10.07.2019

Od Any CD Michaela

Jeszcze kilkakrotnie następnego dnia zastanawiałam się, czy na pewno podjęłam właściwą decyzję, jeśli chodzi o trening z Michaelem. Czy może nie zrezygnować... ostatecznie jednak dałam sobie mentalnego kopa, bo przecież co mogło się stać? Nie każdy dybie na moje życie, niektórzy po prostu starają się być mili. A ten mężczyzna nie wydawał się być seryjnym mordercą i na pewno nie miał złych zamiarów względem mnie. Mój instynkt co do tego nigdy się nie mylił.
Wyjechałam z domu godzinę przed umówionym spotkaniem, nieco później, niż planowałam, bo Archer wyczuł, że coś się kroi i, przed samym wyjściem, przez dobrych kilkanaście minut ganiałam za nim po całym domu, nim w końcu dał się zamknąć w klatce.
Teraz zaparkowałam samochód na parkingu przed akademią i wyrzuciwszy z głowy wszystkie wątpliwości odnośnie tego pomysłu, wysiadłam, zabierając z siedzenia pasażera torbę z rzeczami na zmianę.
Na pamięć pokonałam drogę od wejścia do sal gimnastycznych. Choć uczyłam się tu raptem dwa lata, zdążyłam nauczyć się całego jej rozkładu tak, że mogłabym się po niej poruszać po ciemku z zamkniętymi oczami. Zawahałam się jeszcze ostatni raz z ręką nad klamką, po czym odetchnąwszy głęboko, otworzyłam je.
Moim oczom ukazał się siedzący na podłodze Mike. Otoczony falami cieni. Mrugnęłam, zaskoczona, gdy dodatkowo do moich nozdrzy doszedł zapach, na który wcześniej nie zwróciłam uwagi. Jakim, cholera, cudem...? Jeszcze nigdy nie zdażyło się, bym przy pierwszym spotkaniu nie załapała, że mam do czynienia z nadnaturalnym... do tego prawdopodobnie jakimś demonicznym, sądząc po zapachu.
Brunet w tym czasie otworzył oczy,  natychmiast podchwytując moje spojrzenie. Uśmiechnęłam się lekko, on zrobił to samo i, wstałszy z maty, na której siedział, krótkim ruchem dłoni sprawił, że cienie zniknęły.
O, łoł, też tak chciałam. A nie za każdym razem staczać małą wojnę z płomieniami, nim te z łaski swojej znikną...
- Dobrze Cię widzieć, Ana — odezwał się Michael spokojnym głosem — Jeśli masz potrzebę przebrania się, tam są szatnie z szafkami oraz toalety — dodał, wskazując na ciemne drzwi obok.
Skinęłam krótko głową i ruszyłam w tamtym kierunku.
Kilka minut później wyszłam z powrotem na salę, przebrana w strój do ćwiczeń i z włosami zaplecionymi w dwa dobierane warkocze holenderskie, które nawet pomimo mocnego splotu sięgały mi do pępka. Znowu przemknęło mi przez myśl, że może przydałoby się je ściąć. Znowu prawdopodobnie tego nie zrobię, ale to juź inna sprawa.
- Od czego zaczynamy? - uśmiechnęłam się promiennie do bruneta, który przez czas mojej nieobecności zaczął rozgrzewkę. Polecił do niego dołączyć i po kilkunastu minutach prostych ćwiczeń rozruszających mięśnie, przystąpiliśmy do właściwego treningu.
- Zaczniemy z drewnianymi mieczami - powiedział Michael, sięgając po wspomnianą broń do ćwiczeń. - Są lżejsze, łatwiej nauczyć się na nich ruchów.
Skinęłam głową, przyjmując miecz. Mężczyzna zademonstrował pozycję startową, w jakiej będziemy zaczynać walkę. Potem nastąpiła kolej na naukę podstawowych ciosów mieczem.
- Zamach bierzesz całym ciałem, nie tylko ręką - tłumaczył spokojnie Mike, stojąc koło mnie z drewnianym mieczem w ręku i pokazując cięcie znad ramienia. - Cios ma wtedy większą siłę, niż gdybyś używała samych rąk.
Stosunkowo szybko łapałam, o co chodzi. Już po godzinie ćwiczeń płynnie wykonywałam podstawowe ruchy, więc Michael zaproponował, żebyśmy przećwiczyli je w praktyce. Stanęliśmy naprzeciwko siebie, przyjęliśmy odpowiednią postawę i, na znak dany przez Michaela, zaczęliśmy sparing.
Poczułam się na tyle pewnie, że od razu zaatakowałam z pełną siłą i szybkością, czym widocznie zaskoczyłam partnera. Stęknął cicho, w ostatniej chwili blokując mój atak. Otworzył szerzej oczy z zaskoczenia, patrząc na mnie, jakby mnie nigdy nie widział. Pewnie zastanawiał się właśnie, jakim cudem poruszam się tak szybko. No cóż, ja nie wiedziałam, że ty jesteś nadnaturalny, więc w sumie jesteśmy kwita. Uniosłam jeden kącik ust w uśmiechu.
Na kolejne cięcia był już przygotowany. Z łatwością odbijał każde z nich, ale nie atakował, cierpliwie czekając, aż się zmęczę. A gdy to nie nadchodziło (bądź co bądź kondycję miałam wspaniałą, uwierzcie mi, przy lataniu machanie mieczem było wyjątkowo nędznym wydatkiem energetycznym), przeszedł w końcu do ofensywy.
Rozbroił mnie może trzema ruchami, wytrącając przy okazji z równowagi. Zaskoczona niespodziewanym atakiem nawet nie próbowałam jej odzyskać. Skończyło się więc na tym, że wylądowałam na macie.
Zaśmiałam się cicho i zaczęłam podnosić z ziemi, gdy drzwi do sali się otworzyły i ktoś wpadł przez nie do środka.
- Hej, Mike, nie masz przypadkiem... - kobieta urwała w pół słowa, patrząc lekko zaskoczona to na bruneta, to na mnie. Po chwili posłała mi ciepły uśmiech, na co odpowiedziałam tym samym. Zmrużyła na chwilę brwi, zastanawiając się nad czymś, po czym, uśmiechnąwszy się jeszcze szerzej, zwróciła się ponownie do bruneta. - Widzę, że masz nową uczennicę. Jak zakładam, skorzystałeś z mojej rekomendacji i odwiedziłeś "Balanchine's". Ale żeby od razu podrywać właścicielkę...
Parsknęłam śmiechem ze swojego miejsca na podłodze. Mike spojrzał na mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy. Cóż, widać to dzień niespodzianek...
- Tylko uczy mnie fechtunku - uśmiechnęłam się do dziewczyny. Zgrabnie podniosłam się z maty i wyciągnęłam do niej rękę do uścisku. - Ana.
- Lena - uśmiechnęła się, ściskając wyciągniętą dłoń. - Może chcielibyście potrenować prawdziwą bronią? To jednak inny ciężar niż drewniany miecz ćwiczebny, byłaby to dobra praktyka - zaproponowała, spoglądając w kierunku Michaela. - Mogłabym nałożyć na was tarcze, żebyście się nie poranili.
- Super pomysł - uśmiechnęłam się do dziewczyny promiennie. Mike tylko wzruszyl ramionami i podszedł do ściany, przy której zostawił wcześniej stalowy miecz. Podał mi go, Lena założyła na nas magiczne osłony i zaczęliśmy kolejny sparing.

Michael?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics