9.07.2019

Od Etienne CD Vinony

Każdy, kto kiedykolwiek zasmakował studenckiego życia powie, że najlepszymi elementami edukacji wyższej, czy to na jakimś niewielkim collegu, czy to na uczelniach rzędu Harvardu czy Stanfordu, są imprezy, organizowane w akademikach. Bowiem czego chcieć więcej?
Grupa młodych ludzi, podsycana alkoholem, hormonami i narkotykami, do tego muzyka, na którą po czasie już nikt nie zwracał większej uwagi. Byleby się bawić, tańczyć, spełnić swe najskrytsze żądze. Stał oparty o ścianę przy rozkładanym barku, a raczej zwykłym plastikowym stoliku, okrytym jakimś poplamionym papierowym obrusem, gdzie co rusz nowi przybysze stawiali tanie alkohole. Szczerze mówiąc, Etienne nie spodziewał się niczego więcej, dlatego gdy tylko wszedł do środka i rozpoznał znajome twarze, wyciągnął spod płaszcza różowe wino z Lidla, jakie postanowił przynieść, aby nie torturować swych kubków smakowych piwem z Walmartu czy innych Targetów. Liczyła się m a r k a, a faktem było, że wszystko, co europejskie, dobrą marką było. Zwłaszcza, jeśli pochodziło z Francji czy Niemiec. Przynajmniej zdaniem La Fayette.
— Dzięki za zaproszenie — powiedział do znajomego jeszcze z czasów studiów, który to po skończonej rozmowie z jakimiś studentkami z pierwszego roku podszedł, chociaż z perspektywy nadal trzeźwego Belga bardziej przytoczył, do białowłosego. Młodzieniec wyszczerzył się szeroko i objął drobnego absolwenta, klepiąc go między łopatkami. Z czystej uprzejmości Pierre uśmiechnął się, chociaż fakt, że jego nowa zielona koszula w kwiaty z szerokimi rękawami, jakiej szukał po całym internecie, jest właśnie dotykana przez upitego śmiertelnika, nie do końca się mu podobał.
— Ciebie bym nie zaprosił? Proszę. Jesteśmy przecież studenckimi braćmi. Przeżyliśmy ze sobą tyle rzeczy, chuj, wszystko przeżyliśmy! Pamiętasz, jak byliśmy tutaj na drugim roku? Jak zaliczyłem tę dziewczynę z chemicznego? Jak się nazywała? Namira? — Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, co Etienne odwzajemnił, ukazując jasne zęby.
— To nie było ta sama impreza, kiedy pobiłem swój rekord z ostatniego zjazdu?
Oboje wybuchnęli śmiechem na tyle głośnym, aby stojący w pobliżu ludzie zwrócili na nich chwilowo uwagę.
— Nie bez powodu nazywali cię Lodowym Księciem — Absolwent zniżył głos, gdy na jego twarzy pojawiły się rumieńce. Krytyk przewrócił oczami, po czym powiódł jeszcze raz spojrzeniem po zebranych, skupiając się na grupie, która rozsiadła się na wolnym kawałku podłogi. Już miał wysuwać jednoznaczne konkluzje, gdy dostrzegł leżącą między nimi butelkę. Przypomniał sobie o istnieniu pewnej niewinnej (w założeniu) gry towarzyskiej. Upił solidny łyk wina z prawie pustej do połowy butelki, a następnie skinął głową na tłumek.
— Niewiele się zmieniło, uwierz, Rick. Przechodząc na inny temat. Tamci — Richard zerknął w tym samym kierunku gdzie Etienne i uniósł lekko brwi — Oni na pewno nie są za młodzi na takie imprezy?
— Ten co właśnie siada to Arthur, brat mojego kumpla. On studiuje tutaj, więc nie ma problemu. Te młode dwie z tego co słyszałem to z tej całej Diamond Academy..
— Emerald Academy — poprawił go odruchowo La Fayette. Młodzieniec machnął ręką, pechowo tą z czerwonym kubkiem z piwem, przez co płynna zawartość znalazła się na podłodze. Belg spojrzał na to z niesmakiem, lecz postanowił przemilczeć sytuację.
— Jak zwał, tak kurwa zwał. Buda dla odmieńców, tyle — Richard wypił w jednym łyku to, co mu zostało, po czym spojrzał kątem oka na towarzysza — Ty tam nie chodziłeś? Wyglądasz jakoś tak no... Inaczej. Na pewno nie jesteś mutantem?
— Słyszałeś o czymś takim jak farba do włosów czy soczewki kontaktowe, czy umknęło to twojej uwadze? — Etienne potrząsnął głową i także napił się wina. Przez długą chwilę wpatrywał się w grających do momentu, aż jakaś para wstała z podłogi. Jego lubieżny umysł od razu podsunął jednoznaczną myśli.
— Stawiam dziesięć dolców, że wpadną, bo tej Arthur nie wygląda na takiego, co wie, kiedy wyciągnąć.
Wybuchnęli śmiechem godnym podrzędnych nastolatków, widzących, że innym ludziom powodzi się w życiu miłosnym lepiej niż im. Belg podniósł nieco podbródek i wciągnął w płuca powietrze. Od razu wyczuł znany mu kwaśny dym. Mimo, że nie mógł tego ujrzeć, jego źrenice od razu się rozszerzyły. Nie umknęło to uwadze Ricka.
— Zwietrzyłeś zioło, nie?
— Wiesz, kto je ma? I za ile?
— Mogę ci załatwić. Ten, co to pewnie przyniósł, o tej porze jest tak nawalony, że dziecko by go okradło z towaru — Absolwent wziął z "barku" puszkę piwa, jaką zręcznie otworzył. Ręce Etienne zaczęły się już mu trząść na myśl o zaciągnięciu się ziołowym dymem. Dlatego, kiedy tylko skręt trafił w jego dłonie, wygrzebał jakoś zapalniczkę z kieszeni i odpalił nierówno zwiniętą bibułkę. Uśmiechnął się błogo i przymknął na chwilę oczy. Gdy je otworzył, ujrzał, jak drzwi do pokoju, w jakim zniknęła "para" otwierają się, a ze środka wychodzi jedna z tych młodszych dziewczyn, jakie dostrzegł wcześniej. Jej pomięte nieco, niedbale zapięte ubrania zwróciły uwagę krytyka, który w klubie widział już podobnie wyglądających ludzi. Zazwyczaj nie zwiastowało to nic dobrego. Odłożył pustą butelkę wina na stolik, przeprosił Richarda, streszczającego mu właśnie kolejny nudny dzień w fabryce, po czym podążył za dziewczyną. Starał się utrzymać w odpowiedniej odległości, ostatnie, czego chciał, to oskarżenie o polowanie na samotne uczennice. Trudno jednak było nie wyglądać podejrzanie, gdy tłumek przerzedził się, a jego cel się nie zatrzymał. Dopiero wtedy przyspieszył, po drodze zaciągając się skrętem. Ot, dla odwagi.
— Hej, młoda. Wszystko w porządku? Gdzie tamten koleś? — Kiedy zwróciła na niego uwagę, zatrzymał się i wskazał pomalowanym na szmaragdowo paznokciem, na jakim, cholera, zauważył już odpryski na jej ubrania — On ci chyba tego nie zrobił, nie? Mam nadzieję, bo jak wezwiemy policję, to połowa z nas skończy w celi. Ty chyba też, mam takie wrażenie.

Vinona?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics