Lucas z zamiarem jak najszybszego dostania się do swojego mieszkania, z piskiem opon rusza spod kamienicy nowo poznanego chłopaka. Chłodny wiatr owiewa jego skórę na ramionach, nieco go otrzeźwiając. Zwalnia gdy tylko zbliża się do bramy osiedla. Po pokonaniu jednej z przeszkód czyhających na niego przed dostaniem się do ciepłego domu, parkuje na swoim tradycyjnym miejscu i powolnym krokiem męczennika wchodzi na klatkę schodową. Po cichu wdrapuje się na swoje piętro. Jednak, gdy jest już w połowie z jego telefonu dobiega dźwięk dzwonka, który roznosi się echem po całym piętrze. Mężczyzna przeklina cicho pod nosem i sięga szybko do kieszeni. Odbiera od razu, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Tak, słucham? – Mruczy cicho, stąpając ostrożnie po schodach.
- Jesteś mi jutro potrzebny na komisariacie. Punkt dziewiąta chcę cię tam widzieć. – Oznajmia bez zbędnego wstępu dowódca Sopp. – Liczę na twoje wyjaśnienia. – W jego głosie słychać irytację i zdenerwowanie, co z pewnością nie oznaczało niczego dobrego, szczególnie biorąc pod uwagę, co wydarzyło się nie tak dawno temu. Lucas wzdycha cicho, pocierając skronie.
- Oczywiście szefie. – Odpowiada z ulgą zatrzymując się przed drzwiami swojego mieszkania.
- Mam nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie tej całej szopki. – Dodaje mężczyzna i rozłącza się, nie czekając na jego odpowiedź. Fletcher chowa komórkę do kieszeni spodni, nie mając nawet siły, żeby przejmować się słowami przełożonego. Za pewne ta sprawa wróci do niego ze zdwojoną siłą z samego rana, gdy będzie już w budynku policji. Mężczyzna wsuwa klucz do zamka i przy akompaniamencie wybawicielskiego kliknięcia, wchodzi do środka. Zdejmuje buty, odrzucając je gdzieś na bok. Sięga do ramion, by zdjąć kurtkę, jednak dopiero, gdy za drugim razem nie udaje mu się wymacać skórzanego materiału, marszczy brwi w konsternacji.
- Co jest… - Mruczy i po chwili wzdycha cicho, przypominając sobie, że pożyczył ją swojemu dzisiejszemu towarzyszowi w barze. – Przynajmniej komuś się przydała. – Mamrocze pod nosem, człapiąc w stronę salonu. Luna słysząc kroki w korytarzu już czeka na niego z wywalonym językiem, ciesząc się na widok swojego opiekuna.
- Cześć bestyjko, tęskniłaś? – Pyta, miziając ją po łbie. Pies szczeka krótko, machając szybko ogonem. – No już, bo odfruniesz. – Śmieje się. – Co powiesz na film? – Mruczy, podchodząc do zlewu. Myje szybko ręce i wyciąga z szafki otwartą paczkę serowych chrupek. Przesypuje resztkę żółtych kuleczek do miski. Luna siada przed nim, patrząc na mężczyznę dużymi oczami. – Znam ten wzrok, łakomczuchu… Nie możesz. – Oznajmia, udając niewzruszonego, jednak w głębi serca, nie jest w stanie oprzeć się tym ślepkom. – Nie patrz tak na mnie… Nic nie dostaniesz. – Szczeniak skomle cicho, wbijając w niego jeszcze bardziej błagalne spojrzenie. Lucas zerka na nią i wzdycha cicho, ulegając w końcu. – Ale tylko jedną. – Oznajmia twardo, rzucając jej jedną chrupkę i powoli idzie do salonu. Zerka na swoją kolekcję filmów i po długim namyśle, wybiera „Frozen”. Włącza bajkę i siada na kanapie. Luna dołącza do niego, kładąc się wygodnie obok niego. Mężczyzna ogląda w skupieniu przebieg akcji, przegryzając co jakiś czas ukochaną przekąskę. Jego głowa powoli staje się coraz cięższa, podobnie jak oczy. W końcu zasypia z miską w jednej ręce i pilotem w drugiej.
Sny nie zawsze są miłe… A tej nocy, jakby dzień nie był wystarczająco męczący, Lucasa nawiedził koszmar. Zawsze taki sam i zawsze tak samo psuje mężczyźnie humor, wraz z nadejściem poranka. Tym razem nie mogło być inaczej. Z wyjątkowo okropnego snu, wybudza go budzik. Mężczyzna prostuje się gwałtownie, oddychając z trudem. Przymyka powieki, powoli się uspokajając. Luna unosi głowę i skomle cicho, wyczuwając nastrój swojego właściciela.
- Wszystko w porządku mordko. – Mruczy, przeczesując włosy dłonią. – Daj mi minutę… Zaraz pójdziemy… - Obiecuje cicho, biorąc głęboki wdech. Wstaje w końcu z kanapy i kieruje się w stronę sypialni, gdzie szybko przebiera się w rzeczy do biegania. Jak co rano zakłada psu szelki i smycz, po czym kierują się do wyjścia. Po godzinnej sesji biegania wracają do mieszkania. Mężczyzna bierze długi zimny prysznic i przebiera się w czyste rzeczy. Nakłada Lunie karmę i zaczyna przygotowywać sobie śniadanie. W zamyśleniu smaży na patelni omlet z warzywami. Nakłada ciepły posiłek na talerz i bez większego apetytu, zjada większość, a resztki dorzuca do miski psa.
- Bądź grzeczna. Będę jak najszybciej. – Obiecuje. Suczka żegna się z nim, liżąc jego rękę i gdy tylko ten opuszcza mieszkanie, kładzie się na swoje stałe miejsce leżakowania i zasypia. Lucas powolnym krokiem kieruje się w stronę motocykla i odpala maszynę z zadowoleniem słuchając mruczenia pojazdu. Mężczyzna wyjeżdża z osiedla. Dzięki temu, iż na drodze nie ma korków, a ulice są wyjątkowo puste, dociera na miejsce w mgnienia oku. Zostawia pojazd na parkingu i wchodzi do budynku komisariatu. Recepcjonistka unosi na niego wzrok, znad papierków.
- Ciężka noc? – Pyta, widząc jego wyraz twarzy.
- Wyjątkowo. – Mruczy jedynie. – Przepraszam Marie, ale mam nadzieję załatwić to szybko i wrócić do domu. – Przyznaje, uśmiechając się do niej przepraszająco.
- Oczywiście… Leć. – Odpowiada, patrząc jak ten odchodzi. Mężczyzna przechodzi przez bramki i windą kieruje się na odpowiednie piętro. Przeciąga się nieco, starając jakoś pobudzić, gdy zmęczenie daje o sobie znak. Tak jak przeczuwał, powoli zaczyna denerwować się rozmową z przełożonym. Nie będzie ona należała do łatwych, a on naprawdę nie miał siły wysłuchiwać kazań dowódcy. Z rozmyślań wybija go dźwięk otwieranych drzwi. Powolnym krokiem kieruje się w stronę gabinetu mężczyzny. Puka delikatnie do drzwi i słysząc stanowcze „Proszę”, wchodzi do środka.
- Jestem kapitanie. – Mówi, stając naprzeciwko biurka. Mężczyzna podnosi na niego pozornie spokojny wzrok, jednak w rzeczywistości, atmosfera w pomieszczeniu z pewnością nie napawa spokojem.
- Możesz mi wyjaśnić Fletcher… Jak do kurwy nędzy doszło do tego, że zginął nasz informator? – Pyta, patrząc na niego uważnie.
- Sądzę, że już jest Pan zaznajomiony z sytuacją. – Odpowiada powoli, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Wiem co jest w tych cholernych papierach. – Warczy. – Pytam się, jak mogłeś do tego dopuścić.
- Pomyliłem się. – Przyznaje. James już ma zamiar coś powiedzieć, jednak decyduje się jedynie na głośne westchnięcie i czeka aż ten dokończy. – Zostałem poinformowany , że „Na pewno go nie przeoczę”. – Zauważa. – I dodatkowo nikt nie uprzedził mnie jakiego rodzaju jest to klub, więc tym bardziej pomyłka… Nie była niczym niezwykłym. – Oznajmia.
- Nie była niczym niezwykłym. – Prycha kapitan. – Zdajesz sobie sprawę, jakie problemy będziemy przez to mieli? Straciliśmy informatora, który miał dla nas coś co zapewne było cholernie ważne. – Wzdycha ciężko, pocierając skronie. Milczy przez dłuższy czas. – Kim był ten chłopak, z którym nawiązałeś kontakt? – Pyta w końcu.
- Zwykły klubowicz, ale… - Milknie na chwilę, przypominając sobie wszystko co działo się poprzedniego wieczoru. – Myślę, że może mieć jakieś powiązania z wampirami. – Przyznaje, patrząc na kapitana. – Wiem, że zawaliłem i dlatego proszę byś dał mi szansę James. – Mówi, patrząc na niego. – Znajdę tego chłopaka i postaram się dowiedzieć czegoś więcej. – Obiecuje. Mężczyzna przygląda mu się uważnie, rozmyślając nad jego słowami.
- Niech będzie… Skontaktuj się z nim i módl się, żeby nie była to strata czasu. – Mruczy. – A teraz skoro już tu jesteś musisz wypełnić papiery. Uzupełnij zeznania i przygotuj raport z wczorajszej nocy. – Nakazuje, wracając do swoich obowiązków. Lucas potakuje delikatnie i wychodzi z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zanim w ogóle zasiądzie do tych piekielnych dokumentów, postanawia kupić kawę z automatu. Z gorącym kubkiem w dłoni kieruje się w stronę swojego biurka i z cichym westchnięciem, zabiera się do pracy, mając przeczucie, że to będzie koszmarnie długie popołudnie. Kończy dopiero, gdy wskazówki zegara wskazują czternastą godzinę. Zabiera wszystkie raporty i zanosi je do gabinetu kapitana, po czym szybkim krokiem idzie do windy, która jak na złość wydaje się jechać wieczność. Wsiada do środka i opiera plecy o chłodny metal kabiny. Z przymkniętymi oczami czeka, aż drzwi się otworzą, a on będzie w końcu mógł wrócić do domu i położyć się w miękkim łóżku, przesypiając resztę dnia. Powoli wychodzi z windy, gdy ta zatrzymuje się na odpowiednim piętrze i pogrążony w myślach kieruje się w stronę bramek. Nagle słyszy znajomy głos. Unosi wzrok i zauważa chłopaka o charakterystycznych włosach, stojącego przy recepcji. Ten z szerokim uśmiechem podchodzi do niego, wypowiadając kolejne słowa, których Lucas nie jest w stanie zrozumieć w pierwszej chwili, zbyt zmęczony. Unosi delikatnie brew, gdy ten proponuje mu kawę.
- Chwilkę. Błagam. Najpierw dziękuję za zwrot kurtki i cieszę się, że mogłem ci pomóc. – Zaczyna, patrząc na niego. – Nie spodziewałem się, że spotkam cię akurat tutaj. – Przyznaje.
- Mam swoje sposoby. – Oznajmia Simon, puszczając mu oczko. – Żartuję oczywiście. – Śmieje się. – Znalazłem wizytówkę w twojej kurtce i pomyślałem, że może będę miał szczęście i uda mi się na ciebie tutaj natrafić, Darling. – Tłumaczy. – Ale wracając do mojego pytania… Skusisz się na kawę mój bohaterze? – Pyta ponownie, patrząc na niego wyczekująco. Lucas milczy przez chwilę, rozważając wszelkie za i przeciw i pomimo zmęczenia w końcu zgadza się.
- Właściwie… Kawa naprawdę mi się przyda. – Przyznaje w końcu, patrząc na niego. - Ale ty prowadzisz. Zaufam twojemu gustowi. – Oznajmia Lucas, uśmiechając się do niego delikatnie.
Simon? <3
Brak komentarzy
Prześlij komentarz