17.07.2019

Od Ashtona CD Eliotta

Zaświaty dla wszystkich przybywających tam dusz podobno są inne. Dla niektórych to bezkresne pustkowia, dla innych przyjemne miasto nad brzegiem malowniczego morza. W przypadku Asha, kiedy trafił do świata pośmiertnego stanął na żwirowej ścieżce po środku gęstwiny drzew, przypominającej zaniedbany park. Jako człowiek nadal żywy, większość snujących się wokół cieni nawet na niego nie spoglądała. Jakby zupełnie dla nich nie istniał. Nie przeszkadzało mu to wybitnie, gdyż ostatnie, na co miał ochotę to odpowiadanie na pytania ciekawych mieszkańców Zaświatów. Dlatego na czas rytuału zasiadł na ławce, opadając na oparcie i zamykając oczy. Czekał tak kilka długich chwil, aż nie poczuł, jak drewno ugina się pod czyimś ciężarem. Czarownik rozwarł powieki i spojrzał na dwoje ludzi, kobietę i mężczyznę, siedzących po ich bokach. Przyjrzał się im dokładniej gdyż w przeciwieństwie do innych dusz wyglądali niezwykle rzeczywiście. Najpierw skupił się na kobiecie, jej jasnym obliczu, pokrytym piegami, błękitnymi oczyma bardzo mu znanych, a także splecionych w skomplikowany, ale elegancki kok rudych włosach. Jedno imię cisnęło się mu na usta. Iris. Ashton spojrzał na mężczyznę, a gdy dostrzegł w nim podobieństwo do Michaela, zaczynając od ciemnych włosów, a na brązowych tęczówkach kończąc, podświadomie wiedział, że patrzy na swych rodziców. Ponownie zwrócił się do Iris, gdyż patrzyła ona na syna z delikatnym uśmiechem.
— Mamo — wyszeptał nastolatek, wyciągając ręce do kobiety. Kiedy ta odwzajemniła gest, brunet załkał i wtulił się w jej okrytą zielonym materiałem sukni pierś — Mamo... Mamo, jesteś tutaj..
Iris pogładziła dłonią włosy czarownika, pozwalając się mu wypłakać. Wtedy także Olivier zerknął na potomka, po czym pogłaskał jego ramię, nie chcąc przerywać żonie.
— Już dobrze. Nie płacz, Ashie — Rudowłosa pocałowała długo chłopaka w jasne czoło. Ten podniósł na nią zaszklony wzrok, nie mogąc się odezwać w żaden sposób — Jesteś z nami. Jak dobrze jest widzieć, jak wyrosłeś. Szkoda, że nie mogłam być przy tobie. Że my nie mogliśmy.
Olivier musiał odczytać nieme pytanie w oczach chłopaka, gdyż postanowił się odezwać.
— Nie sądziłem, że to wszystko tak się skończy, Ashton. Naprawdę chcieliśmy do was wrócić. Do ciebie i do Mike'a, ale--
— Czyli nie żyjecie? — szepnął młody Crowley, patrząc na rodziców. Nagle wszystko się zmieniło. Dusze prawie jednocześnie wstały z ławki i zaczęły oddalać się ścieżką, jakby ta cała rozmowa nie miała miejsca. Zszokowany nastolatek ze łzami płynącymi po policzkach także się podniósł i pobiegł za parą.
— Mamo! Tato! — krzyknął zrozpaczony, próbując chwycić ich za dłonie. Jego ręce jednak przenikały przez ich ciała, ale brunet zdawał się tego nie zauważać. Wielokrotnie próbował złapać rodziców za ubrania czy po prostu wejść im w drogę, jednak ci przenikali przez niego jakby byli eterycznymi bytami. Ashton biegł za nimi, nawołując rodziców po ich imionach, dopóki nagle dziesiątki rąk nie wysunęły się z ziemi, aby objąć go całego i wciągnąć pod powierzchnię.
Otworzył oczy już w swoim tajemnym pokoju, kiwając delikatnie głową na słowa Eliotta. Wpatrywał się w lustro, myślami będąc nadal w innym, duchowym świecie. Tak wiele rzeczy go nurtowało, tak wiele pytań cisnęło się mu na język, lecz nie mógł wykrzesać z siebie chociaż odpowiedzi dla łkającego cicho ogara.
Nie wiedział, jak wiele czasu minęło nim zdołał otrzeć wilgoć z policzków, wstać i położyć rękę na ramieniu blondyna.
— Chodź.
— Co? — spytał niepewnie ogar, ale wyprostował się, chociaż jego ramiona nadal zdawały się być ściągnięte. Czarownik tylko wskazał głową na drzwi, przez jakie przeszedł jako pierwszy. W zupełnej, pełnej zrozumienia ciszy zaprowadził muzyka do pustego o tej porze mieszkania. Nie wiedział, jaka godzina była dokładnie, ale jego brat zapewne był teraz w pubie, więc miał dom do swojej dyspozycji. Wykorzystał to na swoją korzyść, a dokładniej usadził Eliotta na krześle w kuchni, samemu obchodząc murek, aby dostać się do głównego kulinarnego centrum sterowania wszechświatem.
— Nie masz uczulenia na mleko, orzechy..?
— Nie — odparł krótko blondyn, nadal zapewne pogrążony w swoich myślach. Czarownik pokiwał głową, po czym wydobył z szafki dwa pucharki, a z zamrażarki pudełko lodów. Dokładnie wymierzył po dwie gałki lodów czekoladowych i karmelowych, dodając jeszcze jakiś nieznany mu smak z boku, którego zostały już resztki. Wszystko przyozdobił posypką, a także, po namyśle, transmutowanym wafelkiem w kształcie uśmiechniętej twarzy. Taki deser postawił przed Eliottem, także unosząc kąciki ust, jakby próbował się ciepło uśmiechnąć.
— Smacznego — powiedział, siadając na przeciwko ze swoją porcją, podciągając nogi pod siebie.

Eliott?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics