Gdy blondynka opuściła mieszkanie bruneta, ten ciężko westchnął i
oparł leniwie głowę o oparcie kanapy. To, co się niedawno wydarzyło,
przerosło go samego, przez co miał tego wszystkie dosyć. Z drugiej
strony nie miał też sił na to wszystko, lecz wiedział, że nie może się
tak łatwo poddać. Zacisnął nerwowo pięści i ciężko odetchnął, podnosząc
się do równego siadu. Musiał działać, lecz nie jutro, nie za tydzień, a
teraz. Szybkim krokiem podszedł do swojej szafy, chwycił za czarną torbę
i wpakował do niej najważniejsze ubrania, po czym sam przebrał się w
wygodniejsze ciuchy. Zerknął na Lokiego, który dość niepewnie przyglądał
się brunetowi.
— Przyjdzie po Ciebie jeszcze dzisiaj — szepnął,
głaszcząc zwierzaka pod pyszczkiem. — Wrócę, jak wszystko się skończy —
dodał, uśmiechając się w duchu.
Ciemnowłosy ogarnął jeszcze
mieszkanie, po czym siadł z telefonem w dłoni i wybrał numer do
dyrektora. Nie chciał do niego dzwonić, więc napisał zaszyfrowaną
wiadomość i zablokował jego numer, po czym przełożył przez ramię, oraz
chwycił za kask z rękawicami, a następnie opuścił mieszkanie. Przy
motocyklu ubrał ochraniacze na siebie, poprawił torbę zawieszając ją na
plecach, po czym wsiadł na jednoślad i wyjechał spod bloku. Skierował
się do swojej starej kryjówki, która znajduje się w strzeżonym parku
narodowym, oddalonym pół godziny drogi od Seattle, lecz to
bezpieczniejsze, niż przebywanie w wielkim mieście. Dostanie się do
samego lasu wymagało pchania motocykla przez kilka kilometrów pod górkę,
żeby nie narobić niepotrzebnego hałasu. Gdy dotarł na miejsce, zastał
drewnianą chatkę, która zdążyła już zarosnąć tutejszymi roślinami.
Odstawił jednoślad pod krzaki, jednocześnie go w nich chowając, po czym
wszedł do środka domku. Jego wnętrze było takie same, jakie zostawił
kilka lat temu, więc nikt normalny nie zapuszczał się w te tereny.
Brunet zamknął za sobą drzwi, rzucił torbę na materac i usiadł na
drewniany krześle. Wyjął ze skórzanej kurtki swój telefon, wybrał numer
do Manon, lecz od razu do niej nie zadzwonił, a wpatrywał się w jej
nazwę kilka minut. Gdy w końcu ułożył logiczny tekst wyjaśnień, kliknął
zieloną słuchawkę i czekał, aż kobieta odbierze. To jednak nie
nastąpiło, więc postanowił zostawić wiadomość głosową..
— Nie
powinienem już do Ciebie dzwonić, wiem, ale musisz coś wiedzieć.
Wyjechałem z miasta dość daleko i nawet mnie nie szukaj.. — westchnął
niepewnie — To.. to dla.. Twojego bezpieczeństwa. Zapomnij o mnie i żyj,
jakbyś mnie nie poznała.. — zakrył usta dłonią, tłumiąc tym oddech
płaczu — Uważaj na siebie, Manon — dodał szeptem i rozłączył połączenie,
po czym wyłączył całkiem telefon.
Oparł się łokciami o kolana i
pozwolił uwolnić się emocją, wylewając łzy irytacji i nerwów, które tak
długo w nim tkwiły. Przetarł twarz i zerknął na pustą ścianę, na której
zaraz wylądowało drewniane krzesło.
Przez dwa tygodnie
praktykował medytację, żywiąc się jedzenie długoterminowym oraz wodą, co
po części osłabiło siłę fizyczną bruneta. Wszystko byłoby dobrze, gdyby
nie nagły przypływ chłodu, który wybudził Connora z transu medytacji.
Szybko podniósł się z drewnianej podłogi, ubrał na siebie bluzę i
wyszedł na zewnątrz. Jego oczom ukazało się trzech czarowników, którzy
odwiedzili go już wcześniej w mieszkaniu.
— Myślałeś, że Cię
nie znajdziemy? — zaśmiał się umarły i podszedł do mężczyzny — To Twoja
ostatnia szansa — mruknął i mocno chwycił gada za szyję.
— Nie poddam się — jęknął brunet, przez co zaraz oberwał cios w brzuch.
Mógł
się tego spodziewać, że ci go znajdą i znów skatują, lecz nie wiedział,
że dojdzie do tego tak szybko. Oberwał kilka razy w brzuch, tors oraz
kończyny, głównie ręce, które chroniły obolałą głowę.
— Zostaw go — rzekł jeden z umarłych — Pójdziemy po jego złotowłosą — dodał z cichym śmiechem.
Mężczyzna
chciał ich powstrzymać, lecz ci zraz zniknęli w portalu, przez co
Connor opadł bezsilnie na podłodze. Nie mógł teraz nic zrobić, lecz do
jego głowy wpadł dość głupi pomysł.
— Chcecie przemiany..? To ją dostaniecie. — pomyślał brunet i oddał się jaszczurczemu genowi.
Z
chatki wydobył się głośny krzyk bólu, połączony z żałosnym płaczem,
który usłyszał prawie cały park narodowy. Po kilku minutach, krzyki
zamieniły się w ciche warczenie, które pobudzały Lacertilia do życia, a
gdy jego ślepia nagle się otworzyły, Connor ujrzał całkiem inny świat.
Szybko przypomniał sobie, po co to zrobił, po czym przybrał
niewidzialność postać i biegiem ruszył w kierunku miasta. Po drodze
teleportował się dwa razy, po czym trafił do bezludnego parku, w którym
znajdowała się Manon, wraz z trójką czarowników. Stali naprzeciwko niej i
coś tłumaczyli, lecz ona sama nie mogła nic zrobić, jakby była
zablokowana magią. To jeszcze bardziej pobudziło gada, który z dużą siłą
skoczył na jednego z umarłych, aby rozproszyć ich zaklęcie, tkwiące na
blondynce.
— Lacertilia.. — mruknął jeden z czarowników.
Connor
powoli ukazał swoją gadzią postać, a bursztynowe ślepia zatrzymały się
na umarłych, którzy patrzyli na niego, jak na swoje dzieło.
— Trzeba było tak od razu — rzekł czarownik, który wcześniej został powalony przez gada.
Brunet
widział, co robi, i że robi to, co trzeba. Swoją osobą odciągnął
oprawców od blondynki, która wycofała się z pola walki, natomiast
ciemnowłosy uciekł w las, ciągnąć za sobą mroźny konwój umarłych.
Skończyło się to tym, że Lacertilia został brutalnie schwytany i zabrany
do zamku czarowników. Jednakże z jaszczurki mocy nie wyciągną, więc
będą musieli przywrócić jego ludzką postać, a następnie wymusić jego
ponowną przemianę..
Manon?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz