Moje kroki rozbrzmiewały w rytm piosenki, która dudniła w moich uszach
ze słuchawek podłączonych do telefon wsadzonego w tylną kieszeń spodni.
Otulała mnie ciemność lasu, przez który wracałam do domu. Wiedziałam, że
nie jedna osoba bałaby się wracać tą drogą jednak ja przyzwyczajona
byłam już do braku światła. Wolałam funkcjonować w czasie nocy niż dnia.
Wtedy jakby miałam więcej energii, a przede wszystkim chęci na robienie
niemożliwego i tego co nie zawsze zgodne jest z prawem. Tak, jako major robiłam nie zawsze to co należy. Jak chyba każdy. Wbiegłam
właśnie na drogę, która prowadziła do ostatniego domu w tej okolicy.
Czyli mojego. Moja babcia kochała samotność, pewnie po niej to
odziedziczyłam. Spojrzałam na niebo, które było już całe w gwiazdach,
kochałam ten widok. Uspokajał mnie w jakiś dziwny, a zarazem piękny
spokój. Czułam wtedy, że jestem tylko ja i one. Jakby wszystko wokół
zniknęło i przestało mieć znaczenie na tym okrutnym świecie. Zatrzymałam
się by jeszcze chwilę na nie popatrzeć. Wsłuchałam się jeszcze bardziej
w słowa piosenki lecące z słuchawek i zamknęłam oczy widząc nawet pod
powiekami te piękne zjawisko. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na drogę, za
jakieś pięć minut będę w domu. Ruszyłam więc truchtem rozciągając się
by nie robić tego później. Zaoszczędzę w ten sposób swój jakże cenny
czas. Kiedy podbiegłam już pod furtkę zauważyłam Hadesa, który czekał na mnie po drugiej stronę bramy. Wyjęłam słuchawki z uszu i usłyszałam jak pies szczeka wesoło. Uśmiechnęłam się przez jego zachowanie i otworzyłam furtkę wchodząc na podwórko. Pies od razu do mnie podbiegł i wskoczył na mnie. Jego przednie łapy były na moim brzuchu, a on sam lizał mnie już po twarzy.
- Hades - powiedziałam do niego, a ten od razu odpił się łapami ode mnie i stanął na ziemi.
- Nie ważysz pięciu kilo psino - rzekłam i pogładziłam go pomiędzy uszami jak lubił najbardziej. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę domu by tam wziąć na spokojnie prysznic i położyć się spać. Wyjęłam telefon i spostrzegłam, że mam osiemnaście nieodebranych połączeń. Kto może dzwonić o tej godzinie. Bellami. Nikt inny. Nie myliłam się oczywiście. Oddzwoniłam więc do chłopaka. Odebrał zaraz po trzecim sygnale.
- Hey siostrzyczko - powiedział, a ja wywróciłam oczami wiedząc, że już jest pijany. Jak zawsze. Alkoholik normalnie. Westchnęłam i otworzyłam drzwi do swojego domu wchodząc.
- Co chcesz? - zapytałam od razu bo wiedziałam, że gdy jest pijany to coś chce. Zwykle podwózki, nieraz mojego stanowiska, nieraz kasy. Zależy od dnia. W poniedziałki, środy i weekendy zwykle prosił o podwózkę.
- Podwiozłabyś mnie? No i wiesz znów grałem w karty. Jakbyś pożyczyła mi trochę kasy - powiedział i wiedziałam, że drapie się po karku. Mój brat miał pięćdziesiąt trzy lata, a zachowuje się jak osiemnastolatek. Oczywiście jest taki jak ja. On jednak wykorzystuje swoich gości. Nie zawsze jednak żyje z nimi w zgodzie dlatego nie chcą mu pomóc. Znów przegrał bo chciał oszukać. Jak zawsze próbuje być przed wszystkimi.
- Podwiozę cię. Ale nie pożyczę ci kasy. Zalegasz u mnie z prawie dziesięcioma tysiącami. Mam w dupie, że ktoś ci wpierdoli - rzekłam i weszłam do kuchni wcześniej zdejmując buty. Sięgnęłam do półki po szklankę by nalać sobie soku, który wyjęłam z lodówki.
- Siostrzyczko... oddam co do złotówki - powiedział i chyba wyszedł na dwór ponieważ muzyka trochę ucichła.
- Nie. Wyślij mi adres. Umyje się i przyjadę po ciebie - rzekłam i rozłączyłam się od razu podniosłam do ust szklankę z sokiem i upiłam. Chłód przeszedł przez mój organizm, a ja odłożyłam napój i ruszyłam na górę do swojej łazienki. Musiałam wziąć szybki prysznic i przebrać się.
~~~~**~~~~
Kiedy podjechałam pod miejsce, z którego miałam odebrać brata spostrzegłam, że jest to stary klub. Obskurne okna, a w nich kraty. Kurz i pajęczyny, zapewne są tam jakieś trupy. Typowe miejsce, w którym można spotkać mojego brata. Westchnęłam i wysiadłam ze swojego samochodu. Wyjęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego. Zaciągnęłam się nikotyną i oparłam o samochód. Czekałam na chłopaka w kompletnej ciemnicy. W sumie nie jest to dziwne. Niedawno na zegar wkradła się liczba 2.38. Westchnęłam zrezygnowana. Było mu odmówić głupia dziewucho. To mój brat. Wykorzystuje cię. Wiem Eleonoro. Wiem ty stara czarownico. Nie jestem w cale taka stara! Powiedziała swoim oburzonym głosem. Wiedziałam, że już się nie odezwie. Była obrażona. Eleonora jest czarownicą. Jej wiedza często się przydaje. Rozróżniam przez to wiele ziół, zaklęć i przed wieloma umiem się chronić. Ja umiem. Oj tak tak... Prychnęłam i rzuciłam peta na ziemię. Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam czy Bell mi odpisał. "Idę". No to chodź. Wzięłam kolejnego papierosa i jak wcześniejszego odpaliłam go.
- Co taka ślicznotka tutaj robi o tej porze dnia - usłyszałam nagle. Spojrzałam na jakiegoś chłopaka, miał maksymalnie trzydzieści lat. Widać było, że dawno się nie golił. Jego oczy były niebieskie, a włosy zdecydowanie za długie.
- To co i ty - odpowiedziałam jedynie i zaciągnęłam się papierosem.
- Jaka śmiałą - rzekł i zbliżył się do mnie o krok. Moje mięśnie natychmiast zacisnęły się, a pistolet, który zawsze miałam ukryty za paskiem zaczął jakby piec moje ciało.
- Jaki natarczywy - powiedziałam dalej udając, że jestem spokojna. Chłopak zrobił krok w moją stronę z lekkim uśmiechem. Chciał mnie dotknąć jednak ja szybko zbiłam jego rękę i przypaliłam go papierosem. Syknął zły, a ja uniosłam jedną brew w geście pytania.
- Zmarnowałeś mi fajka - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Już wiedziałam, że chłopak mimo wzrostu i wagi nie może się ze mną równać. Powiedzmy jednak szczerze. Nie zawsze wychodzi się bójek cało.
- Ty mala szmato - rzekł, a ja przekręciłam lekko głowę na lewo. Chłopak nagle wyjął broń. Rewolwer alfa błyszczał z powodu światła odpijanego od latarni.
- Odsuń się od samochodu - powiedział drżącym głosem. Pochyliłam głowę i prychnęłam. On mi mówił co ma robić? Zatańczmy więc. Odbiłam się od samochodu w jednym czasie wyjmując także broń. Załadowałam ją jednym płynnym ruchem i wymierzyłam w stopę chłopaka. Ten nim wystrzelił już miał przebitą nogę dlatego jego broń poszła do górę. Napój zapewne uderzył w latarnie. Podbiegłam do chłopaka i chwyciłam za jego broń. A swojego glocka przyłożyłam do jego klatki piersiowej.
- Puść - powiedziałam, a on od razu wykonał moje polecenie. - Dobry piesek - dodałam i zabrałam mu broń.
- Należy się nagroda - rzekłam i uderzyłam go glockiem w skroń przez co tylko jęknął cicho i od razu zamknął swoje powieki tracą przytomność. Podniosłam się z ziemi, a za sobą usłyszałam ciche prychnięcie.
- Znowu kogoś zabiłaś? - zapytał mój brat. Odwróciłam się do niego i wymierzyłam w jego stronę broń.
- Żebym i ciebie nie zabiła. Wsiadaj do samochodu - powiedziałam. A on wywrócił jedynie oczami i wsiadł posłusznie do auta. Rozejrzałam się po terenie i zauważyłam w cieniu latarni postać. Patrzyła w prost na mnie. Zaczęłam iść z jej stronę chcąc się dowiedzieć ile wie.
- Wracajmy. Nic nie powie - powiedział Bellami widząc moje zdenerwowanie. Westchnęłam i stwierdziłam, że wolę wrócić do domu. Przecież kto wysłucha bezdomnego faceta, który śmierdzi alkoholem? Jeśli nawet ktoś to zrobi. Dopilnuje by nikt nie dowiedział się, że to ja sprawiłam mu krzywdę. Choć raczej nawet nie pójdzie na policje. Posiadanie broni. on raczej nie ma pozwolenia. Bardziej interesuje mnie ta tajemnicza osoba, która wszystko widziała.
Ktoś?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz