Eliott ze zmrużonymi oczyma wpatrywał się w znajomego czarodzieja niby układając sobie w głowie odpowiedni plan zastanawiając się od razu, czy może on wypalić. Niby i tak zrobił dla niego dużo wynajdując tą całą księgę w bibliotece, do której raczej nie każdy miał dostęp, ale blondyn czuł niedosyt i za wszelką cenę musiał spotkać się z matką. Przynajmniej ją zobaczyć, usłyszeć, cokolwiek. Gdy był sam wśród głosów, czasami przebił się przez nie ten matki, który był łagodny i wręcz kojący, ale Eliottowi to nie starczało. Postukał palcami w okładkę starej książki i w końcu pokiwał głową.
- Dobra, to zrobimy tak. Zakładam, że chodzisz do tej akademii? Co ty na to żebym cię jutro z niej odebrał, a ty byś mi pokazał swoje czary mary, dzięki którym skontaktuję się z matką? - zaproponował z pewnością siebie, mając jednak nadzieję, że uda mu się ustalić to spotkanie.
- Ale... - brunet zmarszczył brwi widocznie niezadowolony ryzykownym pomysłem Eliotta, lecz ten nie pozwolił mu dokończyć.
- No wiem, wiem, że to niebezpieczne i takie tam - przewrócił oczami cofając się nieco, aby oprzeć się o maskę swojego auta - Strasznie mi zależy na tym spotkaniu, rozumiesz? Jeżeli obawiasz się konsekwencji to nic, znajdę jakiegoś innego czarodzieja - wzruszył ramionami odwracając wzrok.
- Kończę o 16 - wycedził przez zęby od razu odwracając się na pięcie, po czym zniknął za rogiem.
Eliott szczerze zadowolony z siebie, zaśmiał się pod nosem i w końcu wsiadł do auta. Od razu je odpalił i ruszył w drogę powrotną. W tej chwili nie uważał już na prędkość, jaką jechał, bo ulice Seattle o tej porze były praktycznie puste, a sygnalizacje świetlne migały tylko żółtym światłem. Takim sposobem chłopak szybko dojechał na miejsce, a swoje walizy zostawił w bagażniku nie mając zamiaru już wnosić ich na trzecie piętro. Wchodząc po schodach starego budynku natknął się na widocznie nieco zjaranego faceta, który zjechał Eliotta zabawnym spojrzeniem. Siedział rozwalony na schodach, jakby to była najwygodniejsza kanapa świata i nie wyglądało na to, żeby w planach miał się nieco przesunąć.
- Ruszysz łaskawie dupsko o kilka centymetrów, czy mam ci w tym pomóc? - burknął zmęczony Eliott, który miał po dziurki w nosie takich akcji w swoim budynku mieszkalnym.
- Ojej, jak chamsko - zaśmiał się wywracając oczami i najwidoczniej nie był świadomy co się dzieje dookoła.
- W takim razie pomogę - uśmiechnął się sztucznie i pstryknął w palce, tym samym wytwarzając pod nogami faceta mały płomień.
- Kurwa! - widocznie przerażony, że powoli palą się jego i tak już porwane buty, zerwał się z miejsca i zbiegł kilka pięter prawdopodobnie, żeby wsadzić stopy w śnieg.
Usatysfakcjonowany chłopak wszedł wyżej od razu szukając kluczy w kieszeni kurtki. Po długiej podróży w końcu mógł zdjąć przemoczone od śniegu buty i walnąć się na kanapę. Jak zawsze wskoczył na niego Rhino pokrywając całą twarz chłopaka obrzydliwą śliną, więc ten zepchnął go jak najszybciej się dało. Zniesmaczony pies podreptał do drzwi wejściowych i zanurkował nosem do torby właściciela. Wyczuwając w niej coś o dosyć specyficznym zapachu, od razu złapał tajemniczy przedmiot w zęby i przyniósł Eliottowi. Była to oczywiście stara księga, której okładkę przebiły ostre zęby wilczura. Eliott zerwał się i syknął widząc w jakim stanie jest już książka, którą pewnie będzie musiał zwrócić Ashtonowi. Przyjął jednak od Rhina prezent delikatnie go odpychając, gdyż nowy przedmiot zbyt bardzo mu się spodobał. Blondyn wygodnie usadowił się na kanapie i nakrywając się kocem, przystąpił do lektury zupełnie nie wiedząc, czego może się po niej spodziewać.
Chłopak uniósł ciężkie powieki rozglądając się dookoła. Czuł się jak na zupełnym haju, a przecież zeszłego wieczoru niczym go sobie nie umilał. Dopiero po chwili zauważył, że przysnął czytając o swojej rasie w tej samej pozycji, w jakiej wczoraj do tego przysiadł. Nieco zakłopotany wygrzebał spod koca telefon, na którym godzina wskazywała 15:30. Zerwał się z miejsca na równe nogi nie zauważając psa, na którego ogon musiał nastąpić. Wilczur warknął głośno, ale tylko zirytowany odczekał, aż Eliott odejdzie i będzie mógł spowrotem się ułożyć. Chłopak od razu poleciał do łazienki, gdzie wziął prysznic i się przebrał nawet nie patrząc co na siebie zakłada. Z lodówki wygrzebał coś do przegryzienia, a gdy miał buzię pełną kanapek, wybrał numer do Kelly by przeprosić za jego dzisiejszą nieobecność w pracy. Będzie musiał się jej nieźle za to odwdzięczyć, bo nie ma mowy żeby dziewczyna wybaczyła mu taki wybryk. Gdy nikt nie odebrał, nagrał jej wiadomość głosową, gdyż pewnie obsługiwała obecnie jakiegoś klienta i nie miała jak gadać. Eliott pospiesznie dokończył jeść, pożegnał psa i zakładając kurtkę oraz buty wybiegł z mieszkania. Dzięki jego prędkości, niebawem był już w aucie i wyjeżdżał ze starego blokowiska. Na jego szczęście, znał drogę do akademii, o której sporo słyszał jednak nie miał okazji do niej uczęszczać. Zatrzymał się na parkingu raczej nie zwracając uwagi na to, jak źle się ustawił i pozostało mu czekać na Ashtona. Było już w pół do piątej, a Eliott dopiero wyłapał jego osobę zmierzającą w kierunku forda. Młodszy chłopak wsiadł do środka od razu opatulając się swoim płaszczem. Eliott widząc to podkręcił nieco ogrzewanie i spojrzał na bruneta.
- Cześć. Więc gdzie mam jechać? - uśmiechnął się, co było do niego bardzo podobne w takiego typu sytuacjach.
- Nakieruję cię - wyburczał w kołnierz płaszcza, który w tym momencie sięgał mu do nosa.
Eliott tylko pokiwał głową i wycofał z parkingu, a następnie ruszył w stronę, w jaką nakazał mu pasażer. Po drodze nie obyło się bez pomyłek ze strony Eliotta, który to skręcał w złą uliczkę albo ignorował wskazówki Ashtona twierdząc, że ten zna dobre skróty. Po długiej, ale i nerwowej drodze, w końcu ogar trafił i zaparkował pod najbliższym budynkiem gdzie znalazł miejsce parkingowe.
- Już więcej z tobą nie jeżdżę - rzucił zniesmaczony Ashton i od razu wysiadł z samochodu zatrzaskując za sobą drzwi.
- Super, nie zmuszam - Eliott również wysiadł i spiorunował czarownika równie zirytowanym spojrzeniem - Dobra, w takim razie prowadź mnie do swojego magicznego kociołka - rzucił, a widząc zmęczone spojrzenie towarzysza tylko dodał - No co?
Ashton?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz