9.07.2019

Od Filipa cd Katfrin


Piekielne oczęta błysnęły, lekko rozmazany tusz, wkurwienie odbijające światła słabych, mrygających latarenek, które naprawdę dawały z siebie wszystko. Renowacji raczej dawno nie spotkały, a swoje lata świetności miały za sobą. Dziewuszka, która przed chwilą skopała tyłek jakiemuś chłystkowi, kierowała się prosto w moją stronę i mimo że powinienem czuć się jak ten dramatyczny bohater w filmach akcji, który znajduje się w niewłaściwym miejscu o złej porze, to mimo wszystko coś mówiło mi w środeczku, że nie ma co trzęsać gatkami, byndzie dobrze panie Fylyp. Ósmy zmysł Jaroszka, wrodzone szczęście, czy inne zabobony, kto co woli.
I kiedy już była tuż tuż, balon z mojej gumy pękł, porządnie rozciągając się po moim nosie i policzkach. Uderzyłem w Deskorolka butem, gładko podskoczył, prosto między moje rozczapirzone palce.
Ale zaraz, zaraz, od początku, bo jak właściwie mogłem zawitać o tak późnej porze, w tak szemranym miejscu z gumą do żucia, która obrzydliwie mlaskała z każdym moim przemleniem jęzora. Historia nie jest szczególnie długa, wnieść dużo do waszego życia nie wniesie, ale jak tu jesteście, to możecie ją doświadczyć, może przynajmniej przewrócicie oczami nad głupotą dzisiejszych nastolatków, może się uśmiechniecie, a może jednak uznacie to za anegdotkę życia. Każdy ma swoje gusta, nie mnie oceniać, jednak jeśli obstawicie ostatnią propozycję, to muszę złożyć wam wyrazy współczucia i kondolencje. Pożegnanie humoru musiało być dla was doświadczeniem nieszczególnie przyjemnym.
Tym razem nie było ani ciasnych koszul, ani pierdzielonej brylantyny we włosach i nawe obyło się bez brykietowych gatków Bożydara. Nie sądziłem, że divę zdoła się odgonić od tego pomysłu, a że i z własnej, nieprzymuszonej woli, ograniczy się jedynie do przebrania w koszulkę z odwracającymi się cekinami. Dla mniej ciekawskich — nie pamiętam, co przedstawiały, dla bardziej ciekawskich — z jednej strony srebrno-czarny buldog francuski, z drugiej taki sam pyszczek, ale utrzymany w błękicie i różu. Wracając. Wieczór towarzyski, kultura, czipsy, Monopoly i Somersby. Wiem, nie ceni się nam tego, wszyscy wiedzą, że lepszy jest Eurobusiness, ale jakimś cudem, Amerykanie jakoś nie mają pojęcia o tej przewspaniałej grze PRL-u. W ostateczności mieliśmy podejść do Netflixu and chillu, utrzymanych w tonie bez podtekstów seksualnych, jednak okazało się, że nikomu nie chciało się podłączać własnego konta, mając świadomość, do jakich wybryków posuwał się gospodarz całej imprezy, James. W każdej grupce znajomych jest przynajmniej jeden James, przyrzekam. Sam znałem chyba pięciu, może sześciu. Tak trochę jak z Kubusiami. Sam jestem idealnym przykładem lenistwa rodziców, którzy chcieli dać drugie imię, ale prędzej by się zesrali niż dobrali coś konkretnego i oryginalnego. Filip było chyba szczytem ich kreatywności, o ile sami je wymyślili, nie zostało im narzucone przez pijanego kolegę na imprezie, który koniecznie chciał być ojcem chrzestnym jakiegoś Filipa.
Nie żeby ta sytuacja była przeze mnie zmyślona. Moi rodzice to konkretne tumany jak idzie o abstrakcyjne myślenie, a do tego bardzo proste do przekonania tumany. Asertywność to pojęcie pochodzące ze słownika wyrazów obcych, do którego nie zaglądali.
Skończyliśmy w czterech obozowiskach, mój i Bożydara kampus wychodził dość na plus, jednak nie utrzymywał się w czołówce. Najgorszymi jednak nie byliśmy, a sztamę trzymaliśmy, bo chcieliśmy jedynie obalić mistrza jeśli chodzi o interesy. Samcia zawsze jechała wszystkich jak debili i nikt nigdy nie wiedział, jakim cudem kończyła z trzema hotelami i dwoma monopolami. Mogliśmy jedynie pizgać banknotami, gdy przy czwartym z kolei rzucie kostką natrafialiśmy na pole należące do pieprzonej brunetki.
Monopoly psuło rodziny i przyjaźnie i wiedzieliśmy o tym doskonale, może dlatego usilnie się spotykaliśmy i było to nasze, może siódme posiedzenie przy paprykowych czipsach i smakowym piwku.
Suma summarum James zbankrutował i jojczył z Arthurem nad przeklętą grą, Sam z Thereską wachlowała się banknotami, a Bożydar starał się dokładnie przebadać notatnik z wypisanymi tranzakcjami, które miały miejsce podczas rozgrywki, bo już kurwa nikt nikomu nie ufał.
Pierdolisz, kurwa miałeś przynosić nam szczęście, ty popierdoleńcu! — syczał, sunąc palcem po notesie.
— Jestem jebanym Jaroszkiem, nie króliczą łapką na breloku, debilu — warknąłem, przytykając szyjkę jagodowego Somersby do ust i przewracając oczami.
— Ci się zaraz z orbit wykręcą te gały.
— Spierdalaj.
Wyjątkowo nie było dogrywki. Może i lepiej, ostatnim razem skończyło się wywróceniem planszy, pokazaniem wała i prawie yeetnięciem się przez okno. Starczyło nam atrakcji na ten dzień, więc jedynie rozsiedliśmy się po kątach, wąchając alkohol i smród gęstej, paskudnie gęstej atmosfery, którą dało się przekroić jakimś tam nawet nożykiem dołączonym do zestawu małego odkrywcy paleontologa razem z miotełką i dłutkiem. Takim małym. Plastikowym i uroczym.
I tak musiałem użyć młotka byle dobrać się do swojego stegozaura. Ułamałem mu płytkę, ale było warto. Nazwałem go George.
Bożydar łypał nieprzychylnie na Jamesa, James na Sam, Sam robiła maślane oczka do Arthura, a ten zagadywał się z Thereską na temat najnowszego sezonu Gry o Tron.
Zdążyliśmy się pogodzić przy karaoke z kawałkami Britney Spears i Backstreet Boys, złapać naganę od zmęczonych sąsiadów, bo już dawno po ciszy nocnej i rozbić dwa talerze, za które James chciał nas ukamieniować, bo przecież zastawa jego rodziny to rzecz święta.
Ewakuacja nastąpiła dość szybko, rozeszliśmy się, znaczy się Bożydar odprowadził Samanthę, a Arthur, Theresę, gdy ja pojechałem sam na Deskorolku, bo zwyczajnie było mi nie po drodze z całą resztą.
Zakończyło się jak zwykle, jedna uliczka za daleko i bum. Zgubiłem się, nie wiedząc za bardzo, gdzie jestem i co się dzieje, po czym, oczywiście stałem się świadkiem nieszczególnie ciekawego wydarzenia.
Błota nigdzie nie było, żebym ich wciągnął, a moje umiejętności drastycznie dotknięte zostały przez  regres. Potężny regres, z którego zadowolony byłem, bądźmy szczerzy, nieszczególnie. Kiedyś dostałem butelką w łeb, nie chciałem wiedzieć, jak bolała rączka pistoletu.
Tak oto jestem, gdzie jestem. Przypatrując się jakieś rozjuszonej wiedźmie, jej pijanemu koleżce, trzymając Deskorolka i starając się zebrać gumę z twarzy przy pomocy języka. Kurwa mam trochę we włosach przysięgam. Nie chciałem znowu obcinać połowy grzywki z powodu lepkiego gówna, no nie, no po prostu, no kurwano nie.
— Mam taki na plastikowe kulki — wystrzeliłem od razu, wspomagając się palcami, bo język nie starczał, na litość boską, jak to brzmi. — Dostałaś kiedyś taką w udo, kurwa, zajebiście boli, a jaki po tym siniak zostaje — rypałem, nie licząc się z faktem występowania w wypowiedzi polskich przekleństw, z których byłem dumny, jak na rodaka Polaka przystawało. Szeroki uśmiech. Wrodzony urok Jaroszka. Słodkie oczka.
Jestem śliczniejszy niż Janek z Wiedźmina i nawet skóry sobie oszczędziłem. Kto nie kocha uroczych bożątek, no kto?
W każdej chwili przygotowany na zmianę w długouchego z prędkim porzuceniem Deskorolka, przepraszam kochanie, sytuacja tego wymagała.
— Dalej mnie dziwi, że w Ameryce mają takie ogólnodostępne, w sensie, nie no, przydaje się jak sąsiad cię wkurwia, możesz sobie pójść na kaczki i w ogóle, ale jak niektórzy to pod poduszką trzymają, to mi się słabo robi. Tej, on żyje? Wiem co robić w takich sytuacjach, mogę sprawdzić czy żyje, uczyłem się RKO, zrobię za bohatera, o losie już widzę te nagłówki gazet, dzielny, a do tego zabójczo przystojny chłopak ratuje nieprzytomnego kolesia w środku nocy, zobacz zdjęcia. Ah i rozmazałaś się, skarbie. — Katarynka wystartowała, nie pozwalając kobiecie na to, by chociaż otworzyła usta, gdy sam ciekawsko wyglądałem znad jej ramienia, rozdziawiając wargi.
Pop.
Kolejny balon z gumy rozlazł się po moich policzkach.
Pamiętaj, Filip, w każdej chwili możesz się zmienić, zniknąć, wskoczyć na budynek, śmiało, kochany, jesteś Bożątkiem, a nie jakimś lichym wilkokłakiem z romansideł dla nastolatek.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics