Czarownik wsłuchiwał się w ciszy w słowa demona, kiwając jedynie nieznacznie głową w miejscach, jakie wydawały się mu do tego odpowiednie. Nie komentował, co do niego niepodobne, a jedynie słuchał i analizował, co ten mówi. Co mówi na jego temat, zwłaszcza. Te stwierdzenie o rozpuszczonym dzieciaku uderzyło go najbardziej. Nigdy nie słyszał tego mówionego na poważnie. To znaczy, jak tak teraz zaczął nad tym myśleć, wpatrując się tylko w czubek poruszającego się po kartce ołówka, zapewne ci wszyscy ludzie, którzy określali go gnojkiem czy rozpieszczonym gnojkiem naprawdę mieli to na myśli, lecz Ashton, zapatrzony w czubek swego nosa, przesuwał ich słowa pod kategorię żartów. Bowiem ktokolwiek mógłby uznać, że coś jest z nim nie tak? Przecież był idealnym przykładem kogoś, przy którego boku aż chce się iść. Chce się wychodzić na spacery, na imprezy czy po prostu spędzić czas. Czarownik był zbyt zapatrzony w siebie, aby dostrzec, że jego znajomi znikają. Jeden po drugim, aż w końcu telefon zamilkł na dobre, a żadna nowa wiadomość nie pojawiała się na pasku powiadomień. Dopiero wtedy zaczął czuć samotność. Jeszcze na początku myślał, że to chwilowe problemy, że wszystko się ułoży. Lecz to nadal się ciągnęło, więc Crowley zaczął się zastanawiać. Co takiego im się stało, że go zostawili? Coś im się odwidziało? Zostali zmanipulowani?
Nie dopuszczał myśli, że coś może być nie tak z nim, a nie z innymi. Aż do momentu, gdy spotkał tego pracownika kawiarni, na którego wpadł przypadkiem. Nie mógł na niego wpłynąć nazwiskiem, swym stanem czy innymi rzeczami, jakie prezentował ludziom, spotkanych na wystawnych sabatowych przyjęciach. Stał przed nim ogołocony ze wszystkich dóbr, jakie dawały mu początkowo lepszy start w poszczególnych relacjach. Przekonał się, że nie działa na niego taka sama taktyka, jaką dotychczas stosował.
— Masz rację — powiedział cicho, gdy Azjata oddalił się w głąb kawiarni, aby najpewniej wykonać swoją pracę. Brunet pokręcił lekko głową i przymknął oczy, dziwnie piekące go w kącikach. Był w tej chwili mieszaniną emocji. Po raz pierwszy od wielu lat znalazł się w takiej sytuacji, kiedy nie wiedział, co miał zrobić, co uczynić, co dalej począć. Spiął się lekko na stołku i zerknął przez ramię na drzwi. Mógłby wyjść, nie oglądać się już za siebie i zapomnieć o tym chłopaku, który był w stanie przejrzeć jego iluzję. Mógł też uczynić coś, co byłoby dla niego jeszcze trudniejsze niż wyrzucenie z umysłu tego spotkania.
Odetchnął cicho i uniósł delikatnie kąciki ust. Podniósł powieki, aby przejrzeć się w ekranie zablokowanego telefonu. Nie, to nadal wyglądało zbyt sztywno. Jeszcze raz spróbował się uśmiechnąć. Lekko, ciepło, naturalnie. Po jakimś czasie, akurat w chwili gdy słyszał, że demon oraz kobieta, jaką znał z domu, Natalie, kończą rozmawiać z ostatnimi gośćmi, był zadowolony z efektu. Może był to mały gest, pewnie nic nie znaczący dla typowego człowieka, lecz dla Ashtona był jak krok milowy na drodze w stronę bycia chociaż troszkę lepszą osobą. Lepszą przynajmniej, niż był teraz. Następnie rozejrzał się, chłonąc spojrzeniem wystrój tego miejsca. Był przyjemny dla oka, można powiedzieć, że przytulny. Przyjrzał się nieco dłużej dekoracjom, pochwalił w duchu zamysł ich autora i wyczucie. Walczył ze sobą, aby nie wtrącić niczego krytycznego, co było niesamowicie trudne po tak długim wcielaniu się w zupełnie inną, niezdolną do tego personę. Wtedy nadszedł sprzedawca, więc brunet podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się nieco szerzej.
— Miło, że już wróciłeś — powiedział czarownik, po czym nieco speszony przeniósł wzrok na rysunek, z jakim zdołał się już zapoznać — Naprawdę masz talent. O wiele większy niż ja. To cieniowanie.. — Młodzian przesunął lekko palcem nad wybranym obszarem, uważając, aby drżącą lekko ręką nie zmazać starannie narysowanych linii — Bardzo mi się podoba.
Brunet zamilkł na dłuższą chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. Aby nie wyjść na gbura czy kogoś podobnego, udał, że studiuje dokładniej szkic, nie odnosząc się do postaci, jaką przedstawiał.
— Chyba ci się nie przedstawiłem, prawda? Nazywam się Ash. A ty? — Nastolatek zaśmiał się nieśmiało i przeciągnął mechanicznie zgiętym palcem po policzku — Kiedyś łatwiej przychodziło mi nawiązywanie nowych znajomości... Nie wiem jak ty, ale zawsze to jest dla mnie stresujące. Możesz powiedzieć za mało, lub za dużo. Nie jestem pewien, co jest gorsze.
Daewon?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz