strzegą tutaj złych dusz. To nie jest niebezpieczne, ani złe jak możesz sobie wyobrażać. Oboje twoich dziadków miało takie zdolności jak ty, a nawet silniejsze, gdyż twój ojciec to człowiek i jego geny osłabiły twoje umiejętności - wyjaśniła spokojnie, bez pośpiechu, chociaż Eliottowi zaczęło kręcić się w głowie.
- Czyli ty byłaś jeszcze silniejsza? A co z dziadkami? Są tam z tobą? Pomagają ci? - wypytywał czując pot płynący po jego plecach, zaczął źle się czuć, ale nie mógł przestawać, nie mógł.
- Są ze mną, wszyscy twoi przodkowie tutaj są. Można powiedzieć, że nasze prawdziwe życie zaczyna się po śmierci. Tam, na górze musisz tylko okiełznać przejawy swoich mocy i jakoś sobie z nimi poradzić, a także nauczyć się z nich korzystać - pokiwała powoli głową przyglądając się swojemu małemu, kochanemu synkowi - Musisz jechać do wujka Lucjana. On ci o wszystkim opowie, bo ja nie zdążyłam. Przepraszam cię kochanie, że was zostawiłam - jej twarz zbledła, a po policzkach spłynęło parę kolejnych łez.
- To nie twoja wina, mamo. Ja zawsze będę cię kochał i czekał do dnia, aż spotkamy się znowu - on również nie mógł powstrzymać łez i na dodatek chciał uściskać matkę, tak mocno i nigdy nie puszczać.
- Muszę iść... Wołają mnie - spojrzała za siebie jakby faktycznie ktoś tam stał i usiłował ją pospieszyć - Pamiętaj, że jestem z ciebie okropnie dumna i widzę jak bardzo się starasz. Od zawsze byłeś moim ukochanym synkiem i nigdy się to nie zmieni. Obyśmy się znów zobaczyli.
Po tych słowach zabrała dłoń z ramienia syna i powoli wstała. Obróciła się i poszła w kierunku drzwi, a jej biała sukienka powiewała za nią, dopóki nie rozmyła się wraz z sylwetką kobiety. Eliott do samego końca podążał wzrokiem za jej postacią i chciał za nią pobiec, dogonić ją. Nagle poczuł, że wraca do siebie, a jego dziwne bóle głowy i lodowaty pot przestają mu dokuczać. Nagle jakby czas zatrzymał się na kilka sekund, a potem wrócił do rzeczywistości. Ashton w końcu otworzył oczy i powoli wypowiadając ostatnie słowa, odsunął się od starszego chłopaka. Eliott podniósł się gwałtownie, przez co zakręciło mu się w głowie, więc tylko podparł się o najbliższy blat i opuścił nisko głowę. Jego ciałem wstrząsnęło ciche szlochanięcie, a na drewniany stół opadły pojedyncze krople.
- Daj mi chwilę - wydukał wycierając rękawem oczy.
Strasznie nie chciał, żeby Ashton widział go w takim stanie zwłaszcza, że na co dzień starał się zgrywać twardziela, którego największa obelga nie ruszy. A tu proszę, duży chłopak, a płacze jakby to było u niego normalne.

Ashton?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics