Gdy przed zgrupowaniem otworzył się portal, a starszy czarownik wspomniał coś o pobliskim podsłuchu, do uszu Harriet dobiegł dźwięk łamiących się liści oraz ciężki oddech jakiegoś stworzenia. Jasnowłosa lekko zmarszczyła brwi i w skupieniu przeleciała wzrokiem po murze, po czym zatrzymała się na niewielkiej wyrwie, skąd dochodził wcześniej wspomniany dźwięk. Vivianne dostrzegła zaniepokojenie swojej żywicielki, więc i ta skierowała tam swoje obojętne spojrzenie.
— Myślę, że dobrym pomysłem będzie stąd po prostu zniknąć — stwierdziła czarnowłosa wampirzyca i wskazała na wielkie poroże zmutowanego stworzenia, które tylko czekało na odpowiedni moment — Chyba, że ktoś woli stać się czyimś posiłkiem — mruknęła wnet się ulatniając.
— Racja. Idziemy — przyznała Nelly, która jako pierwsza weszła w portal.
Reszta grupy uczyniła to samo, a gdy ostatnia osoba zniknęła za kręgiem magii, zza krzaków wybiegło mocno zmutowane zwierze, które naturalnie nie ma prawa bytu. To jednak nie było już zmartwieniem, gdyż nadludzie znaleźli się w bezpieczniejszym miejscu, lecz bardziej przepełnionym magią, co szczególnie wyczuła Vivianne, rozglądając się po pomieszczeniu.
— Nienawidzę portali — westchnęła Harr i zerknęła na berserka, który tylko wzdrygnął ramionami.
— Usiądźcie tutaj i nie rozchodźcie się — powiedział młodszy czarownik i wskazał na pojedyncze krzesła ustawione w pseudo kręgu.
Młodzi nadludzie usiedli zgodnie z "prośbą", natomiast James z Vivianne stanęli za swoimi "żywicielami", gdyż Ci nie bardzo czuli potrzebę siedzenia. Wystarczyło tylko, aby starsza wampirzyca oparła się o fotel, aby spojrzenie duchowego berserka wylądowało na jej ciele. Widzący to Vergil westchnął z irytacją i spojrzał na jasnowłosą, natomiast ta zerknęła na Jamesa, który skierował wzrok na nią. Duch słabo westchnął, lecz Viv to nawet nie ruszyło, choć Harriet czuła, że jej energia powoli wzrasta. Ciche chrząknięcie starszego czarownika zwróciło na niego uwagę nadludzi, którzy wyczekiwali na jakiekolwiek informację.
— Nim przejdziemy do sprawy — zaczął czarownim — Niech koleżanka się przedstawi — zerknął na Vivianne — Pojawiła się podczas kłótni i tak pozostałaś.
— Jeśli to konieczne — stwierdziła prostując się — Jestem Vivianne Connolly z szlacheckiego rodu arystokratycznego Bernadotte, jedyna córka czarodzieja Bernadotte oraz wampirzycy Vanderbilt. We własnej osobie — wyjaśniła spokojnym tonem trzymając splecione dłonie jak księżna.
— Kojarzę — mruknął starszy czarownik — Powiedz tylko, skąd się tutaj wzięłaś? Wolę mieć pewność, że nie jesteś szpiegiem.
— Oczywiście. Dwadzieścia cztery lata temu, pewna czarodziejka, rzuciła na mnie śmiertelne zaklęcie. Ciało uległo zniszczeniu, natomiast dusza została przypisana do losowego dziecka, które danego dnia się urodziło i cóż, padło to na Harriet. — wyjaśniła wampirzyca — Lecz dopiero teraz, gdy białowłosa zyskała zdolność komunikowania się z duchami, ujawniłam się. — dodała z lekka wzdychając.
— Natomiast czarodziejka została zamordowana — wtrącił się Kevan — Nim jednak do tego doszło, w podobny sposób zabiła wielu ludzi, w tym czarowników i bezbronnych ludzi, po czym została przebita na wylot zatrutą strzałą. Stare czasy.. — westchnął wampir.
— Najlepsze czasy — westchnęła — Prostując. Nie macie mnie za wroga czy szpiega, choć zawsze mogę szpiegować dla was — dokończyła ponownie opierając się o fotel.
— Dobrze wiedzieć — mruknęła Harriet poprawiając się w fotelu i zerkając na Vergila, który rozsiadł się jak u siebie, lecz ze skupienie słuchał całej rozmowy — Jednak nie po to tutaj przyszliśmy. Pomówmy na temat mordercy i całej tej sytuacji.
— Myślę, że dobrym pomysłem będzie stąd po prostu zniknąć — stwierdziła czarnowłosa wampirzyca i wskazała na wielkie poroże zmutowanego stworzenia, które tylko czekało na odpowiedni moment — Chyba, że ktoś woli stać się czyimś posiłkiem — mruknęła wnet się ulatniając.
— Racja. Idziemy — przyznała Nelly, która jako pierwsza weszła w portal.
Reszta grupy uczyniła to samo, a gdy ostatnia osoba zniknęła za kręgiem magii, zza krzaków wybiegło mocno zmutowane zwierze, które naturalnie nie ma prawa bytu. To jednak nie było już zmartwieniem, gdyż nadludzie znaleźli się w bezpieczniejszym miejscu, lecz bardziej przepełnionym magią, co szczególnie wyczuła Vivianne, rozglądając się po pomieszczeniu.
— Nienawidzę portali — westchnęła Harr i zerknęła na berserka, który tylko wzdrygnął ramionami.
— Usiądźcie tutaj i nie rozchodźcie się — powiedział młodszy czarownik i wskazał na pojedyncze krzesła ustawione w pseudo kręgu.
Młodzi nadludzie usiedli zgodnie z "prośbą", natomiast James z Vivianne stanęli za swoimi "żywicielami", gdyż Ci nie bardzo czuli potrzebę siedzenia. Wystarczyło tylko, aby starsza wampirzyca oparła się o fotel, aby spojrzenie duchowego berserka wylądowało na jej ciele. Widzący to Vergil westchnął z irytacją i spojrzał na jasnowłosą, natomiast ta zerknęła na Jamesa, który skierował wzrok na nią. Duch słabo westchnął, lecz Viv to nawet nie ruszyło, choć Harriet czuła, że jej energia powoli wzrasta. Ciche chrząknięcie starszego czarownika zwróciło na niego uwagę nadludzi, którzy wyczekiwali na jakiekolwiek informację.
— Nim przejdziemy do sprawy — zaczął czarownim — Niech koleżanka się przedstawi — zerknął na Vivianne — Pojawiła się podczas kłótni i tak pozostałaś.
— Jeśli to konieczne — stwierdziła prostując się — Jestem Vivianne Connolly z szlacheckiego rodu arystokratycznego Bernadotte, jedyna córka czarodzieja Bernadotte oraz wampirzycy Vanderbilt. We własnej osobie — wyjaśniła spokojnym tonem trzymając splecione dłonie jak księżna.
— Kojarzę — mruknął starszy czarownik — Powiedz tylko, skąd się tutaj wzięłaś? Wolę mieć pewność, że nie jesteś szpiegiem.
— Oczywiście. Dwadzieścia cztery lata temu, pewna czarodziejka, rzuciła na mnie śmiertelne zaklęcie. Ciało uległo zniszczeniu, natomiast dusza została przypisana do losowego dziecka, które danego dnia się urodziło i cóż, padło to na Harriet. — wyjaśniła wampirzyca — Lecz dopiero teraz, gdy białowłosa zyskała zdolność komunikowania się z duchami, ujawniłam się. — dodała z lekka wzdychając.
— Natomiast czarodziejka została zamordowana — wtrącił się Kevan — Nim jednak do tego doszło, w podobny sposób zabiła wielu ludzi, w tym czarowników i bezbronnych ludzi, po czym została przebita na wylot zatrutą strzałą. Stare czasy.. — westchnął wampir.
— Najlepsze czasy — westchnęła — Prostując. Nie macie mnie za wroga czy szpiega, choć zawsze mogę szpiegować dla was — dokończyła ponownie opierając się o fotel.
— Dobrze wiedzieć — mruknęła Harriet poprawiając się w fotelu i zerkając na Vergila, który rozsiadł się jak u siebie, lecz ze skupienie słuchał całej rozmowy — Jednak nie po to tutaj przyszliśmy. Pomówmy na temat mordercy i całej tej sytuacji.
Vergil.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz