27.07.2019

Od Connora CD Manon

   Gdy blondynka opuściła mieszkanie bruneta, ten ciężko westchnął i oparł leniwie głowę o oparcie kanapy. To, co się niedawno wydarzyło, przerosło go samego, przez co miał tego wszystkie dosyć. Z drugiej strony nie miał też sił na to wszystko, lecz wiedział, że nie może się tak łatwo poddać. Zacisnął nerwowo pięści i ciężko odetchnął, podnosząc się do równego siadu. Musiał działać, lecz nie jutro, nie za tydzień, a teraz. Szybkim krokiem podszedł do swojej szafy, chwycił za czarną torbę i wpakował do niej najważniejsze ubrania, po czym sam przebrał się w wygodniejsze ciuchy. Zerknął na Lokiego, który dość niepewnie przyglądał się brunetowi. 
— Przyjdzie po Ciebie jeszcze dzisiaj — szepnął, głaszcząc zwierzaka pod pyszczkiem. — Wrócę, jak wszystko się skończy — dodał, uśmiechając się w duchu.
Ciemnowłosy ogarnął jeszcze mieszkanie, po czym siadł z telefonem w dłoni i wybrał numer do dyrektora. Nie chciał do niego dzwonić, więc napisał zaszyfrowaną wiadomość i zablokował jego numer, po czym przełożył przez ramię, oraz chwycił za kask z rękawicami, a następnie opuścił mieszkanie. Przy motocyklu ubrał ochraniacze na siebie, poprawił torbę zawieszając ją na plecach, po czym wsiadł na jednoślad i wyjechał spod bloku. Skierował się do swojej starej kryjówki, która znajduje się w strzeżonym parku narodowym, oddalonym pół godziny drogi od Seattle, lecz to bezpieczniejsze, niż przebywanie w wielkim mieście. Dostanie się do samego lasu wymagało pchania motocykla przez kilka kilometrów pod górkę, żeby nie narobić niepotrzebnego hałasu. Gdy dotarł na miejsce, zastał drewnianą chatkę, która zdążyła już zarosnąć tutejszymi roślinami. Odstawił jednoślad pod krzaki, jednocześnie go w nich chowając, po czym wszedł do środka domku. Jego wnętrze było takie same, jakie zostawił kilka lat temu, więc nikt normalny nie zapuszczał się w te tereny. Brunet zamknął za sobą drzwi, rzucił torbę na materac i usiadł na drewniany krześle. Wyjął ze skórzanej kurtki swój telefon, wybrał numer do Manon, lecz od razu do niej nie zadzwonił, a wpatrywał się w jej nazwę kilka minut. Gdy w końcu ułożył logiczny tekst wyjaśnień, kliknął zieloną słuchawkę i czekał, aż kobieta odbierze. To jednak nie nastąpiło, więc postanowił zostawić wiadomość głosową..
— Nie powinienem już do Ciebie dzwonić, wiem, ale musisz coś wiedzieć. Wyjechałem z miasta dość daleko i nawet mnie nie szukaj.. — westchnął niepewnie — To.. to dla.. Twojego bezpieczeństwa. Zapomnij o mnie i żyj, jakbyś mnie nie poznała.. — zakrył usta dłonią, tłumiąc tym oddech płaczu — Uważaj na siebie, Manon — dodał szeptem i rozłączył połączenie, po czym wyłączył całkiem telefon.
Oparł się łokciami o kolana i pozwolił uwolnić się emocją, wylewając łzy irytacji i nerwów, które tak długo w nim tkwiły. Przetarł twarz i zerknął na pustą ścianę, na której zaraz wylądowało drewniane krzesło.
   Przez dwa tygodnie praktykował medytację, żywiąc się jedzenie długoterminowym oraz wodą, co po części osłabiło siłę fizyczną bruneta. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie nagły przypływ chłodu, który wybudził Connora z transu medytacji. Szybko podniósł się z drewnianej podłogi, ubrał na siebie bluzę i wyszedł na zewnątrz. Jego oczom ukazało się trzech czarowników, którzy odwiedzili go już wcześniej w mieszkaniu.
— Myślałeś, że Cię nie znajdziemy? — zaśmiał się umarły i podszedł do mężczyzny — To Twoja ostatnia szansa — mruknął i mocno chwycił gada za szyję.
— Nie poddam się — jęknął brunet, przez co zaraz oberwał cios w brzuch.
Mógł się tego spodziewać, że ci go znajdą i znów skatują, lecz nie wiedział, że dojdzie do tego tak szybko. Oberwał kilka razy w brzuch, tors oraz kończyny, głównie ręce, które chroniły obolałą głowę.
— Zostaw go — rzekł jeden z umarłych — Pójdziemy po jego złotowłosą — dodał z cichym śmiechem.
Mężczyzna chciał ich powstrzymać, lecz ci zraz zniknęli w portalu, przez co Connor opadł bezsilnie na podłodze. Nie mógł teraz nic zrobić, lecz do jego głowy wpadł dość głupi pomysł.
Chcecie przemiany..? To ją dostaniecie. — pomyślał brunet i oddał się jaszczurczemu genowi.
Z chatki wydobył się głośny krzyk bólu, połączony z żałosnym płaczem, który usłyszał prawie cały park narodowy. Po kilku minutach, krzyki zamieniły się w ciche warczenie, które pobudzały Lacertilia do życia, a gdy jego ślepia nagle się otworzyły, Connor ujrzał całkiem inny świat. Szybko przypomniał sobie, po co to zrobił, po czym przybrał niewidzialność postać i biegiem ruszył w kierunku miasta. Po drodze teleportował się dwa razy, po czym trafił do bezludnego parku, w którym znajdowała się Manon, wraz z trójką czarowników. Stali naprzeciwko niej i coś tłumaczyli, lecz ona sama nie mogła nic zrobić, jakby była zablokowana magią. To jeszcze bardziej pobudziło gada, który z dużą siłą skoczył na jednego z umarłych, aby rozproszyć ich zaklęcie, tkwiące na blondynce.
— Lacertilia.. — mruknął jeden z czarowników. 
Connor powoli ukazał swoją gadzią postać, a bursztynowe ślepia zatrzymały się na umarłych, którzy patrzyli na niego, jak na swoje dzieło.
— Trzeba było tak od razu — rzekł czarownik, który wcześniej został powalony przez gada.
Brunet widział, co robi, i że robi to, co trzeba. Swoją osobą odciągnął oprawców od blondynki, która wycofała się z pola walki, natomiast ciemnowłosy uciekł w las, ciągnąć za sobą mroźny konwój umarłych. Skończyło się to tym, że Lacertilia został brutalnie schwytany i zabrany do zamku czarowników. Jednakże z jaszczurki mocy nie wyciągną, więc będą musieli przywrócić jego ludzką postać, a następnie wymusić jego ponowną przemianę..

Manon?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics