1.07.2019

Od Isaiaha CD Anthony'ego

Kiedy usłyszał trzeszczenie śniegu pod czyimiś butami, podniósł się z kucek i, trzymając psa za obrożę, zwrócił się w kierunku idącego w jego stronę mężczyznę. Nim ten do niego dotarł, mógł się mu nieco dokładniej przyjrzeć. Posiadał jasne włosy, które po prześwietleniu przez promienie wychylającego się zza chmur słońca miały prawie białą barwę. Do tego oczy, te skupiające na sobie wszystkie spojrzenia niebieskie oczy, przez co przybysz, najpewniej właściciel czworonoga, wyglądał jak lodowy żywiołak czy inne śnieżne stworzenie, jakie postanowiło zjawić się między ludźmi. Izz uśmiechnął się na początku delikatnie, tylko do swoich myśli rodem z powieści fantasy, gdyż ostatnio to w jednej książce z tego rodzaju się zaczytywał wieczorami, później szerzej, gdy uznał, że nieznajomy może już go dostrzec. Milczał grzecznie do chwili, aż właściciel psa opanuje oddech, gdyż wyraźnie był zmęczony biegnięciem za nieposłusznym husky. Ten natomiast aż wyrywał się do opiekuna, więc Jaffe musiał wzmocnić uścisk na obroży, aby czworonóg się nie wymsknął i nie pobiegł dalej, bo miał wrażenie, że ten biedny blondyn dalej nie będzie w stanie już gonić za czymkolwiek.
— Dziękuję za złapanie jej. Pewnie pobiegłaby jeszcze gdzieś o wiele dalej. Chyba daje mi do zrozumienia, że powinienem zacząć rano biegać — Mężczyzna zaśmiał się krótko, jakby sprawiało mu to problem. Szatyn pomógł mu zapiąć psa na smycz, a następnie w pełni się wyprostował, przez co mógł zauważyć, że pomiędzy nimi jest całkiem spora różnica we wzroście. Zdawało się mu to nie przeszkadzać. Jak zwykle. Nie bez powodu jego rodzina nazywała go małym promykiem szczęścia.
— Nie wiem, jak mógłbym się odwdzięczyć. Może jakaś kawa, herbata? — Brew studenta, gdy dotarła do niego taka propozycja, aż powędrowała w górę — Mam teraz jeszcze półtorej godziny, zanim będę zbierać się do pracy, a jeśli nie, to o osiemnastej kończę.
— Próbowałem tylko pomóc. To ja powinienem podziękować za możliwość spotkania z taką uśmiechniętą mordką jak ten pies — Aby podkreślić swe słowa, Isaiah poczochrał ponownie psa za uchem, dopiero wtedy wracając spojrzeniem do blondyna — To bardzo miłe z twojej strony, zapraszać kogoś obcego z parku na kawę. Chętnie przyjmę jednak to zaproszenie, mam i tak luźny dzień.
W młodzianie zaiskrzyła myśl, że być może w ten sposób znajdzie lokalnego znajomego, który pokaże mu tajemnice miasta, skróty czy boczne uliczki, jakie ułatwią mu życie w Seattle.  A może i oswoi go z tymi wysokimi budynkami, aby nie obawiał się podróżowania samemu. Oczywiście, przeoczył negatywne aspekty jak możliwość porwania lub wdanie się w toksyczną znajomość. Jak zwykle, tęczowe klapki na oczach odgradzały go od rzeczy, które by mogły zaburzyć jego malutki światek.
— Widziałem kafejkę, przyjazną zwierzętom — Jaffe wskazał kciukiem za siebie, w kierunku, z którego przybył — Jak tamtędy przechodziłem, była otwarta. To oczywiście tylko moja propozycja.

Anthony?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics