Gdy brunet ujrzał ciemność, wiedział, że z tej sytuacji nie ma już
wyjścia. W duchu był rozbity na milion kawałków, winił siebie za całą tą
akcję z Umarłymi, bo gdyby nie jego nagła chęć towarzystwa, wszystko
byłoby po staremu. Gdyby mógł, krzyczałby i płakał w złości, niszcząc
przy tym pobliską ścianę swoją pięścią, lecz teraz mógł tylko czekać,
czekać na wybudzenie.
W pewnym momencie poczuł znajomy zapach,
który w moment pobudził jego jaszczurze serce, a jasne powieki odsłoniły
jego bursztynowe spojrzenie. Te od razu skierowało się na kobietę,
która siedziała obok niego, a gdy jego wzrok wyostrzył się, zauważył, że
to Manon. Nie wierzył w to, co widzi, lecz szybko sobie przypomniał
sytuację przed utratą przytomności, przez co mruknął cicho przy tym
warcząc.
— Conn... Connor? To ty, prawda? — zapytała niepewnie blondynka, obserwując przy tym opancerzone ciało gada.
Mężczyzna
nie mógł wydobyć z siebie ludzkiego głosu, więc w odpowiedzi przyjemnie
mruknął i przysunął łeb pod dłoń kobiety. Jego nozdrza łapczywie łapały
jej zapach, a powieki skryły jasne oczy, bo gdyby mógł, uroniłby łzy z
nienawiści do samego siebie. Gdy brunet poczuł się spokojniejszy, jego
puste spojrzenie powędrowało na pobliskie ściany, a gdy uniósł łeb,
zauważył, że jego ciało jest spętane licznymi łańcuchami oraz kajdanami,
czego oczywiście się spodziewał. Obrócił się z bocznej pozycji na
brzuch, lecz jego obolała szyja nie była w stanie dłużej utrzymać
ciężkiego łba, przez co został zmuszony oprzeć ją o przednie łapy.
Connor czuł się wycieńczony oraz mocno obolały, lecz widział, że to
dopiero początek męczarni. Gdyby mógł, wypytałby Manon o wszystko oraz
mocno do siebie przytulił, po czym zwyzywałby samego siebie, lecz w
chwili obecnej mógł tylko czekać. Dokładnie słyszał, jak blondynka
przysuwa się do jego osoby i obejmuję jego ciepłą szyję, co dla
mężczyzny było jak zastrzyk adrenaliny. Czuł jakąś motywację, coś, co
kazało mu walczyć i zacząć tą walkę właśnie teraz. Oddech gada zaraz
przyspieszył, a jego źrenice znacznie się powiększyły. Gdy kobieta
odsunęła się od przyjaciela, ten podniósł się i podjął próbę uwolnienia
swojej osoby, ciągnąc z całej siły za łańcuchy, który dość słaby były
przytwierdzone do kamiennego podłoża. Wpadł w przysłowiową furię, co
szybko dodało mu siły, a zaraz jeszcze bardzie osłabiło, choć łańcuchy
same w sobie pokruszyły się przy łapach gada. Otrzepał swoje ciało i
dokładniej rozejrzał się po kamiennym lochu, podszedł ostrożnie do
żeliwnych krat i wsłuchał się w otoczenie, a gdy do jego uszu wkradły
się kroki strażnika, wycofał się i zerknął na Manon. Gdyby mógł,
ostrzegłby ją, lecz mógł tylko skryć się w cieniu lochu i wtopić się w
kamienną ścianę. Strażnik od razu zauważył jego brak, lecz zapomniał o
zdolnościach gada, gdyż zaraz wszedł za kraty i niewielką pochodnią
pomachał w obie strony. Gdy chciał wyjść, długi ogon jaszczura owinął
się wokół ciała strażnika i mocno ścisnął, powodując tym krwotok
wewnętrzny, a następnie śmierć człekokształtnego. Dla czego to zrobił?
Chciał się wyżyć, lecz to spowodowało, że jego uwaga skupiła się na
strażniku i całkiem zapomniał o innych osobnikach, które pędem ruszyły w
kierunku ich celi. W ostatniej chwili usłyszał ich kroki, przez co
szybkim ruchem pyska chwycił za klucze i odrzucił je w ciemny kąt, lecz
na samo schowanie było już za późno. Czarownik poraził jego ciało prądem
o wysokim napięciu, co normalnego człowieka doprowadziłoby do śmierci,
tak gada jedynie mocno poparzyło.
— Nie ładnie tak mordować moich
ludzi — rzekł z irytacją umarły. — Ale dobrze, że już się wybudziliście
— dodał zerkając na Manon.
Podszedł do niej spokojnie, jego
zbroja przecierała się z każdym jego krokiem, a stalowe buty uderzały o
kamienne podłoże, które w moment lodowaciało. Brunet próbował szybko się
ocucić, wsłuchując się w jego kroki, co w pewnym stopniu zadziałało,
gdyż ten podniósł się na łapach i chwiejnym krokiem zbliżył się do
umarłego, lecz jego drugi kolega ponowił zaklęcie w prądem, jednocześnie
ciskając jego ciałem o ścianę.
— Ostrożniej z nim — rzucił czarownik, który stał przy blondynce — Chyba nie chcesz go zabić — dodał półszeptem.
— Ale trochę zabawy nie zaszkodzi — odparł z upiornym śmiechem.
— A czemu panienka nie ma związanych dłoni? — spytał pierwszy umarły.
—
Musiała się sama uwolnić — odpowiedział drugi, który zbliżył się do
leżącego jaszczura — Ja bym za to ukarał — dodał zerkając na kobietę.
Wtem
czarownik chwycił blondynkę za szyję i przyszpilił do ściany,
oczywiście używając do tego zaklęcia, po czym szybkim ruchem dłoni
uderzył kobietę w twarz. Jej cichy jęk bólu zirytował gada, lecz jego
ciało było tymczasowo sparaliżowane, przez co mógł tylko patrzeć, jak
umarły oddaje jeszcze dwa takie ciosy w jej delikatną twarz.
—
Zostaw ją — odezwał się trzeci czarownik, który stał w wejściu do celi —
Później ich pomęczycie.Teraz zabezpieczanie gada i zabierzcie zwłoki
strażnika. Po ty wróćcie do sali. — dodał, zaraz oddalając się od
lochu.
Umarły, trzymający blondynkę, od razy ją puścił, natomiast
drugi chwycił za ciało jaszczura i miotnął nim bliżej łańcuchów,
tworząc przy tym kolejne rany na jego ciele. Czarownik dokładnie spętał
jego kończyny oraz dłonie kobiety, po czym opuścili loch, zamykając go
za sobą.
Oby dwoje siedzieli sporo czasu, zanim doszli do siebie,
a szczególnie Connor, który zaczął wracać do ludzkiej formy.
Bursztynowe spojrzenie po raz ostatni zatrzymało się na Manon, po czym
skryło się pod jasnymi powiekami, a donośne warczenie zamieniło się w
krzyk mężczyzny. Towarzyszył mu nie tylko ból samej przemiany, ale także
wszelkie rany, otarcia oraz stłuczenia, przez co brunet zdarł sobie
struny głosowe, pozostając bez głosu. W ciszy dokończył cały rytuał,
kuląc się w sobie i raniąc swoje ciało palcami, które kurczowo zaciskały
się na ramionach. Przeleżał w łańcuchach kolejne kilka minut lub nawet
godzin, czego on kompletnie nie odczuwał. Podniósł się do siadu i oparł o
ścianę, która na szczęście znajdowała się blisko niego. Jego zmęczone
spojrzenie znowu zatrzymało się na blondynce, która dopiero teraz
odwróciła na niego wzrok, przez co na twarzy bruneta pojawił się
zdenerwowany uśmiech.
— Nie powinnaś tutaj być — rzucił mężczyzna
zachrypniętym głosem — Miałaś uciekać z tego parku.. — dodał, nie mogąc
powstrzymać samotnej łzy, która spłynęła po jego policzku.
— Con.. ja.. — zaczęła.
—
Nic nie mów, proszę Cię.. — szepnął brunet — Nie powinniśmy się
poznać.. Wiesz dla czego chodziłem wszędzie sam i nie nawiązywałem
znajomości? — mruknął nerwowo przełykając ślinę — Ze względu na
Umarłych. Dyrektor dobrze o tym wiedział, ale uznał to za mit..
— Nie żałuje naszej znajomości..
—
Nie rozumiesz.. To moja wina, że tutaj jesteś — jęknął mężczyzna i
zbliżył się do kobiety — Gdybyś mnie nie poznała, byłabyś teraz w domu..
w pieprzonym, kurwa, domu — dodał zalewając się nerwowymi łzami.
Brunet
zgiął nogi w kolanach i oparł o nie ręce, natomiast w dłoniach skrył
swoją twarz, która była każdego wieczoru, gdy za dnia nie brał leków. W
tym przypadku nie brał ich od ponad dwóch miesięcy, przez co wszelką
winę przyjmuję na siebie, a samo oddanie mocy uczyni z wielką chęcią,
nawet jeśli to jego zabije..
Manon?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz