9.07.2019

Od Ashtona - Event

Kiedy usiadł na znanym mu już z nudnych, długich i jego zdaniem nikomu niepotrzebnych apeli, od razu zaczął mieć wrażenie, że nie powinno go tu być. Nie powinien zgłaszać się na tę całą listę, nie powinien przyjmować propozycji zamykania jakiegoś tam portalu jako czarownik. To nie było w jego stylu, w stylu psotnika, od czasu do czasu przywołującego impy czy kie inne demony. Po prostu nie. Nie był bohaterem, o którym wspominał profesor Hackelmore, a przynajmniej się za takiego nie uważał. Przybył jednak wraz z Michaelem, obok którego rzecz jasna usiadł, gdyż nie miał ochoty na wdawanie się dyskusje z obcymi osobami. Bowiem tych zauważył całkiem sporo, co się mu od razu nie spodobało. Witanie się z wszystkimi, pewnie przedstawianie, bo co to za grupa śmiałków, co nie zna swoich imion?
Ku jego szczęściu, okazało się, iż są podzieleni na grupy. Mike, jako członek Sopportare, już wcześniej wiedział o zagrożeniu i tych całych sprawach organizacyjnych, dlatego akurat tego dnia postanowił podążać za nim jak za przewodnikiem, co robił raczej rzadko. Preferował tę drugą pozycję, no ale jeśli się wpadło między wrony...
Cartier. Kojarzył skądś to nazwisko. Rozejrzał się ukradkiem wokół siebie, szukając pośród członków drużyny twarzy, która wywoła u niego jakieś wspomnienia. Oczywiście, kiedy tylko zerknął na blondyna, jego usta ułożyły się w delikatny uśmiech. Eliott także tutaj był? Cudownie. Może ta akcja nie okaże się tak nudna, jak myślał o tym na początku. Bowiem czy może być coś lepszego od demona, czarownika i piekielnego ogara, razem walczącym ze złem tego świata? Nie dość, że brzmi to poetycko, to w dodatku stawiałoby to stwierdzenie ich trójkę w świetle antagonistów, którzy postanowili porzucić swe uprzednie życie dla lepszego życia. To prawda, fantazjował i przesadzał, lecz jak to kiedyś usłyszał, lepiej trochę pożartować niż dać się pożreć stresowi. A ten, mimo, że Ashton starał się wszystko ukrywać w środku, nadal gdzieś się tam wiercił i pojawiał.
Wtedy czarownik dostrzegł kolejną twarz. Żeńską. Znaną mu prawie doskonale.
Jego ciemne brwi ściągnęły się, a nastolatek zbliżył się z cichym szurnięciem do brata. Akurat zgrało się to z chrząknięciem Robina, więc raczej niezbyt wielu ludzi to usłyszało. Ash i tak pewnie nie zwróciłby na to uwagi, gdyż został właśnie opętany przez uczucie silniejsze niż wstyd, a mianowicie zazdrość.
Nigdy nie był raczej zaborczy, gdyż nie miał o kogo, jednak teraz, gdy ostatnia ważna osoba w jego życiu mogła zostać mu odebrana, był gotowy uczynić wszystko, aby utrzymać swoją niewielką rodzinę w całości. Dlatego więc, zerkając spod byka na Natalie, położył głowę na ramieniu brata, dodatkowo po namyśle łapiąc się palcami jednej z dłoni materiału bluzy demona. Nie chciał, aby ten go zostawiał. Nie wytrzymałby tego. Nie chciał też, aby ten zginął na tej całej akcji, bo nawet jeśli tego nie okazywał, kochał brata całym sercem. Czując, że daje się ponieść emocjom, przymknął na chwilę oczy i zaczął się po prostu wsłuchiwać w rytmiczne uderzenia życiodajnego mięśnia w jego klatce piersiowej, przez co cały powstały po zakończeniu przemowy gwar przestał mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics