Siedząc w niezbyt wygodnym krześle Manon biła się z myślami i czuła dziwny niepokój, który panował w wielkim pomieszczeniu. Nikt się nie odzywał, no może poza niektórymi pojedynczymi osobami, które nie do końca wiedziały co tutaj robią. Blondynka też nie do końca była o tym poinformowana, ale gdy całkiem poważnym tonem zwołali ich na salę, musiało to raczej oznaczać coś poważniejszego. Podest, a zarazem mównica naprzeciwko niej nadal były puste i nie wiadomo było ile jeszcze taka pozostanie, a mogła przyznać, że stres zżerał ją coraz bardziej z minuty na minutę. Obok niej nadal było jedne wolne krzesło, które może umyślnie, może nie, trzymała je dla Connora, który lada moment miał pojawić się na sali. W duchu miała nadzieję, że jego obecność jakoś pomoże jej nabrać pewności siebie i przestać się tak strasznie przejmować. Kiedy myślała, że wyjdzie z sali zanim wszystko się rozpocznie, na scenę wszedł dyrektor szkoły i przystąpił do mównicy, a w tym samym momencie obok niej zjawił się brunet. Przywitała go lekkim uśmiechem, nie chcąc przerywać mówiącemu już panu Hackelmore, który ku jej zdziwieniu wydawał się nieźle zestresowany i czymś przejęty. Odwróciła więc na niego wzrok i poświęciła jego słowom zupełną uwagę. Dokładnie wsłuchiwała się w słowa mężczyzny, które z trudem wydobywały się spod jego języka i coraz bardziej nie mogła uwierzyć. Ostatnie informacje postarała się zapamiętać jak najlepiej. Znajdowała się w grupie trzeciej, a co najważniejsze, była z Connorem. No, co prawda innych członków jej grupy, albo nie znała, albo kojarzyła z widzenia ze szkoły, ale nie pomyślałaby nigdy, że będzie walczyć u ich boku. No właśnie... Walczyć. Marna dziewczyna, która nie mierzy ponad 175cm na dodatek kiedyś zmagała się z anoreksją, teraz ma dostać broń do rąk i walczyć z istotami, o których zawsze przestrzegała ją babcia. Jak ona wyjaśni to siostrze czy kochanej babci. Nie, teraz nie było czasu się tym przejmować. Wiedziała, że pisze się na jakąś grubszą sprawę i będzie musiała wykazać się odwagą. Uspokoił ją nieco fakt, iż przejdzie przez odpowiednie szkolenia i już wiedziała, że zaangażuje się w nie na sto procent. Gdy w końcu dyrektor akademii zszedł z podestu i całkiem przytłoczony zniknął wszystkim z pola widzenia, Manon odetchnęła ni to z ulgą, ni ze strachem. Zerknęła na chłopaka siedzącego obok niej i zauważyła malującą się na jego twarzy powagę, ale i niepokój. Widać, że był zdeterminowany i gotów do walki, czego nie można było powiedzieć o przerażonej dziewczynie. Gdy ludzie zaczęli zbierać się z sali, wszyscy po drodze do drzwi wyjściowych wymieniali się niepewnymi spojrzeniami. Atmosfera była napięta i każdy dobrze to czuł. Manon rozbolał nawet brzuch i obawiała się, że przy jej grupie wypadnie na najgorszą i nijak im się przyda. Objęła się ramionami i ruszyła za Connorem, który zmierzał już w stronę wyjścia. Pod szkołą zebrały się już grupy, a Mann w ślad za jej towarzyszem dotarła do tej ich, która była już w pełni zebrana. Dziewczyna wyszła zza pleców starszego kolegi i przyjrzała się wszystkim dokładnie nie za bardzo wiedząc co powiedzieć, ale na szczęście ktoś inny przejął inicjatywę.
- Phoebe Millton. Jestem waszą czarownicą i za zadanie mam zamknąć portal, więc mam nadzieję, że będziecie mnie dobrze kryć - wystąpiła niższa blondynka, która wyglądała na jeszcze drobniejszą od Manon, ale miała przewagę będąc jak to przed chwilą wyjaśniła - czarownicą.
- Po to tu jesteśmy - odparł Connor cichym głosem, ale w widocznie dobrych intencjach i schował ręce w kieszenie.
- Dokładnie, paniusiu. My się wszystkim zajmiemy - tym razem zapewnił ją nieco starszy chłopak o blond grzywce, którą nonszalancko zarzucił.
Wydawał się całkiem wyluzowany, albo może po prostu udawał nie chcąc dać poznać po sobie jak przerażony jest naprawdę.
- Jestem Manon. Mam nadzieję, że te szkolenia coś dadzą, bo inaczej obawiam się, że będę dla was niepotrzebnym ciężarem - w końcu zabrała niepewny głos, który nieco jej się załamywał możliwe, że z napływu mieszanych emocji.
- Nie martw się... W grupie siła - dodała ciemnowłosa, która widocznie również odezwała się z lekkim trudem.
Manon dodała jej otuchy ciepłym uśmiechem, który ta postanowiła szybko odwzajemnić i zaraz odwrócić wzrok. Blondynka czuła się w tej grupie nie najgorzej, ale też pewniej, że wokół siebie ma nadnaturalnych, którzy w razie potrzeby podadzą jej pomocną dłoń. Otuliła się płaszczem, który już co prawda nie był jej potrzebny, ale z rana założyła go z przyzwyczajenia. Miała zamiar zostać w gronie jej nowych towarzyszy nieco dłużej, ale telefon od siostry zmusił ją na powrót do domu. Pożegnała się z wszystkimi przy tym dowiadując się o kolejnym spotkaniu, a wsiadając do taksówki zaczęła już zastanawiać się, co ma powiedzieć Suzzie.
Weszła do domu, gdzie przy drzwiach od razu złapała ją zaniepokojona trzynastolatka. Dopytywała się co zajęło Manon tak wiele czasu, bo w te dni nie pracowała, a szkołę kończyła znacznie wcześniej. Blondynka póki co chciała tylko pozbyć się ubrań wierzchnich i przejść do salonu, żeby walnąć się na kanapie przy tym wypuszczając z ust powietrze ze świstem. Dziewczynka nie dawała jej spokoju i usiadła obok niej od razu biorąc w ręce długie blond włosy jej starszej siostry zaplatając je na przeróżne sposoby. Jeszcze niczego się nie domyślała.
- Powiesz mi o co chodzi? Wyglądasz jakbyś właśnie zobaczyła własną śmierć! - oburzyła się siostra przez przypadek pociągając za jedno pasmo jej włosów.
Manon aż wymsknęło się ciche parsknięcie. Cóż, jej siostrzyczka strzeliła w dziesiątkę.
- Suzzie, będziesz musiała na jakiś czas zamieszkać u babci - odezwała się w końcu spoglądając na mniejszą blondynkę - Muszę na trochę wyjechać i zająć się pewnymi sprawami - dodała wymuszając uśmiech.
- Ale gdzie? Po co? Co będziesz robić? - widać było, że mała nieco się zestresowała, a przede wszystkim przestraszyła, bo jej kochana Sally nie codziennie wychodziła z takimi wiadomościami.
- Wiesz, ja... - spojrzała przed siebie skupiając swój wzrok na przypadkowym punkcie, patrzyła w nicość - Muszę uratować świat.
Przekazuje pałeczkę Lucasowi c:
Brak komentarzy
Prześlij komentarz