14.07.2019

Od Any CD Michaela

- Z przyjemnością - odpowiedziałam na zadane przez bruneta pytanie, posyłając mu przy tym ciepły uśmiech. - Kiedy i gdzie?
- Pasuje ci jutro o tej samej porze?
- Jasne. Czyli jesteśmy umówieni.
Poszłam szybko do szatni się przebrać, pożegnałam się z Leną i Michaelem, po czym wyszłam z Akademii. Podeszłam do mojego samochodu zaparkowanego blisko wejścia i pojechałam do domu.

~•~

Następnego dnia, z samego rana, zadzwonił do mnie Joe, upominając się o wykonanie powierzonego mi zadania. Pozwoliłam mu się wygadać, po czym, bez słowa, rozłączyłam się, nie przejmując się zbytnio tym, co sobie pomyśli o moim wychowaniu.
Pewnie zastanawiacie się, po co z tym tak zwlekam. Mogłabym powiedzieć, że żeby wkurzyć Sopportare, ale to nie wszystko. Chodzi o niebezpieczeństwo związane z tym zadaniem. Co prawda kazałam Joe'emu spadać ze swoją zbrojną obstawą, ale nawet ja miałam jakiś szczątkowy instynkt samozachowawczy. Obecność uzbrojonych policjantów Sopportare zaprzeczała pokojowym intencjom, z resztą właśnie ten argument podałam, gdy przyszłam na komendę z wezwaniem. Z drugiej jednak strony... samotna wyprawa tam mogła okazać sie samobójstwem. Dlatego zwlekałam. Chciałam się mentalnie do tego przygotować.
Nic dziwnego więc, że przez cały dzień byłam chodzącym kłębkiem nerwów. I kompletnie nie potrafiłam się skupić. Wyciągałam nawet blaszki z nagrzanego piekarnika gołymi rękami i gdyby nie to, że w kuchni poza mną był w tamtym momencie tylko Luc, który jako jedyny z pracowników wiedział, że nie jestem człowiekiem, to bym się wydała. Bo nawet tego nie zauważyłam. Temperatura, jaką potrafi osiągnąć piekarnik, nie jest w stanie zrobić mi żadnej krzywdy, więc nie potrzebuję rękawic. Ale dla niepoznaki zawsze je zakładałam.
Gdy wieczorem pojechałam na trening z Michaelem, miałam już serdecznie dość tego dnia. Poza porannym telefonem od Joe, w kawiarni odwiedził mnie jakiś członek Sopportare w ciemnych okularach i kulturalnie pogonił z robotą. Miałam ochotę wylać mu zamówioną przez niego kawę na głowę.
Także tak, jedynym na co w tym momencie miałam ochotę, był powrót do domu i padnięcie, tak jak stałam, na łóżko. I nie wstawanie najlepiej przez tydzień.
- Jesteś dziś roztargniona - zauważył Mike pod koniec treningu, gdy po raz kolejny miecz po prostu wypadł mi z ręki. Dzisiaj ćwiczyliśmy na stalowych nowe ciosy, bez sparingów, bo nie miał kto rzucić na nas zaklęcia ochronnego. Mężczyzna oparł się na mieczu i patrzył na mnie, gdy podnosiłam z ziemi swoją broń. - Coś się stało?
- Raczej nie - mruknęłam. Przez chwilę kucałam, śledząc wzrokiem refleksy światła na stali, nim złapałam miecz i wstałam. - Po prostu... dużo się u mnie dzieje ostatnio.
Gdy podniosłam wzrok na bruneta zobaczyłam, że przygląda mi się bacznie, widocznie ciekawy, o co dokładnie mi chodzi, ale jednocześnie nie chce być wścibski. Więc nic nie powiedział. Wróciliśmy do przerwanego treningu, pokazał mi kolejne kilka ciosów i sekwencji, które w mig załapałam. Zanim się spostrzegłam, umówione dwie godziny minęły, a ja nawet przez chwilę nie zdołałam oderwać się od dręczących mnie myśli. Potrzebowałam czegoś bardziej męczącego niż wymachiwanie mieczem w powietrzu... Ale nic innego nie przyszło mi do głowy. Dlatego, gdy skończyliśmy trening, ruszyłam w kierunku szatni ze spuszczoną głową, nie znajdując w sobie motywacji, żeby chociażby odgarnąć z twarzy kosmyki włosów, które wypadły mi z warkocza.
- Nie chcę być wścibski, ale... kiepsko dzisiaj wyglądasz - usłyszałam nagle za plecami głos Mike'a. Spojrzałam na niego ponad ramieniem. Przyglądał mi się ze zmarszczonymi w zadumie brwiami i założonymi na piersi rękami. - Co cię gryzie?
Zaśmiałam się sucho, wbijając na chwilę wzrok w ziemię, by zaraz spojrzeć mu w oczy.
- Życie - odpowiedziałam. - Praca...
- Problemy finansowe w kawiarni? - zapytał, co przywołało na moje usta uśmiech. No tak, nie wiedział o moich powiązaniach z Sopportare.
- Z kawiarnią wszystko w porządku. Chodzi o... moją drugą pracę - widząc jego minę dodałam natychmiast - To nic nielegalnego, nie martw się. To tylko... muszę znaleźć i porozmawiać z pewnym czarodziejem, który podobno ma schodzić na ścieżkę czarnej magii i poważnie zagrażać w przyszłości relacjom ludzi z nieludźmi. Nie chcę tam wchodzić z uzbrojonym oddziałem Sopportare, bo to byłoby zaprzeczenie moich pokojowych zamiarów, ale jednocześnie boję się, że samotna wyprawa do niego może być ostatnim, co w życiu zrobię... - wyrzuciłam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Skończywszy, zamknęłam na chwilę oczy, odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić. Gdy ponownie otworzyłam oczy, uśmiechnęłam się do Michaela, starając się jak najbardziej ukryć, że było to wymuszone. - Ale to nie twój problem, także... zapomnij.
Odwróciłam się z zamiarem zniknięcia w szatni.

Michael?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics