Czas mijał nieubłaganie. Zdążyłam zapomnieć o całym tym pożarze i
polowaniu na moją osobę. Niestety wszystko ma swój początek i koniec i
każdy daje o sobie znać, a zazwyczaj dzieje się to w najmniej
oczekiwanym momencie. Nie raz musiałam już zostawać w kawiarni po
godzinach, żeby sprawdzić daty ważności produktów, sprawdzić cały
magazyn, oraz ogólny porządek pomieszczenia. Wręcz byłam wtedy
przyzwyczajona do jednej trasy, która wiodła przez niewielki las i łąkę.
Było nią znacznie szybciej do mojego mieszkania. Tej nocy nie było
inaczej, jak zawsze zamknęłam kawiarnie na wszystkie zamki, zaciągnięty
kaptur maskował moją urodę, a także dawał przyjemne ciepło. Pomimo
wiosennej pogody noce wciąż są chłodne. Wchodziłam już do lasku,
szukając w torebce słuchawek, kiedy poczułam za sobą nieprzyjemny chłód.
Był zdecydowanie inny, niż ten, który towarzyszył mi, od kiedy
opuściłam budynek. Szybko porzuciłam plan zakładania słuchawek i
niechętnie odwróciłam się na pięcie. Ku moim oczom ukazał się mężczyzna,
na pierwszy rzut oka ciężko było stwierdzić, kim jest i czego chce.
Pierwsza myśl była taka, że zapewne zobaczył kobietkę w lesie i chce ją
skroić ze wszystkich kosztowności. Miałam się nawet już odzywać, kiedy
zza zarośli zaczęli się wyłaniać inni mężczyźni. Nie byłam zszokowana
ich liczebnością, ale tym, że nie byłam w stanie ich wyczuć, że mój
wewnętrzny instynkt w żaden sposób nie zareagował. Już wtedy widząc ich,
wiedziałam, z kim mam do czynienia. Łowcy. Jednak co mnie zaniepokoiło,
to fakt, że jest wśród nich ktoś, kto posiada moce. Ciężko było wyczuć,
który to z nich, a to właśnie jego powinnam zaatakować jako pierwszego.
-
Mogę w czymś pomóc? - Zapytałam z wręcz mrocznym uśmiechem, rozkładając
ręce. Cieszyłam się, że ta walka ma się odbyć teraz, po zmroku, gdzie
praktycznie otacza nas mój żywioł.
- Pieprzona wiedźma, tacy jak Wy pozbawili nas, uczciwych ludzi życia - Syknął do mnie jeden z zamaskowanych mężczyzn, na co westchnęłam przeciągle, a może wręcz jęknęłam.
-
Nie jestem wiedźmą, tylko czarownicą, serio tak ciężko sobie ogarnąć
kogo się atakuje? - Podniosłam jedną brew, nie chciałam się ruszać
pierwsza. Nie miałam ochoty na wydawanie pierwsza swoich ciosów, wolałam
poczekać, zobaczyć co zrobią oni. Dosłownie po kilku sekund przed
szereg wyrwał się jeden z nich, najprawdopodobniej ten, co do mnie
krzyczał. W jednej dłoni miał coś na wzór metalowej pałki, a w drugiej
sporych rozmiarów nóż.
- Zabiję Cię! - Krzyknął, będąc już dosłownie kilka metrów ode mnie. Bez ruszenia dłonią, młodego chłopaka "porwał" jeden z moich cieni, a jaśniej mówiąc łańcuch, który pociągnął go do pobliskiego drzewa i tam unieruchomił.
- Bywacie zabawni - Westchnęłam.
Moja pewność siebie zmalała, kiedy przede mną pojawił się mężczyzna,
jakby wyrósł spod ziemi. Odruchowo podniosłam dłoń, a ten za nią złapał.
Czułam, jakby ogień zjadał mnie od środka. Pierwszy raz od
niepamiętnych czasów z moich ust wydobył krzyk bólu. Wyrwałam się,
upadając na ziemię otoczona zupełnym mrokiem. W przelocie spojrzałam na
swoją dłoń, była cała poparzona, a ja nie rozumiałam co to za magia.
Jeszcze nigdy się z nią nie spotkałam. Kiedy reszta mężczyzn, rzuciła
się na mnie z ostrymi narzędziami, sama przywołałam kilka moich klonów, a
sama zniknęłam z ciemności, żeby zaraz po moich małych schodkach
prowadzących w górę móc uciec. Kiedy dotarłam do domu, na maksa
odkręciłam zimną, nie raczej lodowatą wodę, pod którą włożyłam dłoń.
Patrzyłam na nią z grymasem bólu na ustach, ale też i z zaciekawieniem.
Nie wyglądało to na zwykłe poparzenie, tak samo, jak i jego ogień nie
był zwykły.
Minęło kilka dni, a rany goiły się bardzo ciężko,
dlatego też chodziłam z bandażem na dłoni. Wróciłam do miejsca, gdzie
napad na mnie miał miejsce, liczyłam, że znajdę coś, co chociaż podpowie
mi z czym, a raczej kim miałam do czynienia. Pochłonięta myślami, nawet
nie zauważyłam, kiedy na koniu podjechał Nathaniel, którego nie widziałam już od chyba dwóch tygodni, jak nie dłużej.
- Mogę powiedzieć to samo, nie sądziłam, że zapuszczasz się w te okolice - Wstałam z ziemi, chowając chorą dłoń do kieszeni. I nie sądziłam, że jeździsz konno, dodałam w myślach, patrząc na niego.
- Czasami, jedziemy trochę dalej - Zeskoczył
z konia i poklepał go po udzie, sama również niepewnie się do niego
zbliżyłam. Zawsze chciałam mieć jakieś zwierzenie, które mogłoby czekać
na mnie w domu, ale wiedziałam, że nie miałabym czasu, żeby się nim
opiekować.
- Ładny - Wyciągnęłam ostrożnie dłoń do konia i dopiero kiedy ten mnie powąchał, zaczęłam go głaskać po pysku.
-
Co Ci się stało w rękę? - Dopiero teraz zauważyłam, że jego wzrok
skupiony był na zabandażowanej dłoni, która wystawała z kieszeni.
- Nic wielkiego - Wzruszyłam ramionami.
-
Łowcy? - Zapytał bez ogródek, a jego głos wydawał się zdenerwowany i
zniecierpliwiony. Nie wywierał na mnie presji, ale skoro znał całą
sytuację, nie wiedziałam powód, żeby kłamać.
- Owszem, najwyraźniej mają po swojej stronie kogoś, kto nie jest zwykłym człowiekiem - Spojrzałam na swoją dłoń. Ta chwila nieuwagi mogła mnie kosztować życie.
Nathaniel?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz